Moje Kresy - Ślązacy i Kresowiacy

Stanisław S. Nicieja
Ślub Kresowianki i Ślązaka, Teresy Kułagi i Jana Cofałki, w 1969 r. w opolskim ratuszu.
Ślub Kresowianki i Ślązaka, Teresy Kułagi i Jana Cofałki, w 1969 r. w opolskim ratuszu.
Wielu próbowało i ciągle próbuje zdefiniować pojęcie "kresowiacy". Mam w swoich wypisach kilkadziesiąt takich definicji, i to sformułowanych przez przednich pisarzy, filozofów, socjologów, publicystów, a nawet poetów.

Ryszard Kapuściński, urodzony w Pińsku na Polesiu, ujął to następująco: "Człowiek kresowy zawsze i wszędzie jest człowiekiem międzykulturowym - człowiekiem »pomiędzy«. To człowiek, który od dzieciństwa, od zabawy na podwórzu, uczy się tego, że ludzie są różni i że inność jest po prostu cechą człowieka. Kresowość to otwarcie na inne kultury, a nawet więcej - ludzie kresowi nie traktują innych kultur jako innych, ale jako część własnej kultury".

Ta definicja wielkiego mistrza reportażu i pisarza zbiega się z opinią abp. prof. Alfonsa Nossola, który sam nazywa siebie śląskim, zachodnim kresowiakiem i pisze, że dla niego "inność nie jest równoznaczna z obcością, ale z szeroką drogą wiodącą do ubogacania się i twórczej wymiany darów".

To zderzenie opinii dwóch wybitnych Polaków, a zarazem kresowiaków - jednego z Polesia, a drugiego ze Śląska - w sposób wielce oryginalny jest zaprezentowane w najnowszej książce Jana Cofałki "Ślązacy i Kresowiacy", której promocja odbyła się wczoraj w Muzeum Śląska Opolskiego.

"Trylogia śląska" Jana Cofałki

Ślub Kresowianki i Ślązaka, Teresy Kułagi i Jana Cofałki, w 1969 r. w opolskim ratuszu.
Ślub Kresowianki i Ślązaka, Teresy Kułagi i Jana Cofałki, w 1969 r. w opolskim ratuszu.

Pierwsza powojenna matura w LO w Koźlu. Grono profesorskie, siedzą (od lewej): Józef Balwirczak, ks. Kazimierz Orkusz, dr Wojciech Czerwiński (dyrektor), Stanisława Aftarczuk, Aleksander Kel.

Jan Cofałka (rocznik 1940), urodzony w Tarnowskich Górach, a więc krajan i przyjaciel prof. Jana Miodka, jest od wielu lat dokumentalistą śląskich losów. A ponieważ ma temperament publicysty i talent literacki, tworzy dzieła ważne, mające trwałe miejsce w polskiej biografistyce. Śląsk Opolski i samo Opole, które opuścił przed 42 laty, osiadając na stałe w Warszawie, darzy szczególnym sentymentem. Ma tu przyjaciół, często tu przyjeżdża i jest prawdziwym ambasadorem naszych spraw w Warszawie. Szczególne zasługi dla naszego regionu położył, gdy pracował w kancelarii Sejmu, gdy był redaktorem Wydawnictwa Sejmowego.
Jego najnowsza książka pt. "Ślązacy i Kresowiacy" jest kolejną próbą sportretowania naszego regionu. Jest to właściwie trzeci tom jego "trylogii śląskiej". W pierwszym bohaterami byli prominentni Ślązacy, tacy jak choćby Edmund Osmańczyk czy Kazimierz Kutz, których los rzucił do Warszawy. W drugim poznaliśmy biografie ludzi sukcesu ze Śląska, również tych, którzy tam przeżyli wiele lat, jak choćby były premier Zbigniew Messner, a nawet tam się urodzili, ale statusu Ślązaka w jego klasycznej definicji jeszcze w pełni nie dostąpili.

W tym natomiast tomie mamy zapis losów ludzi o biografiach, w których przenikają się rodowody i doświadczenia Kresowian oraz Ślązaków. Są tam historie ludzi, którzy po okrucieństwach wojennych, po masowych przesiedleniach, wysiedleniach, eksmisjach i wypędzeniach stworzyli na Śląsku nową społeczność, nie przepołowioną na hanysów i chadziajów, jak się to niekiedy próbuje wmawiać opinii publicznej. Jest to nowoczesne spojrzenie na historię powojennego Śląska.

Jan Cofałka nie szuka w historii okropieństw, dobrze wiedząc, że jest ich tam bez liku. Szuka natomiast w historii urody życia, jego barwy, powabu, aromatu. Pisze o wspaniałych nauczycielach, wielkich przyjaźniach, udanych małżeństwach i czyni to na rozległym, wielowątkowym epickim tle wielkiej wędrówki ludów, która w połowie XX wieku wyrzuciła mieszkańców Kresów oraz Ślązaków z ich domów i kazała zamieszkać w innych miastach, wsiach, w innej scenerii i w świecie często innej kultury materialnej oraz obyczajowej. Pisze o uczestnikach powstań śląskich i ich potomkach, o powstańcach warszawskich i synach Orląt Lwowskich, o członkach Hitlerjugend, Komsomołu i ZMP, którzy po wojnie na Śląsku, siedząc często w tej samej ławce szkolnej, nie pozabijali się, nie wyniszczali się, nie licytowali się, kto z nich większych krzywd doznał, ale stworzyli niezwykłą społeczność. Zadzierzgnęli przyjaźnie, które trwały często przez ich całe życie, jak choćby dwaj wybitni polscy historycy - Ślązak ze Sławięcic prof. Uniwersytetu Wrocławskiego Karol Jońca i Kresowiak z Trembowli prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego Jerzy Wyrozumski.
Jan Cofałka napisał książkę stanowiącą dowód wyższości tolerancji nad ksenofobią, o dobrodziejstwach płynących z postawy, gdy ludzie stronią od nienawiści, a pamięci nie zastępują pamiętliwością. Napisał książkę, w której historyk nie jest prokuratorem oskarżającym i wymądrzającym się. Cofałka jest sprawiedliwym sędzią wydarzeń i ludzi, którym przyszło często żyć w okrutnych czasach, ale nie rości sobie praw arbitra.

Nowarowie

Ślub Kresowianki i Ślązaka, Teresy Kułagi i Jana Cofałki, w 1969 r. w opolskim ratuszu.

Aby dać obraz skomplikowanego i wielowątkowego zjawiska, jakim były i są nadal relacje personalne pomiędzy Ślązakami i Kresowiakami, Jan Cofałka sięgnął po przykłady małżeństw mieszanych. Sam zresztą Ślązak, jest żonaty z Kresowianką ze Stanisławowa, a ślubował w opolskim ratuszu. W jednym z najciekawszych rozdziałów swej nowej książki, noszącym tytuł "Ona ze Lwowa, on z Chorzowa", przedstawia dzieje rodziny Jadwigi i Roberta Nowarów. To nazwisko na Śląsku jest znane i dość popularne. Legenda rodzinna głosi, że jeden z książąt śląskich, pragnący otoczyć swą rezydencję wyszukaną roślinnością, ściągnął z Włoch, z miasta Novara, ogrodnika o tym nazwisku. I odtąd z każdym pokoleniem przybywało na Śląsku Nowarów. Niektórzy z nich byli ludźmi sukcesów i osiągali sporą popularność, jak choćby Henryk Nowara - słynny mistrz Polski w boksie, a później trener drużyny narodowej, która pod jego kierownictwem zdobyła kilkanaście medali na mistrzostwach świata i olimpiadach.
Robert Nowara (1909-1989), nauczyciel fizyki po Studium Nauczycielskim w Tarnowskich Górach i zarazem skrzypek, tuż przed wybuchem wojny w 1939 r. ożenił się z lwowianką Jadwigą Siedlik (1912-1992), również nauczycielką, po studiach we Lwowie, ofiarną harcerką i kobietą, która była gejzerem spontaniczności i radości życia. Perypetie wojenne i powojenne tego małżeństwa, przedstawione z epickim rozmachem przez Jana Cofałkę, są wciągającą lekturą, ukazującą losy całej rodziny w jej wędrówce od Chorzowa, poprzez okolice Żywca, Rydułtowy, Tworóg, Radzionków, Bytom, na Opolu kończąc.

To z tej rodziny wywodzi się Krystyna Nowara-Brudkiewicz, wieloletnia, dziś emerytowana, nauczycielka matematyki w opolskich szkołach średnich, i Jan Nowara - krytyk filmowy, publicysta, człowiek teatru (był m.in. dyrektorem teatru w Kaliszu i Rzeszowie) i od wielu lat dyrektor Opolskiego Ośrodka Telewizji Polskiej. Warto przy tym dodać, że ten syn Ślązaka i lwowianki wydał przed kilku laty książkę swego wuja, Tadeusza Siedlika (1917-1994), profesora na Uniwersytecie w Maine (USA) i jednego z przywódców Stronnictwa Narodowego na emigracji. Książka niezwykle ostra w ocenie Józefa Piłsudskiego i jego obozu, nosi tytuł "Z historii Polski 1900-1939. Klęska demokracji", ukazuje, jak bardzo politycznie zróżnicowana jest to rodzina.

Duma Koźla

Jan Cofałka kreśli dzieje Kresowiaków i Ślązaków nie tylko poprzez biografie poszczególnych rodzin i małżeństw mieszanych, ale również poprzez losy instytucji na powojennym Śląsku. W tym kontekście przedstawia historię słynnego kozielskiego Liceum im. Henryka Sienkiewicza, które słusznie nosi miano "dumy Koźla". Cofałka, korzystając ze wspomnień, ukazuje, jak to w 1945 r. do Koźla, zniszczonego dywanowymi nalotami amerykańskich bombowców i ciężkimi zbrojnymi zmaganiami Armii Czerwonej i Wehrmachtu, przybywają "repatrianci" z Kresów. Był wśród nich dr Wojciech Czerwiński, który w murach dawnej pruskiej szkoły stworzył polskie gimnazjum. Skompletował grono pedagogiczne rekrutujące się głównie z lwowian, stanisławowian i tarnopolan. W zespole tym znaleźli się: Eleonora Jorkaschowa - nauczycielka śpiewu i muzyki; Tadeusz Ślósarz - matematyk; Józef Balwirczak - polonista; Helena Glińska - anglistka; ks. Kazimierz Orkusz - katecheta, łacinnik; Aleksander Kelar - historyk; Józef Tarczyński - łacinnik; Stanisława Aftarczuk - fizyczka i chemiczka; Jan Szewczuk - geograf; Marta Włoskowa-Nawalkowska - romanistka.

To byli nie tylko świetni nauczyciele, ale też osobowości o barwnych życiorysach. I to pod ich opiekę trafiła okaleczona wojną młodzież o zróżnicowanym wieku, różnej wiedzy, a często różniącym się języku. Jedni mówili gwarą, inni po niemiecku, inni po polsku, a zdarzały się przypadki, że i po ukraińsku. Ubrani byli częstokroć w mundury z demobilu, jak choćby Karol Harasymczuk z podlwowskich Podhorców, który po korytarzu szkoły paradował w spodniach sowieckich, bluzie angielskiej bateldres, a gdy było zimno - w niemieckiej pilotce. Byli wśród nich uczniowie, którzy po latach zostali nazwani "złotym rocznikiem" kozielskiego gimnazjum, bo wielu z nich znalazło się w elicie intelektualnej i artystycznej Polski, m.in. Jerzy Beski z Trembowli - później wybitny malarz; Jerzy Lesław Wyrozumski też z Trembowli - później wybitny historyk, profesor UJ, obecnie sekretarz generalny Polskiej Akademii Umiejętności; Jan Korbel z Sierakowa Wielkopolskiego - późniejszy profesor politologii na Uniwersytecie Opolskim; Karol Jońca ze Sławięcic - późniejszy wybitny historyk na Uniwersytecie Wrocławskim; Józef Karol Siciak z Podkarpacia - później wybitny matematyk, profesor UJ, członek PAU i Królewskiego Towarzystwa Naukowego w Uppsali w Szwecji; Piotr Gorecki (przed wojną Goretzki) - późniejszy profesor Uniwersytetu Poznańskiego i twórca preparatów leczniczych; Jerzy Skolik - późniejszy profesor Akademii Ekonomicznej w Poznaniu; Józef Musioł - późniejszy minister sprawiedliwości i sędzia Sądu Najwyższego.

Już tych kilka nazwisk świadczy, jakiego kalibru intelektualnego młodzież trafiła do gimnazjum kozielskiego. A warto dodać, że później wyjdą stąd jeszcze inni wybitni uczeni, politycy i intelektualiści, że wymienię tylko prof. Alfreda Koniecznego - historyka z Uniwersytetu Wrocławskiego; Manfreda Gorywodę, urodzonego w Łanach koło Koźla - późniejszego wicepremiera i przewodniczącego komisji planowania; Karola Szyndzielorza, urodzonego w Koźlu - wybitnego dziennikarza radiowego i telewizyjnego; prof. Herberta Szurgacza - wybitnego prawnika i sędziego Sądu Najwyższego. Uczęszczali tam też bracia Wiesław i Waldemar Derejowie, z których młodszy był później długoletnim prezydentem Kędzierzyna-Koźla. Oto barwy tamtych czasów.

Jarnołtówek - poligon doświadczeń

Rdzeniem książki Jana Cofałki jest rozdział mówiący o najnowszych dziejach Jarnołtówka, miejscowości, w której autor przez wiele lat spędzał w domu letnim swoich przyjaciół wakacje, z reguły dwa tygodnie w lipcu. Tam przeżył też powódź tysiąclecia w lipcu 1997 roku, widząc, jakie spustoszenie przyniósł dla Jarnołtówka ten kataklizm. Opowieść o niemieckim Arnoldsdorf i polskim Jarnołtówku, tej pięknie położonej miejscowości letniskowej, jest też utrzymana w poszukiwaniu relacji Ślązaków i Kresowiaków. Przejmujące są historie usuwanych stamtąd Niemców i wchodzeniu w ich miejsce, do ich domów i willi Polaków z Kresów, ciężko doświadczonych i wyniszczonych przez wojnę. Szczególnie frapujący jest czas, kiedy te dwie grupy, bardzo ciężko, ale inaczej doświadczone i nieufne wobec siebie, są zmuszone okolicznościami przez pewien okres mieszkać obok siebie. Jest to frapująca historia, która nie została dotychczas dostatecznie głęboko opisana. Próbował to swego czasu pokazać z nie najlepszym skutkiem Jerzy Passendorfer w filmie "Skąpani w ogniu" wg opowiadania Wojciecha Żukrowskiego, w którym między polskim żołnierzem (granym przez Stanisława Mikulskiego) a Ślązaczką uważaną za Niemkę (graną przez Beatę Tyszkiewicz) rodzi się uczucie, które jeszcze bardziej dramatyzuje historię.

Jan Cofałka ukazuje niektórych niemieckich Ślązaków, którzy robią wszystko, aby nie dać się wysiedlić. I niektórym to się udaje. Ukazuje też rodzące się sympatie i pierwsze związki między tak różniącymi się doświadczeniami, mentalnością, obyczajami i kulturą starymi i nowymi mieszkańcami Jarnołtówka. Przywołuje wiele nazwisk tych, którzy przyszli gdzieś z dalekiej Kozowej, jak choćby Franciszka i Józef Łacnowie, Stefania Drużbańska, Lidia Nowacka. Pokazuje proces, jak w Jarnołtówku kompletowały się rozłączone rodziny. Niektórzy docierali tutaj aż z Syberii, inni dołączali do nich, wracając z robót przymusowych w Niemczech. Pisze o pierwszych powojennych małżeństwach w Jarnołtówku Kuliczkowskich, potem Chwastyków. Powstawanie pierwszych warsztatów, jak choćby krawca z Kozowej Józefa Łacnego, który miał szczęście, że przydzielono mu dom po niemieckim krawcu, z całym wyposażeniem, i mógł od razu przystąpić do pracy: szyć mundury dla polskich żołnierzy o nietypowych wymiarach. Pokazuje również wiele bezsensów, że przydzielano ludziom domy z urządzeniami, o których nie mieli pojęcia, do czego służą, oraz grasujących szabrowników, którzy po prostu rabowali tę ziemię.

Jest w tej książce znakomita dokumentacja niepewności i lęków ludzi przesiedlonych. Spotykamy to również w twórczości Tomasza Różyckiego. Nazywa on ekspatriantów ze wschodu "pokoleniem nierozpakowanych", którzy obciążeni wielkim poczuciem utraty ojcowizny i krzywdy nie wierzyli, że zostaną tutaj na zawsze. Sądzili, że jest to jakiś okres tymczasowości. Tylko nie wiadomo jak długi. Stąd w świadomości nigdy do końca się nie rozpakowali. Podobnie myśleli Niemcy, że oni też tu wrócą i niektórzy rzeczywiście najpierw uciekli przed Armią Czerwoną, a później na pewien czas wrócili i zostali usunięci przez polską administrację. Tę sytuację znakomicie ilustruje wiersz Tomasza Różyckiego "Totemy i koraliki":

Wszystko mam poniemieckie - poniemieckie miasto
i poniemieckie lasy, poniemieckie groby
poniemieckie mieszkanie, poniemieckie schody
i zegar, szafę, talerz, poniemieckie auto
i kurtkę, i kieliszek, i drzewa, i radio,
i właśnie na tych śmieciach zbudowałem sobie
życie, na tych odpadach, tu będę królował,
to trawił i rozkładał, i z tego mi wypadło
wybudować ojczyznę...

Tomasz Różycki, wybitny poeta o szerokim, ogólnopolskim uznaniu, choć urodzony już głęboko po wojnie, bo w Opolu w 1970 r., z rodziców lwowian, często przyznaje w swoich wywiadach, że siedzi w nim "mit Kresów". Że tamten świat jego dziadków i rodziców ma dla niego również wielkie znaczenie. Nazywam to syndromem późnego wnuka. Jeśli ktoś w dzieciństwie nasłuchał się opowieści swoich dziadków czy rodziców o Lwowie, Trembowli, Krzemieńcu, Samborze, Żółkwi czy Tarnopolu, to gdy wejdzie w wiek nostalgiczny, który zaczyna się gdzieś w okolicach czterdziestki, odezwą się w nim echa tamtych opowieści, odżyją w nim tęsknoty do ziemi jego przodków i wystąpi w nim potrzeba odwiedzenia tamtych stron. Skonfrontowania mitu z rzeczywistością. I to działa na dwie strony. Polscy przesiedleńcy z Kresów ciągną w tamte strony, podobnie jak Niemcy, którzy usunięci z tych ziem gdzieś pod Monachium, Hanower czy Hamburg mają potrzebę powrotu na ziemie swych przodków. Tu diagnoza relacji Ślązaków i Kresowiaków jest podobna.

Na przykładzie Jarnołtówka, Pokrzywnej i Głuchołaz Jan Cofałka opisuje liczne rodziny Kresowiaków, które tam osiadły. Wiele miejsca poświęca rodzinom Bajorów, Pielaków, Giemzików, Turków, Schleifów, Dittmanów itd. Pokazuje wielką rolę, jaką na tamtym terenie odegrał w latach 1982-1991 wielki społecznik, syn Kresowiaków, proboszcz ks. dr Zygmunt Lubieniecki, który mobilizował mieszkańców do różnych wspólnych działań, podobnie jak czyni to obecnie z właściwym sobie rozmachem jako proboszcz opolskiej parafii w Szczepanowicach.

Książka Jana Cofałki o Ślązakach i Kresowiakach wyszła w dobrym czasie, kiedy wzrosło zainteresowanie tą tematyką. Odczuwam to bardzo jako autor cyklu "Moje Kresy", prezentowanego na łamach NTO od dwóch lat, dzięki któremu zdobyłem setki unikatowych fotografii, relacji świadków wydarzeń, wspomnień rodzinnych i fotokopii dokumentów. z

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska