Moje Kresy. Mitologia Turki

Stanisław S. Nicieja
Kościół w Turce.
Kościół w Turce. archiwum
Turkę zmitologizowali dwaj polscy artyści: pisarz Andrzej Kuśniewicz i Janusz Majewski - reżyser, twórca takich filmów jak „Lokis”, „CK dezerterzy” czy „Lekcja martwego języka”, w których aromat Kresów ma smak złocistych morel i cierpkiej aronii.

I właśnie film „Lekcja martwego języka” z 1979 roku, będący ekranizacją powieści Kuśniewicza, połączył tych artystów, genealogicznie zakorzenionych w Kresach: Janusz Majewski urodzony we Lwowie w 1931 roku, a Andrzej Kuśniewicz (1904-1993) w Kowenicach - w pobliżu Turki.

Akcja tej znakomitej powieści i filmu dzieje się w Turce w ostatnich tygodniach I wojny światowej. I chociaż Turka leżała daleko od frontów, na których decydowały się losy wojny, to właśnie na przykładzie tego utopionego w lasach zakątka świata, zamieszkanego przez konglomerat narodowości: Bojków, Polaków, Cyganów, Żydów, Niemców, Austriaków, obaj artyści ukazali agonię i rozpad austro-węgierskiej monarchii: w listopadzie 1918 roku odchodziła galicyjska wspólnota narodów i rodziły się państwa narodowe.

Lwowianin Janusz Majewski - pisarz, reżyser, twórca m.in. filmów „CK dezerterzy” i „Lekcja martwego języka” w towarzystwie prof. Stanisława Niciei, Warszawa
Lwowianin Janusz Majewski - pisarz, reżyser, twórca m.in. filmów „CK dezerterzy” i „Lekcja martwego języka” w towarzystwie prof. Stanisława Niciei, Warszawa 1993. Fot. Halina Nicieja

Janusz Majewski to nie tylko wyjątkowo płodny reżyser, twórca filmów o tematyce historycznej i obyczajowej (jak choćby „Królowa Bona” czy „Zazdrość i medycyna”), ale też świetny scenarzysta i pisarz, mąż Zofii Nasierowskiej (1931-2011) - mistrzyni fotografii artystycznej. Artystyczne portrety Nasierowskiej, głównie aktorek, zdobiące w latach 50., 60. i 70. XX wieku okładki prestiżowych tygodników filmowych, należą do klasyki polskiej fotografiki. Majewscy stanowili świetne artystyczne małżeństwo, co udokumentowali autobiograficznym serialem telewizyjnym pt. „Siedlisko”, którego scenerią był ich dom w Leśmiadach na Mazurach, w okolicach Ełku.

Janusz Majewski kupił „Lekcję martwego języka” Kuśniewicza w księgarni na Krupówkach w Zakopanem w czasie urlopu. I jak później wspominał, pierwsze jej stronice przeczytał jeszcze w księgarni. Błyskawicznie uznał, że jest to wymarzony temat na film. Pochłonąłem „Lekcję” - napisał po latach - z fizyczną rozkoszą niemal jednym tchem i natychmiast zadzwoniłem do autora, prosząc go o zgodę na ekranizację. Byłem admiratorem prozy Kuśniewicza od chwili ukazania się „Korupcji” - jego pierwszej powieści w 1961 roku. Rzucałem się zachłannie na każdą jego nową powieść, o kilku, m.in. o „Królu Obojga Sycylii”, myślałem w kategoriach materiału na film, ale dopiero „Lekcja” tak bez reszty mnie porwała i zmobilizowała.

Zdjęcia do filmu kręcono w polskich Bieszczadach, a stacyjkę w Turce, która spełnia w powieści tak ważną rolę, musiała „zagrać” łudząco do niej podobna stacyjka w Lesku (z tej racji, że filmowcy polscy nie mogli pojechać do Turki, bo miasteczko to leżało już wówczas w Związku Radzieckim). Ryneczek w Turce został zastąpiony przez ryneczek w podwarszawskim Serocku, bojkowskie plenery i cerkiewki kręcono w okolicach Sanoka. W ten sposób z rozsianych po Polsce miejsc stworzono filmowy obraz nieistniejącego już, unicestwionego przez wojnę, a opisanego na kartach powieści Kuśniewicza świata.

Urodzone w Turce siostry Rowińskie - od lewej: Łucja Miłkowska (mieszka obecnie we Wrocławiu), Czesława Włoka i Urszula Grzesiak (po wojnie mieszkanki
Urodzone w Turce siostry Rowińskie - od lewej: Łucja Miłkowska (mieszka obecnie we Wrocławiu), Czesława Włoka i Urszula Grzesiak (po wojnie mieszkanki Brzegu). Ze zbiorów Marty Grzesiak-Topeczko - historyczki z Brzegu

Film został bardzo dobrze przyjęty przez krytykę i samego Kuśniewicza, który twierdził, że nikt nie potrafiłby lepiej niż Janusz Majewski zekranizować jego powieści.
Bieszczadzka złota jesień porucznika Kiekeritza

Bohaterem powieści „Lekcja martwego języka” jest młody porucznik ułanów Alfred Kiekeritz, ciężko chory na gruźlicę i w związku z tym odesłany na tyły frontu, w Bieszczady, do Turki (gdzie leśne, żywiczne powietrze miało kojąco wpływać na jego zniszczone chorobą płuca). Pełnił tam funkcję komendanta i mieszkał na poddaszu małego hoteliku Salomona Wasserzuga, w pokoiku z pięknym widokiem na otaczające góry.

Śmiertelnie chory Kiekeritz, elegancki, w idealnie dopasowanym mundurze, przystojny (kocha się w nim skrycie kilka pań), esteta, miłośnik i kolekcjoner dzieł sztuki, człowiek o wielkiej wrażliwości, w scenerii małego miasteczka leżącego w bujnych turczańskich lasach próbuje nadać jakiś sens swojemu kończącemu się życiu. Krążąc po okolicy, zbiera dzieła sztuki, które wojna skazała na zagładę, a następnie te uratowane eksponaty wysyła do rodzinnego domu - do kochanej matki tęskniącej za swym jedynakiem.

I powieść, i film są wysmakowane w formie. W bohaterów filmu wcielili się znakomici aktorzy, m.in. Olgierd Łukaszewicz (porucznik Alfred Kiekeritz), Ewa Dałkowska (Cyganka, wróżka chiromantka), Włodzimierz Boruński (Izaak Roth, portier hotelowy) i Mieczysław Voit (dyrektor cyrku). Piękną oprawę muzyczną do tej ekranizacji stworzył lwowianin Andrzej Kurylewicz, autor muzyki do „Polskich dróg”. Film przesycony jest nostalgią, żalem za odchodzącym światem i współczuciem dla młodego porucznika, któremu zegar odmierza ostatnie dni. Jest to jedno z najważniejszych dzieł w twórczości Janusza Majewskiego, znakomicie oddające klimat powieści Kuśniewicza. Jest tam też coś z Tomasza Manna i jego „Czarodziejskiej góry”. Bo Turka miała klimat szwajcarskiego Davos.

Olgierd Łukaszewicz w roli por. Alfreda Kiekeritza w filmie „Lekcja martwego języka” na tle płonącego kresowego dworu, z którego ratował obrazy i pamiątki
Olgierd Łukaszewicz w roli por. Alfreda Kiekeritza w filmie „Lekcja martwego języka” na tle płonącego kresowego dworu, z którego ratował obrazy i pamiątki historyczne. Zdjęcie z prywatnej kolekcji Janusza Majewskiego, udostępnione autorowi.

Wspaniałą postać w „Lekcji martwego języka” stworzył Olgierd Łukaszewicz. Przygotowując się do roli porucznika Alfreda Kiekeritza, zanurzył się w książce, zaczął „żyć w tamtym świecie”. Wszedł w postać - wspominał Janusz Majewski - tak głęboko, że po prostu stał się porucznikiem Kiekeritzem. Nie chciał się rozstawać z szablą, z mundurem, w którym zresztą wyglądał świetnie. Pisał do mnie listy w stylu epoki i podpisywał je nazwiskiem swego bohatera: Alfred K.

Adam Wierciński jest zdania, że postać Alfreda Kiekeritza to jedna z najciekawszych i najgłębiej psychologicznie ukazanych w twórczości Kuśniewicza: Trapiony przeczuciem zbliżającego się końca, zafascynowany tym, co patologiczne, perwersyjne i sataniczne. (...) Niezdolny do zachwytu nad urodą życia zabrnie Kiekeritz w kabotynizm; w ostatnim dniu wojny, nim umrze, zdąży jeszcze wcielić się w rolę Diany-łowczyni i zastrzeli obmywającego się w strumieniu jeńca-uciekiniera.
Ziemianin rozparcelowany

Andrzej Kuśniewicz (1904-1993) - pisarz.
Andrzej Kuśniewicz (1904-1993) - pisarz. archiwum

Pisząc o twórczości Andrzeja Kuśniewicza, warto przywołać jego niezwykłą biografię. Pochodził z rodziny ziemiańskiej. Jego ojcem był Bolesław Kuśniewicz (1862-1925) - urodzony w leżącym w połowie drogi między Turką a Skolem Matkowie, dziedzic dużych połaci leśnych w okolicach Turki, Iwaszkowic, Boryni i Sianek. Matka pisarza, Joanna (1879-1906), była właścicielką Konowic, Mistkowic i Burczyc Starych w powiecie samborskim. Dobra przyszłych rodziców Andrzeja Kuśniewicza, poprzecinane rzekami Dniestr i Strwiąż, graniczyły ze sobą i w wyniku ożenku właścicieli stworzyły pokaźny majątek ziemski. Nic dziwnego, że w PRL mówiło się o ziemiańskim pochodzeniu Andrzeja Kuśniewicza. Mieczysław Dąbrowski i Elżbieta Dutka - znawcy biografii i twórczości autora „Lekcji martwego języka” - udowodnili to w całej rozciągłości. Wykazali, iż babką Andrzeja Kuśniewicza ze strony matki była Ludwika d’Abanacourt de Franqueville - potomkini straconego na szafocie ministra wojny króla Francji Ludwika XVI. Jeden z krewnych pisarza należał do najbliższego grona współpracowników Agenora Gołuchowskiego - austriackiego ministra spraw zagranicznych i namiestnika Galicji, dziadek był posłem do parlamentu wiedeńskiego, wujowie zajmowali wysokie stanowiska w armii austro-węgierskiej.

Matka Andrzeja Kuśniewicza zmarła, gdy miał dwa lata. Ojciec po trzech latach żałoby ożenił się ponownie - z Henryką Uleniecką, primo voto baronową von Waldenburg-Wallisch. Była to kobieta pogodna i troskliwa. Przyszły pisarz uważał ją za prawdziwą matkę i darzył wielką synowską miłością. Zmarła w 1964 roku w Warszawie.

W Andrzeju Kuśniewiczu skupiły się tradycje trzech kultur: polskiej, francuskiej i austriackiej. Lata chłopięce przeżył w Kowenicach, w majątku rodziców, w lesistych okolicach Sambora i Turki. Nic dziwnego, że tam później jako pisarz sytuował akcje swoich powieści i stamtąd wywodził bohaterów swych książek. Ale lata chłopięce to też czas spędzony w Wiedniu, w Zakopanem i w Samborze. Po maturze studiował na czterech europejskich uczelniach.

Brał udział w rajdach samochodowych - od Wilna i Pińska, przez Warszawę i Lwów. Rozbijał się w lanciach, alfach-romeo i bugattich, pędząc po serpentynach na Sycylii, w górach Macedonii i w okolicach Nicei. Fascynował go alpinizm i ryzyko wysokogórskich wspinaczek w Pirenejach, Alpach i Tatrach.
Tuż przed wybuchem II wojny światowej został polskim dyplomatą w Użhorodzie. Później walczył we francuskim ruchu oporu i, aresztowany przez Niemców, trafił do kacetu w Mauthausen. Jeszcze w czasie wojny wstąpił do francuskiej Partii Komunistycznej. Z niewoli niemieckiej uwolniły go wojska amerykańskie.

Lewicowe poglądy tego ziemiańskiego syna skłoniły go do współpracy z pojałtańskim polskim rządem warszawskim. Objął placówkę konsularną w Lille, a później został radcą Ambasady Polskiej w Paryżu. Do kraju wrócił w roku 1950. Imał się różnych prac, ale głównie w wydawnictwach - jako redaktor, archiwista czy wydawca katalogów oraz jako dziennikarz, m.in. w rozgłośni „Kraj”.

Zadebiutował w 1956 roku jako poeta, ale wielką popularność, i można rzec: sławę, przyniosła mu twórczość prozatorska, którą zaczął uprawiać późno, bo tuż przed sześćdziesiątką. Jego powieści recenzowali najwybitniejsi polscy krytycy oraz literaturoznawcy: Jan Błoński, Henryk Bereza, Jerzy Jarzębski, Adam Wierciński czy Kazimierz Wyka i oceniali je wysoko. Były rozchwytywane i tłumaczone na języki obce.

Kuśniewicz był wyjątkowo hołubiony przez władze PRL, otrzymywał najwyższe odznaczenia państwowe i wyróżnienia, co bardzo irytowało narastającą po 1976 roku (zwłaszcza w środowisku literackim) opozycję - szczególnie tych, którzy byli w partii komunistycznej, ale z niej wystąpili i uważali, że to samo powinien uczynić Kuśniewicz. Ileż trzeba było mieć w sobie niechęci (czy też może tylko zazdrości), aby tak jak Marian Brandys scharakteryzować Kuśniewicza w latach jego największych sukcesów literackich: Mały, szczuplutki, lekko zgarbiony, z pyszczkiem gryzonia i bystrymi oczkami - w zabawny sposób przypomina wiewiórkę zabierającą się do schrupania orzeszka. Pochodzi z rodziny bogatych nafciarzy galicyjskich, ale zaszeregował się do „bezetów” (byłych ziemian) i lubi się przyznawać do pokrewieństwa z pewnym XVIII-wiecznym magnatem, który przyczynił się walnie do rozbiorów Polski. (...) Podobno walczył we francuskim ruchu oporu. Do partii wstąpił wraz z żoną, dziennikarką, w latach sześćdziesiątych, wówczas gdy literaci masowo z partii występowali. Poza tą złośliwą charakterystyką - co zdanie, to błąd faktograficzny: Kuśniewicz nie pochodził z rodziny nafciarzy, nie „podobno”, a naprawdę walczył w ruchu oporu i został za to skazany na karę śmierci, której cudem uniknął. Do partii wstąpił w czasie wojny, a nie w latach 60.

Dorobek pisarski Andrzeja Kuśniewicza to kilkanaście powieści i kilka tomików wierszy. Występuje w nich silny nurt kresowy, chyba najbardziej oryginalny i najgłębszy w całej jego twórczości. Obok przedstawionej wyżej „Lekcji martwego języka” najmocniej wątki kresowe występują w „Strefach”, w „Królu Obojga Sycylii” i w „Mieszaninach obyczajowych” - wspaniałej gawędzie literackiej. Twórczość Kuśniewicza wysoko oceniał Stefan Kisielewski - wybitny felietonista, pisarz i muzyk, który nie stosował taryfy ulgowej wobec kolegów-literatów.

Awionetka - szatański ptak

Kuśniewicz z wielkim znawstwem pisał o folklorze Bojków, Łemków i Hucułów, o mitach i legendach galicyjskiej wspólnoty narodów. Umiał też wyłowić zadziwiające scenki z życia Bojków i Hucułów. W jednej ze swoich powieści opisał awionetkę dziedzica Małyńskiego, którą jego chłopi uważali za szatańskiego ptaka, i widząc ją przelatującą nad ich chatami, klękali i wołali: „Hospody, pomiłuj, to ditko!” (Boże, zmiłuj się, to diabeł!). A miejscowy pop prawosławny skrapiał wychodzącego z awionetki Małyńskiego święconą wodą, szepcząc modlitwy i odczyniając urok.
Poeta porachunków polsko-ukraińskich

Fascynująca jest poezja Kuśniewicza. Szczególnie interesujący jest jego debiutancki tomik pt. „Słowa o nienawiści”, z roku 1956. Jest to poemat polityczno-historyczny o relacjach polsko-ukraińskich od 1918 roku do rzezi banderowskich. Poeta wyraża w nim przywiązanie do wspólnej ojcowizny i wolę pojednania. Tomik ten powstał, gdy pisarze rzadko dotykali tej tematyki jako świeżej i wyjątkowo drażliwej. Rany, które zadano ludziom na Kresach, były jeszcze niezabliźnione. Tlił się jeszcze żar w zgliszczach domostw podpalonych przez banderowców. Świeża była pamięć o pacyfikacji przez żołnierzy KBW wsi w Bieszczadach sympatyzujących z UPA i o akcji „Wisła”.

Gdzieś w świadomości twórców kołatały słowa przebywającego na emigracji Kazimierza Wierzyńskiego: Nie mów o stosunkach polsko-ukraińskich - to pole minowe. Nie wchodź na pole minowe - bo wylecisz w powietrze.

Polska boja w ukraińskim morzu

Andrzej Kuśniewicz przywołuje w swoich wierszach stereotyp polskiej wyspy w ukraińskim morzu, przedstawia obrazy pożogi na Kresach, palenia i doszczętnego unicestwiania dworów - „gniazd polskości”.

Z hukiem wali się ściana.

Pękają lustra. Spadają portrety.

Park wycięty na opał. Domy rozwalą za chwilę

Więc się skradam z sierpem, żeby żąć.

W „Lekcji martwego języka” jest straszliwa scena rozgrabiania i palenia pałacu. Jest obraz dziedzica uciekającego w panice i rozpaczy ścieżką do lasu i obraz chłopów wynoszących na plecach salonowe meble - „z trzaskiem od polskiego kontusza odpruł się ukraiński rękaw”. Kuśniewicz uzmysławia w swoich wierszach, że Ukraina przez wieki była ziemią bratobójczych porachunków i masowych, wołających o pomstę do nieba mogił.

Kuśniewicz próbuje zdiagnozować, dlaczego tak mocno „zakołysała się polska boja w ukraińskim rozszalałym morzu”: najpierw w okresie wojny polsko-ukraińskiej lat 1918-1919, a później w czasie rzezi - polskiego holokaustu na Pokuciu, Podolu i Wołyniu w latach 1943-1944. Ale pisze też Kuśniewicz z wielką miłością o ziemi rodzinnej: o Dniestrze i Serecie.
Nie ma nocy jak te noce

w dniestrowej dolinie,

i miłości nigdzie nie ma

jak na Ukrainie.

I księżyca także nie ma,

tylko ten jedyny,

co złotym korowajem

nad Podolem płynie.

A dalej - równo jak na stole,

a dalej - za Dniestrem Podole.

Tam w miasteczkach cudotwórcy - rabini,

w Trembowli, w nadgranicznym Husiatynie,

tam w piątkowe wieczory żółte świece

chrabąszczami szumią w czarnej rzece.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska