Moje Kresy. Abacja - kurort marzeń

Archiwum prywatne
Willa "Gianna”, w której w 1908 roku mieszkał Stanisław Witkiewicz.
Willa "Gianna”, w której w 1908 roku mieszkał Stanisław Witkiewicz. Archiwum prywatne
Gdy przychodził listopad, dla Polaków - jak twierdził Wyspiański - niebezpieczna pora, i zaczynały się szarugi oraz pierwsze przymrozki, z dnia na dzień pustoszały kresowe kurorty w Truskawcu, Morszynie i Lubieniu.

Lepsze towarzystwo Lwowa, Stanisławowa, Kołomyi i Krakowa przenosiło się do Abbazi nad Adriatyk do najelegantszego w monarchii habsburskiej uzdrowiska. "Galileusze" (mieszkańcy Galicji), czyli Polacy z zaboru austriackiego, bojkotując, ze względu na antypolską politykę Bismarcka, zimny "pruski Sopot", Abbazię uznali za swoje uzdrowisko i zaczęli używać spolszczonej nazwy Abacja. Twierdzili nawet, że tam jest "galicyjski dostęp do morza". A walory kurortu nad Adriatykiem późną jesienią były nieporównywalne z nadbałtyckim Sopotem.

Kuracyjna wieża Babel

Wyjątkowo ciepły klimat powodował, że zima przychodziła do Abacji jakby od niechcenia i na krótko, a zdarzały się lata, że wcale jej nie było. Powoli więc żółkły liście na mimozach, platanach, akacjach i wyjątkowo długo czerwieniły się bluszcze na utopionych w ogrodach i parkach willach i pensjonatach.

Różnojęzyczne towarzystwo, w którym dominował język niemiecki, ale też niewiele ustępował mu włoski, węgierski, chorwacki, polski i jidysz, przechadzało się po najdłuższej w Europie nadmorskiej strandpromenadzie (longomare) - 12 kilometrów od Lovran aż po Rijekę (włoskie Fiume) - największy port w ówczesnych Austro-Węgrach.

A kto już, wędrując wybrukowanym wybrzeżem, dotarł do Rijeki, miał przed sobą jedno z piękniejszych miejsc spacerowych - słynne rijeckie corso z aleją kawiarenek, w których podawano najlepiej parzoną kawę na świecie, a do niej najsmakowitsze ciasta tortowe. I tak zostało do dziś. Warto tam pojechać, by otrzeć się o ten jeden z europejskich cudów kulinarnych i poobserwować z kawiarnianego stolika różnobarwny i wielojęzyczny tłum spacerowiczów.

Fenomen Abbazi

Miejscowości nad Adriatykiem jest setki. Samych tylko małych wysepek jest tam ponad dwa tysiące - i tu pojawia się fenomen Abbazi. Dlaczego właśnie ta leżąca na kamienistym brzegu morskim wioska stała się najbardziej eleganckim, a z czasem i luksusowym kurortem arystokratów, polityków i bohemy europejskiej, skutecznie rywalizującym z San Remo, Niceą, Cannes i Rimini?

Tu dotykamy trudnego do zdefiniowania problemu o roli jednostki i przypadku w dziejach. Otóż sprawcą tego wyniesienia małej wioski rybackiej był bogaty i przedsiębiorczy kupiec z Rijeki Iginio (Ignacy) Scarpa.

W 1844 r. wybudował w Abbazi letni pałacyk i nazwał go imieniem swej pięknej, młodo zmarłej małżonki "Angiolina". Był to czas, gdy w Europie poczęły powstawać kurorty odpowiadające potrzebom nowoczesnego lecznictwa uzdrowiskowego. Scarpa, mając szczególnie wyostrzony instynkt kupiecki, uznał, że marketingowo najlepszą inwestycją biznesową w przyszłości będzie, jeśli uda mu się zaprosić do swej luksusowej willi otoczonej wymuskanym ogrodem kogoś z najbliższego otoczenia cesarza Austrii.

Był mistrzem w pozyskiwaniu osób, na których mu zależało. Nic więc dziwnego, że jego osobisty takt i dyplomacja spowodowały, że udało mu się zaprosić na wypoczynek samą cesarzową Marię Annę - żonę cesarza Austrii i jednocześnie króla Węgier Ferdynanda I Habsburga (1793-1875). Zachwycona klimatem, parkiem otaczającym willę "Angiolina" i urodą okolic żona władcy zaczęła rozpowiadać o tym miejscu na dworze wiedeńskim. Szybko przekonała cesarza, który postanowił tam pojechać osobiście, aby zażyć słonecznej kąpieli.

Na skutki nie trzeba było długo czekać. Austriaccy, węgierscy i polscy arystokraci poszli w ślady rodziny cesarskiej i zaczęli zjeżdżać na wypoczynek do Abbazi oraz budować tam swoje letnie rezydencje. Sprzyjała temu bliskość portu w Rijece, gdzie u schyłku XIX w. zaczął się czas niebywałej prosperity, rosły fortuny kupieckie.

Nowi milionerzy, często nuworysze kupujący na dworze wiedeńskim tytuły baronów i hrabiów, budowali wzorem arystokratów coraz pyszniejsze rezydencje, a że czas w architekturze był fantazyjny, bo klasycyzm rywalizował z secesją (Jungstill), powstały tam budowle, które dziś uznawane są za świątynie europejskiego ruchu turystycznego: hotele "Kvarner", "Palace", "Mozart", "Admirał", "Imperial".

Władza, pieniądze i snobizm robiły swoje. Rosła sława Abbazi. W 1873 r. Austriackie Towarzystwo Kolejowe wybudowało linię Wiedeń - Rijeka, z odnogą docierającą do centrum Abbazi. Z zasnutego chmurami i nawiedzanego przez śnieżyce Wiednia można było w ciągu jednej zaledwie nocy spędzonej w eleganckim sleepingu dotrzeć nad turkusową zatokę między Lovranen a Woloskiem i podziwiać jej piękno z balkonu "Palace" bądź "Mozarta".

Politycy i artyści

W 1894 r. do kurortu przybył na zimowy wypoczynek cieszący się wyjątkową estymą cesarz Franciszek Józef z dworem i spotkał się tam z cesarzem Niemiec Wilhelmem II Hohenzollernem. Kilka lat później przyjechał tu na spotkanie z królem Szwecji i Norwegii Oskarem II. Nie było roku, aby wśród gości w Abbazi brakowało książąt i księżniczek.

Trudno ich zliczyć. Byli wśród nich nawet potencjalni następcy tronu - Rudolf z małżonką Stefanią i Otto z Marią Józefą. Przyjeżdżali tam też spiskowcy, konspiratorzy i różnej maści rewolucjoniści, którzy z czasem - jak to bywa w polityce - stawali się przywódcami, a nawet prezydentami państw. Był wśród nich przywódca bolszewików Włodzimierz Lenin, który w 1903 r. zameldował się pod nazwiskiem dr Jerzenkiewicz. W pobliskiej Rijece urodził się Janos Kadar - przywódca komunistów węgierskich. Jego matka pracowała jako sprzątaczka w hotelach w Abbazi.

W Abbazi przebywał z żoną pierwszy prezydent Czechosłowacji Tomasz Masaryk. A gdy kurort ten po wojnie znalazł się w granicach Jugosławii, lubił tam przyjeżdżać przywódca tego państwa Josif Broz Tito. Dziś główna ulica w Abbazi nosi jego imię. Na zaproszenie Tity przyjeżdżało tam wielu polityków i przywódców państw europejskich. Był wśród nich też Bolesław Bierut jako prezydent Polski.

Towarzystwo przyjeżdżające tam na wypoczynek i polepszanie stanu zdrowia korzystało z usług medyków i dietetyków. A ponieważ popyt rodził podaż, w Abbazi zaczęli ordynować słynni europejscy lekarze, jak choćby prof. Julius Glax, znakomity balneolog, i prof. Teodor Billroth, wielki wiedeński chirurg i rywal prof. Ludwika Rydygiera, lwowskiego chirurga, z którym walczył w opracowaniach naukowych o palmę światowego pierwszeństwa odnośnie do operacji na otwartym żołądku. Gdyby przyznawano wówczas Nagrodę Nobla, jeden z nich na pewno by ją otrzymał.

Świat arystokratów, rekinów finansowych z całych Austro-Węgier, wybitnych lekarzy i uczonych uzupełniała i dodawała mu powabu bohema europejska, która zjeżdżała do Abbazi w swej pierwszorzędnej reprezentacji.

Gościli tam m.in. rosyjscy pisarze Antoni Czechow, pisząc w jednej z willi opowiadanie "Ariadna", i Vladimir Nabokow - autor "Lolity", Irlandczyk James Joyce, szlifujący swego "Ulissesa", a także francuscy twórcy kinematografii bracia August i Ludwik Lumiere, austriacki kompozytor i dyrygent Gustav Mahler pisał tam swoje symfonie, czeski wirtuoz skrzypiec Jan Kubelik, którego pomnik stoi dziś w pobliżu willi "Angiolina", żywiołowa, ekscentryczna i skandalizująca tancerka Isadora Duncan - żona poety Sergiusza Jesienina, która miała śmierć równie efektowną jak życie, gdyż zmarła uduszona szalem, który wkręcił się podczas jazdy w nie osłonięte błotnikiem koło jej sportowego samochodu. Bywał tam też genialny fizyk Albert Einstein.

Trudno zliczyć pomniejszych artystów zjeżdżających na wypoczynek do Abbazi. Było ich setki. Ich nazwiskami wypełnione są księgi meldunkowe hoteli i pensjonatów tego kurortu. Możemy czytać o nich w znakomitych monografiach niemiecko- i chorwackojęzycznych o Abbazi, m.in. autorstwa wiedeńskiego historyka Johannesa Sachslehnera, chorwackiego badacza, a przy tym burmistrza tego kurortu Amira Muzura oraz Borisa Zakoška i Koralijki Jurković z Uniwersytetu w Rijece

Na tropach polskich śladów

Nie miejsce tu, aby rozwodzić się szczegółowo nad ogólną historią Abacji, której już poświęcono wiele tomów. Skoncentrujmy się na tamtejszych polskich śladach, które warto przywołać.

Jest w bardzo poczytnej niegdyś powieści Jana Parandowskiego "Niebo w płomieniach" końcowa sekwencja, gdy jej bohater, lwowski gimnazjalista Teofil Grodzicki, wyjeżdża wspólnie z rodzicami na wypoczynek do Abacji. Unaocznia to popularność tego kurortu w kręgach zamożnych Galicjan.

Abacja trafiła nawet do słynnych "Słówek" Tadeusza Boya-Żeleńskiego, gdyż Pani Stefania z wierszyka "Z tym największy jest ambaras, aby dwoje chciało naraz" "jeździła aż do Abacji po temat do konwersacji".

Rzeczywiście, tysiące Polaków jechało corocznie nad turkusową zatokę, aby tam odpoczywać. Dobrze, że moda ta wróciła, bo dziś znów rozbrzmiewa mowa polska na nabrzeżach obecnie już chorwackiego kurortu. Mieczysław Orłowicz w swym przewodniku po Europie z 1914 r. podał, że rok wcześniej w Abacji wśród 50 tysięcy gości Polaków było aż 8 tysięcy. I dodawał, że kusiło ich "piękne położenie i wzorowe urządzenie kurortu".

Polacy tam nie tylko odpoczywali, ale też inwestowali, budując własne wille i pensjonaty. Najbardziej znane były wille: "Pepina" pani Polaskiej, "Heim" pani Grużewskiej, "Mascagni" pani Grassi, pensjonat "Ayram" dra Henryka Ebersa (juniora), znanego lekarza z Krynicy, Ksawerego Górskiego, twórcy sanatorium w Szczawnicy, oraz pensjonat pani Marchlewskiej, w którym w lutym 1914 r. zatrzymał się na kwaterze Józef Piłsudski.

Będąc w październiku 2011 r. w Abacji, która dziś nosi chorwacką nazwę Opatija, próbowałem ustalić, ile willi i pensjonatów mieli tam Polacy. Wobec braku dokumentacji jest to twardy orzech do zgryzienia. Ale ciągle pojawiają się nowe fakty, które wzbogacają wiedzę o tym zapomnianym dziś po latach przemilczeń "polskim rozdziale w dziejach Abacji".

Czesław Miłosz w jednym ze swych ostatnich esejów zamieszczonych na łamach "Tygodnika Powszechnego", 13 lipca 2003 r., pt. "La Belle Époque", ubolewał nad tym, pisząc: "Nazwy Abacji nikt, ale to nikt już nie pamięta. I brak jej nawet w encyklopediach". Tak tragicznie to już nie jest, ale o białej plamie w historii tego uzdrowiska trzeba przypominać i namawiać do jej likwidacji.

W czerwcu tego roku na targu staroci nieopodal lwowskiego teatru nabyłem wyjątkowo rzadką widokówkę, przedstawiającą willę Brunickich i dzięki temu dowiedziałem się, że ta polska kresowa rodzina, będąca właścicielami okazałego pałacu w Zaleszczykach, uzdrowiska w Lubieniu Wielkim pod Lwowem oraz posiadająca kaplicę na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie, w Abacji też wybudowała sobie willę, aby tam w ciepłym klimacie spędzać zimowe miesiące.

Casus generała Terenkoczego

Natomiast dzięki dokumentacji rodzinnej Stanisława Iłowieckiego z Warszawy udało się ustalić, że w Abacji posiadał willę o nazwie "Belwedere" jego dziadek - generał Leopold Terenkoczy (1856-1919).

Była to ważna postać, którą warto przypomnieć, bo pięknie wpisuje się w legendę polskich kresów. Leopold Terenkoczy był z pochodzenia Węgrem, z rodziny, która w XIX wieku związała się na trwałe ze Lwowem i wydała kilka wybitnych indywidualności, że wymienię tylko Józefa Terenkoczego - aptekarza, właściciela winiarni, hojnego filantropa i członka Rady Miasta Lwowa, oraz Władysława Terenkoczego (1848-1929) - aktora, dyrektora teatrów we Lwowie i Poznaniu, znanego z ról amantów, a u schyłku życia zasobnego bankiera.

Leopold Terenkoczy ukończył medycynę na Uniwersytecie Wiedeńskim i uważał się za ucznia znakomitego laryngologa Leopolda Schroettera von Kristelli. A że w czasie studiów korzystał ze stypendium wojskowego, był zmuszony do odpracowania przyznanych mu funduszy w charakterze lekarza wojskowego. Wyszło mu to w sumie na dobre. Po wybuchu I wojny światowej awansował bowiem na generała i objął funkcję szefa sanitarnego 5 Armii Austro-Węgierskiej. Wcześniej uzyskał już opinię wybitnego laryngologa, twórcę pierwszego tego typu gabinetu we Lwowie. Był już człowiekiem zamożnym, czego wyrazem stał się zakup willi "Belwedere" w Abacji.

Leopold Terenkoczy z sympatią patrzył na działalność patriotyczną Józefa Piłsudskiego, którego nawet gościł w swej willi w Abacji. W czasie, gdy powstawały Legiony Piłsudskiego, był przychylny tej inicjatywie i należąc do kierownictwa armii austro-węgierskiej, ułatwiał zdobywanie przydziałów broni dla słynnej I Brygady.

Sądził, że miał dostateczne zasługi w dziele odbudowy niepodległości Polski i gdy Józef Piłsudski objął stanowisko naczelnika państwa, udał się do Warszawy z nadzieją, że z racji swoich doświadczeń i wykształcenia oraz pomocy świadczonej Piłsudskiemu w okresie formowania Legionów zostanie przyjęty jako oficer do Wojska Polskiego i otrzyma funkcję szefa sanitarnego armii polskiej.

Piłsudski przyjął Terenkoczego w Belwederze, ale jego propozycję stanowczo odrzucił. Terenkoczy tak się tym przejął, że po powrocie do Lwowa dostał zawału serca i zmarł. Jego żona, Helena, po bardzo długich staraniach otrzymała rentę wdowią, ale o wiele niższą niż wdowy po oficerach polskich.

W czasie okupacji niemieckiej mieszkała w Warszawie w pobliżu getta. Któregoś dnia, na skutek donosu, że generałowa ukrywa Żyda, do jej mieszkania wpadli gestapowcy i rozpoczęli rewizję. Ich agresywność została jednak powstrzymana widokiem dużej fotografii generała wiszącej w salonie.

Gestapowiec zapytał: "Kto to jest?". Generałowa odpowiedziała: "Mój mąż, austriacki generał". Wówczas dowódca Niemców zasalutował, zaniechał przeszukiwania domu i przeprosił za niespodziewane najście. W ten sposób generał Leopold Terenkoczy po śmierci uratował mimowolnie jednego ze zbiegów z getta, ale także swą żonę, bo i ją spotkałby niewątpliwie taki sam los jak ukrywanego przez nią człowieka.

Polscy politycy i pisarze

Nie udało się ustalić, czy miał w Abacji swoją prywatną willę polski arystokrata ze Skały Podolskiej, a jednocześnie minister spraw zagranicznych w cesarstwie austro-węgierskim Agenor Gołuchowski - polityk wielkich zasług dla autonomii polskiej w Galicji, któremu we Lwowie postawiono pomnik tuż przy gmachu Sejmu Krajowego. W każdym razie bywał w Abacji wielokrotnie, spotykając się tam m.in. z szefem dyplomacji włoskiej Tommaso Titonim.

Wiele można by napisać o Polakach, którzy kończyli słynną elitarną austriacką Akademię Morską w Rijece, kuźnię oficerów okrętowych. Najwybitniejszym z nich był lwowianin Mieczysław Pietruski (1848-1905), jedyny Polak, który dosłużył się szlifów admiralskich w Austrii. Zasłynął z wynalazków unowocześniających różne dziedziny uzbrojenia okrętów wojennych. W czasie studiów często odwiedzał pobliską Abację.

Ale najsławniejsi polscy bywalcy w Abacji to niewątpliwie Henryk Sienkiewicz, który przyjeżdżając wielokrotnie na przestrzeni lat 1887-1909 tam pisał "Pana Wołodyjowskiego" i szkicował "Quo vadis" oraz świętował sukces swojej literackiej Nagrody Nobla.

Odwiedzał wielokrotnie Stanisława Witkiewicza - pisarza, malarza, twórcę stylu zakopiańskiego, ojca Witkacego, który ratował się przed pożerającą go gruźlicą płuc, mieszkając kilka lat w sąsiadującym bezpośrednio z Abacją Lovran, gdzie w końcu zmarł w 1915 r. Sienkiewicz finansował pobyt Witkiewicza nad turkusową zatoką w formie ukrytej - poprzez fundację.

Przyjeżdżał tam również Stefan Żeromski i dwukrotnie Józef Piłsudski, o czym informuje duża tablica umieszczona na murze w sercu kurortu w pobliżu parku otaczającego willę "Angiolina". Piłsudski szukał tu równowagi psychicznej po słynnej akcji pod Bezdanami, gdzie z grupą bojowców z PPS dokonał napadu na pociąg pocztowy, przejmując sumę 400 tys. rubli (dziś ok. 2 mln euro) na cele partyjne. I drugi raz tuż przed wybuchem I wojny światowej, gdy przeżywał kryzys małżeński, nie mogąc się zdecydować, z którą z dwóch kobiet jego życia musi ostatecznie zerwać. Ostatni urlop przed wybuchem II wojny światowej spędził też w Abacji prezydent RP Ignacy Mościcki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska