Moje dzieci owoce jedzą tylko od święta

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Marta z Opola: - Serce mi pęka, gdy muszę dzieciom wydzielać jedzenie.
Marta z Opola: - Serce mi pęka, gdy muszę dzieciom wydzielać jedzenie. Paweł Stauffer
W niedostatku żyje w Polsce 1,4 miliona dzieci. Wiele nie dojada, a mięso lub nabiał są dla nich luksusem. Również na Opolszczyźnie.

- Wie pani, jakie to uczucie, gdy dzieci proszą, żebym dała im kromkę chleba, a ja nie mam za co tego chleba kupić? - pyta Marta z Opola, mama pięciorga maluchów. Najmłodsza, Marlenka, w styczniu skończyła miesiąc. Najstarsza, Emilka, chodzi do pierwszej klasy.

Pani Marta ma 28 lat. Mówi, że jest dobrą matką. Czasami tylko krzyknie na swoje drobiazgi, gdy zbyt natarczywie upominają się o jedzenie. - Wiem, że tak nie powinnam, ale jestem po prostu bezsilna, gdy nie ma co do garnka włożyć - mówi łamiącym się głosem.

Kobieta ma przyznane alimenty na czwórkę dzieci (najmłodszej córeczce sąd jeszcze ich nie zasądził), ale ojciec dzieci, odkąd Marta się z nim rozstała, ani myśli płacić. Mówi, że skoro dostaje pieniądze od państwa, to tak, jakby on sam na nie łożył. Po odliczeniu opłat na życie zostaje 300-400 złotych.

- Gdy dostaję pieniądze, kupuję kurczaka, dzielę na porcje i zamrażam. Mięso dzieci jedzą tylko w niedzielę, więc wystarcza na cały miesiąc - opowiada Marta. Ona sama mięsa nie rusza. - No, chyba że to, co po maluchach na talerzu zostanie - dodaje zawstydzona.

Owoce dzieciaki jedzą sporadycznie. Ostatni raz ponad miesiąc temu, gdy na święta dziadkowie przywieźli im paczki. Wcześniej nie widziały ich od pół roku. - Staram się za to kupować jogurty, bo to potrzebne dla zdrowia. Gdy dostaję pieniądze, kupuję 20 sztuk, tych najtańszych, żeby było na cały miesiąc. Chowam je później przed maluchami, bo one najchętniej zjadłyby wszystkie od razu - mówi Marta.

Dzieci czasami proszą o słodycze, ale nieczęsto je dostają. Mama na zakupy ich nie zabiera, bo serce jej pęka, gdy po raz kolejny musi im odmówić cukierka.

Ta historia nie jest niestety wyjątkiem. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że na 8,9 mln osób do 24. roku życia, które są na utrzymaniu rodziców, w niedostatku żyje 1,4 mln, czyli co szósta.

Dane opublikowane przez GUS są alarmujące. Wynika z nich, że ponad pół miliona dzieci w Polsce nie dojada, bo ich rodziców nie stać na to, aby choć co drugi dzień dać im posiłek z mięsa lub równie treściwy jego wegetariański odpowiednik. Nie mogą też sobie pozwolić na to, aby kilka razy w tygodniu kupić świeże owoce lub warzywa.

- Dla mnie owoce to luksus. Rzadko je kupuję - przyznaje pani Irena, która samotnie wychowuje siedmioro dzieci. Utrzymuje się ze skromnych alimentów i tego, co jej się uda dorobić, dorywczo sprzątając mieszkania. - Najstarsza córka dostaje jabłko w szkole (w ramach programu "Owoce w szkole" - przyp. red.). Nauczyciele wiedzą, że u nas jest trudna sytuacja, dlatego czasami, jak któregoś dziecka nie ma na lekcjach, to dają je Amandzie, żeby podzieliła się z młodszym rodzeństwem - opowiada.

Mięso też jest w tej rodzinie luksusem. Pani Irena wyszukuje je na promocjach w marketach, miele i robi np. kluski z mięsem. - Dzieci je uwielbiają. Ani się obrócę, a już wszystko z talerza znika - uśmiecha się.

Z danych GUS wynika, że blisko 450 tys. dzieci w Polsce nie ma wszystkich podręczników, bo ich rodziców na nie nie stać. Tak było w przypadku pani Marty, której najstarsza córka chodzi do pierwszej klasy. - Dzieci się z niej śmiały, wracała do domu z płaczem, a ja naprawdę nie miałam za co ich kupić - opowiada.

Wkońcu książki sprezentowało wydawnictwo. Ale gdy pani Marta nie miała kromki chleba, żeby dać córce drugie śniadanie do szkoły, dziecko zostało w domu. - Żeby inni jej nie dokuczali. Dzieci potrafią być bezlitosne - wzdycha.

Tylko w samym Opolu ze wsparcia pomocy społecznej korzysta 5,5 tys. rodzin, czyli średnio co czwarta.

Czytaj**Z pomocy społecznej korzysta 60 tysięcy Opolan**

- Jeszcze kilka lat temu ubóstwo było konsekwencją bezrobocia i wielodzietności - mówi Małgorzata Kozak, wicedyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu. - Teraz coraz częściej do pomocy społecznej kwalifikują się ludzie, którzy pracują, ale mają tak niskie wynagrodzenie, że nie sposób za nie utrzymać rodzinę.

W stolicy województwa z dożywiania w szkołach korzysta ponad 300 dzieci. Ponad 3 tys. rodzin otrzymuje co miesiąc wsparcie na zakup żywności. - Z naszych obserwacji wynika, że bardzo dużo dzieci z powodu biedy jest nieprawidłowo odżywianych. One nie głodują, ale są karmione np. chlebem i ziemniakami, bo na urozmaiconą dietę rodziców nie stać - wyjaśnia wicedyrektor Kozak.

Tych, którzy głodują, bo nie mają śmiałości prosić o wsparcie, statystyki nie uwzględniają. Pomóc może czujność sąsiadów. - Sprawdzamy każdy, nawet anonimowy sygnał i faktycznie zdarza się, że dopiero wtedy takie osoby pozwalają sobie pomóc - przyznaje Małgorzata Kozak.

W szkole dzieci z ubogich rodzin muszą stawić czoło swoim zamożnym kolegom. To rodzi kolejny problem. - Część z nich, aby nie czuć się gorszymi, zaczyna wagarować, co w ostateczności może skończyć się nawet skierowaniem do rodziny zastępczej - mówi wicedyrektor Kozak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska