Moje Kresy. Strażnicy pamięci o Łucku

Stanisław S. Nicieja
Jan Marcinkowski prowadzi swój oddział Związku Strzeleckiego ulicą Jagiellońską w Łucku. Kilka lat później zostanie zamordowany w Bykowni.
Jan Marcinkowski prowadzi swój oddział Związku Strzeleckiego ulicą Jagiellońską w Łucku. Kilka lat później zostanie zamordowany w Bykowni. Zbiory Tadeusza Marcinkowskiego z Zielonej Góry
Pamięć o Łucku po stracie tego miasta przez Polskę utrzymywali przede wszystkim jego dawni mieszkańcy, gnani nostalgią za latami dzieciństwa i młodości.

Najbardziej zasłużonym w gromadzeniu dokumentacji do dziejów polskiego Łucka jest niewątpliwie Tadeusz Marcinkowski, urodzony w 1932 roku dosłownie pod zamkiem Lubarta - historycznego centrum stolicy Wołynia. Zbiór dokumentacji archiwalnej i zdjęć, który zgromadził przez prawie pół wieku, budzi podziw i zadziwienie: jak miłość do miasta dzieciństwa, połączona z nostalgią po jego stracie, może objawić się w tak wielkim kulcie.

Tadeusz Marcinkowski po osiedleniu się w Zielonej Górze i materialnym ustabilizowaniu zaczął gromadzić książki, czasopisma, broszury, pocztówki, fotografie i wszelkie dokumenty wiążące się z Łuckiem. Szperał po antykwariatach, odwiedzał flomarki, podróżował po kraju, nawiązując kontakty z wieloma dawnymi mieszkańcami Łucka. Poznał ich setki. Zbudował imponującą kolekcję pamiątek z Łucka o różnorodnej proweniencji. Te materiały stały się podstawą do opublikowania w 2013 roku w Zielonej Górze książki „Skarby Pamięci” - liczącej około 400 stron monografii, ozdobionej kilkuset unikatowymi fotografiami. Żaden zawodowy historyk nie uczynił dla historii XX-wiecznego Łucka tyle, co Tadeusz Marcinkowski, wspomagany w tym dziele przez córkę - Małgorzatę Marcinkowską-Ziemską.

Monografia „Skarby Pamięci” jest kwintesencją wiedzy o Łucku, ale nim trafiła na półki biblioteczne, Tadeusz Marcinkowski prezentował swe zbiory na wystawach w bibliotekach i muzeach. Szczególnie nowatorskie w formie i treści były: „Wołyń - ocalić od zapomnienia” oraz „Wołyń - podróż sentymentalna”.

Tadeusz Marcinkowski jest synem sekretarza Sądu Okręgowego w Łucku, Jana Marcinkowskiego (1899-1940), pełniącego też funkcję komendanta Związku Strzeleckiego w Łucku. Jego matką była Olimpia z Martyńskich Marcinkowska, pracownica łuckiego magistratu. Mieszkali w stolicy Wołynia w domu otoczonym ogrodem, pod wieżą Władczą zamku Lubarta. W pobliżu mieszkał też z rodziną Józef Pawlikowski - sekretarz Sądu Okręgowego w Równem, z siedzibą w Łucku, ojciec późniejszego sławnego aktora Mieczysława Pawlikowskiego. Z racji wspólnej działalności w Związku Strzeleckim i pracy w sądzie Jan Marcinkowski przyjaźnił się z Józefem Pawlikowskim i często się spotykali.

W swych wspomnieniach Tadeusz Marcinkowski pisze o szczęśliwym dzieciństwie, które przerwało przerażające wycie syren i bombardowanie Łucka we wrześniu 1939 roku. Po wkroczeniu do miasta Sowietów jego ojciec, Jan Marcinkowski, niespodziewanie podjął decyzję o wyjeździe do Warszawy. Równie nieoczekiwanie powrócił na Wołyń i 9 grudnia 1939 roku pojawił się w Łucku. Po kilku godzinach został aresztowany przez NKWD i osadzony w łuckim więzieniu. Przebywał tam na pewno do końca kwietnia 1940 roku, gdyż wówczas służby więzienne odmówiły przyjęcia prowiantu, który przynosiła jego żona, Olimpia. Od tego momentu ślad po Janie Marcinkowskim zaginął. Dopiero po latach okazało się, iż został zamordowany w Kijowie i pochowany w jednym z dołów śmierci w podkijowskiej Bykowni. Jego nazwisko znajduje się na Ukraińskiej Liście Katyńskiej.

Dlaczego Jan Marcinkowski zaryzykował powrót do zajętego przez Sowietów Łucka? - sprawa ta przez lata nurtowała rodzinę. Jego wnuczka Małgorzata Ziemska napisała: To jest wielka zagadka, dlaczego wbrew ostrzeżeniom rodziny dziadek wrócił na Wołyń. Pamiętam opowieści cioci Janki i cioci Heli z Gdańska (to siostry mojego dziadka). Usiłowały zatrzymać go w Równem, przestrzegały przed wyjazdem do Łucka. Przecież równie dobrze moja babcia wraz z moim ojcem i ciocią Lodzią mogła pojechać do rodziny w Równem, by spotkać się z mężem. Po co było się tak narażać, jadąc do Łucka?! Dziadek po powrocie do domu i przywitaniu się z najbliższymi coś załatwiał, gdzieś chodził, ale nikt z rodziny nie potrafił wyjaśnić, czym się tego dnia zajmował i dlaczego w ogóle wrócił do Łucka. Było to nad wyraz niebezpieczne, ponieważ był człowiekiem znanym i dobrze rozpoznawanym w mieście, a wcześniej, w październiku 1939 roku, aresztowano już inne osoby ze Związku Strzeleckiego w Łucku, między innymi mecenasa Józefa Kurmanowicza i Władysława Leję. Niemal natychmiast po przyjeździe do Łucka, w nocy z 9 na 10 grudnia 1939 roku, został aresztowany przez NKWD. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dziadek wrócił po śmierć.

26 maja 1941 roku Tadeusz Marcinkowski z matką i starszą o 11 lat siostrą Leokadią zostali wyrwani ze snu, zmuszeni do spakowania rzeczy, odstawieni na dworzec i wywiezieni do Omska na Syberii. W tym samym wagonie wieziono również rodzinę dr. Adama Wojnicza (1865-1955) - znanego w Łucku lekarza, działacza społecznego, autora cenionej do dziś monografii „Łuck na Wołyniu” (1922), współtwórcę Muzeum Wołyńskiego, jednego z inicjatorów budowy nowoczesnego szpitala w Łucku oraz zasłużonego na polu zaopatrzenia miasta w wodę pitną. Wojnicza wywieziono razem z żoną Walerią i córką Ewą.

Adam Wojnicz był szanowanym chirurgiem i jednocześnie sprawował opiekę lekarską nad uczniami łuckich szkół. Wśród gimnazjalistów obrósł legendą i licznymi anegdotami z racji rygorystycznego przestrzegania przezeń higieny. Pacjentów szkolnych przyjmował w gabinecie lekarskim i co kilka tygodni obchodził wszystkie klasy, sprawdzając stan ich oświetlenia i przewietrzania. Zadawał wówczas sakramentalne pytania: „Czy widzisz niebo ze swego miejsca?” i „Kto chorował ostatnio na choroby zakaźne?”. Doktor pilnował regularnie szczepień ochronnych. Jeden z uczniów, Adam Peretiatkowicz, wspominał, iż: Wojnicz oglądał nasze głowy, czy nie mamy wszy. Chłopcom kazał strzyc się pod zero. Toteż śpiewali oni:

Gdzie są twoje włosy - u fryzjera
Bo ten doktor Wojnicz - to cholera.

Sowieci wywieźli Wojnicza na Sybir, kiedy był już w podeszłym wieku - liczył 75 lat. Zesłańcy w tym wieku nie przeżywali częstokroć nawet samej podróży. Jemu udało się wrócić. Na Sybirze stracił jednak żonę. Zmarł w Warszawie.

Marcinkowscy byli przetrzymywani na Syberii przez trzy lata. W 1944 roku, po wyparciu z Łucka Niemców przez Sowietów, Olimpia Marcinkowska postarała się o „wyzow” (czyli wezwanie do pracy), dzięki czemu otrzymała pozwolenie na powrót do Łucka. Po kilkutygodniowej podróży przez Kijów i uzyskaniu wsparcia finansowego od Związku Patriotów Polskich i osobiście Wandy Wasilewskiej (Marcinkowscy otrzymali 200 rubli) dotarli do Łucka. Po drodze zostali okradzeni z całego skromnego dobytku. Zginęły moje skarby - wspominał po latach Tadeusz Marcinkowski - zeszyty ze zdobywanymi z takim trudem obrazkami oraz ulubiona książka „Orli Szpon”, której autorem był Jan Zieliński, prezydent Łucka. W domu rodzinnym w Łucku zatrzymali się na krótko, bo po kilku miesiącach, w sierpniu 1945 roku, zmuszeni byli - jak wielu łucczan - do wyjazdu na zachód. Pociąg repatriacyjny zawiózł ich na ziemię lubuską.

Po krótkim pobycie w Torzyniu Marcinkowscy osiedli w Zielonej Górze. Tam w 1952 roku Tadeusz uzyskał świadectwo maturalne i podjął studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Szczecinie. Po ich ukończeniu i pracy w Lubuskiej Fabryce Zgrzeblarek, namówiony przez kolegę Janusza Łomskiego, podjął drugie studia w Wyższej Szkole Filmowej w Łodzi. Poznał tam m.in. Romana Polańskiego i aktora Czesława Lasotę. Łódzkiej filmówki nie skończył, ale uległ fascynacji filmem, co objawiło się m.in. pracą przy produkcji filmów dokumentalnych. Wspólnie ze Zdzisławem Sauterem nakręcił m.in. film o Babimojszczyźnie pt. „Wierna ziemia”, do którego komentarz napisał Karol Małcużyński. Był też autorem wielu odcinków Lubuskiej Kroniki Filmowej, w których zarejestrowano m.in. wizytę pierwszego kosmonauty - Jurija Gagarina w Zielonej Górze. Marcinkowski był współtwórcą Lubuskiego Klubu Filmowego. Nakręcił ok. 40 filmów krótkometrażowych, które dystrybuowała w sieci kin w całej Polsce Centrala Wynajmu Filmów. Był też laureatem kilku nagród filmowych.

Drugą pasją Tadeusza Marcinkowskiego był jazz. Ogromny wpływ na jego muzyczną pasję miały audycje jazzowe Radia Luksemburg oraz inspiracje płynące od amerykańskiego dziennikarza Willisa Conovera, a w kraju działalność Krzysztofa Komedy i Andrzeja Kurylewicza. Marcinkowski był jednym z twórców Lubuskiego Klubu Jazzowego oraz współorganizatorem Festiwalu Muzyki Nastolatków w Zielonej Górze. Z czasem, zwłaszcza gdy przeszedł na emeryturę, jego życie zdominowała pasja kolekcjonerska - dokumentowanie dziejów Łucka i Wołynia. Zebrał kolekcję liczącą kilka tysięcy widokówek i zdjęć związanych z Wołyniem. Nawiązał kontakt z drugim pasjonatem zgłębiania historii Łucka i Wołynia - Zenonem Paszkowskim, synem Leopolda Kleofasa Paszkowskiego (1878-1946), żołnierza armii Hallera, od 1922 roku geometry, a później przysięgłego mierniczego w Urzędzie Wojewódzkim w Łucku. Zenon Paszkowski, urodzony w Łucku, cudem przeżył bombardowanie miasta ukryty w podziemiach piwnicy swego domu przy ulicy Ogrodowej 6. Wielu jego sąsiadów zginęło pod gruzami katedry łuckiej, gdy szukali tam schronienia. Po latach Zenon Paszkowski podjął ogromny wysiłek, aby upamiętnić ten dramat zniszczenia świątyni w 1944 roku i w 65. rocznicę tego tragicznego wydarzenia, w maju 2009 roku, doprowadził do wmurowania tablicy pamiątkowej w ścianę gmachu łuckiej kapituły. Zenon Paszkowski, który po ojcu przejął zawód mierniczego i miłość do Łucka, zgromadził dużą ilość fotografii, które przekazał do Narodowego Archiwum Cyfrowego.

Dzieło dokumentowania przeszłości Łucka przejęła od Tadeusza Marcinkowskiego jego córka, Małgorzata Ziemska (rocznik 1959). Urodzona już w Zielonej Górze, absolwentka polonistyki tamtejszego uniwersytetu, wyrastając w „domu-muzeum” - jak napisała - „w kulcie Ojcowego Wołynia i II Rzeczypospolitej”, nie mogła pójść inną drogą. Po studiach przystąpiła do pracy doktorskiej na temat Liceum Krzemienieckiego. Z ojcem odbyła wyprawę do archiwum w Kijowie, gdzie przechowywany jest potężny zbiór dokumentów uczelni Czackiego. Pracując w lubuskiej oświacie, wspierała działalność Tadeusza Marcinkowskiego w dziele utrzymywania pamięci o wielowiekowym dorobku Polaków na Wołyniu. Gdy wiek ograniczał możliwości funkcjonowania jej ojca, stopniowo przejmowała jego rolę przy organizacji wystaw, przygotowując ekspozycję „Z Wołynia do Zielonej Góry” (2014). Publikowała też artykuły o Wołyniu, m.in. w pismach: „Życie Krzemienieckie”, „Wołyń i Polesie”, „Wołanie z Wołynia” (wydawane w Ostrogu), „Semper Fidelis” oraz w wydawanym w Stanisławowie „Kurierze Galicyjskim”.

W 2015 roku Małgorzata Ziemska, w oparciu o zgromadzone przez ojca materiały, wydała monumentalną, dużoformatową książkę pt. „Skarby pamięci. Na Wołyniu” - liczącą prawie 800 stron i zilustrowaną niemal 2000 unikatowych fotografii, w większości po raz pierwszy udostępnionych czytającej publiczności. Jest to praca niszowa, w nakładzie 1500 egzemplarzy, ale nikt, kto będzie chciał poważnie zająć się historią Wołynia, nie może tej publikacji pominąć. Małgorzata Ziemska zbudowała w tej książce pomnik ziemi rodzinnej swego ojca, a sobie zagwarantowała trwałe miejsce w historiografii Wołynia.

Peretiatkowiczowie

Wybitną rolę w upamiętnianiu dziejów Łucka i Wołynia odegrał doc. inż. Adam Peretiatkowicz (1918-2006), wywodzący się ze znanej wołyńskiej rodziny. Peretiatkowiczowie od wieków związani byli z Wołyniem i Podolem. Już w XVII wieku w dzieje Łucka wpisał się Krzysztof Peretiatkowicz. Był on po roku 1659, gdy uzyskał indygenat szlachecki (przyjęcie w poczet szlachty polskiej) za udział w pertraktacjach między królem Janem Kazimierzem a Bogdanem Chmielnickim, namiestnikiem zamku Lubarta. Przebieg trudnych rozmów z dowódcami Kozaków opisał w 1683 roku w księdze grodzkiej łuckiej. Krzysztof Peretiatkowicz był też regentem trybunalskim województwa łuckiego i poborcą podatkowym. Jego córka Ewa Katarzyna wyszła za mąż za Jerzego Hulewicza - sędziego łuckiego.

Majątek rodzinny Peretiatkowiczów znajdował się w Boruchowie pod Łuckiem. Tam urodził się Antoni Peretiatkowicz (1884-1956) - prawnik, rektor uniwersytetu i akademii handlowej w Poznaniu.

Jedną z najsłynniejszych kobiet noszących to nazwisko była Wacława Peretiatkowicz (1854-1939) - właścicielka słynnego Żeńskiego Gimnazjum w Kijowie. Przez jej zakład wychowawczy przeszło kilkaset młodych panienek polskich, córek rodzin kresowych. Gmach w Kijowie, w którym miało siedzibę gimnazjum, w historycznym zaułku Rylskim, zbudowany za pieniądze carskie w celach rusyfikacyjnych, paradoksalnym zbiegiem okoliczności stał się na pewien czas placówką narodową polską. Któż z nas - pisał Ksawery Glinka - nie znał tych popularnie nazywanych „Peretiatek”, panien przeważnie urodziwych, ubranych w spódniczki w wiśniową kratkę [jedną z nich była wybitna pisarka Irena Zabłocka-Bączkowska - S.S.N.]. Wdzięczne to było zadanie z tych pełnych wybujałego temperamentu pięknotek zrobić świadome swoich obowiązków społecznych i narodowych Polki, dobre matki i żony, które wywarły niewątpliwy wpływ na podniesienie poziomu kulturalnego szerokich sfer społeczeństwa kresowego. Jest to wiekopomną zasługą pani Pieretiatkowicz, której nazwisko nie tylko zapisało się głęboko w sercach jej wychowanek, ale również w historii polskiej tych ziem.

Długo można ciągnąć litanię imion i nazwisk Peretiatkowiczów. Ich drzewo genealogiczne stworzył Adam Peretiatkowicz, który ma jednak szczególne zasługi jako strażnik pamięci o swoim rodzinnym Łucku. Jest autorem wielu książek i artykułów o ludności polskiej na Wołyniu. Jego monografia „Gimnazjum Państwowe im. Tadeusza Kościuszki w Łucku 1918-1939” (Katowice 1996) jest ważnym przyczynkiem do dziejów polskiego szkolnictwa na Kresach. W czasie wojny walczył jako żołnierz 27. Wołyńskiej Dywizji AK i wziął udział w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie był długoletnim kierownikiem Pionu Oświetlenia Kopalń Głównego Instytutu Górnictwa, wykładowcą kilku uczelni: Politechniki Śląskiej, Politechniki w Turynie, AGH w Krakowie oraz Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych w Katowicach. Był autorem 25 patentów z zakresu oświetlenia podziemi kopalń. Brał udział w tworzeniu słownika technicznego francusko-polskiego. Miał czworo dzieci: Ewę (rocznik 1944), Annę (rocznik 1947), Michała (rocznik 1949) - wszyscy ukończyli Politechnikę Śląską w Gliwicach - oraz Elżbietę (rocznik 1957), po mężu Kasprzykiewicz - absolwentkę Akademii Ekonomicznej w Katowicach.

W ostatnich latach swego życia Adam Peretiatkowicz koncentrował się na dokumentowaniu dziejów Łucka. Gdy go zabrakło w 2006 roku, dzieło to podjęła Ewa z Peretiatkowiczów - żona inż. Marka Kasprzykiewicza.

Władysław Siemaszko - dokumentalista ludobójstwa

W celi śmierci w więzieniu w Łucku przez 6 miesięcy przebywał Władysław Siemaszko (rocznik 1919) - prawnik, później jeden z najbardziej zasłużonych badaczy tragedii polskiej ludności na Wołyniu i dokumentalista zbrodni banderowskich. Jest synem dyplomaty, urodzonym w Kurytybie, w Brazylii. Ale lata 1924-1944 przeżył na Wołyniu. W 1940 roku skazany przez Sowietów na karę śmierci, zamienioną na 10 lat łagru, do czerwca 1941 roku przetrzymywany był w więzieniu w Łucku. Uniknął śmierci w czasie masakry, która miała miejsce w tym więzieniu w pierwszych dniach wojny sowiecko-niemieckiej - 23 czerwca 1941 roku. Później walczył jako oficer 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty. Po wyparciu Niemców z Wołynia został ponownie aresztowany przez Sowietów. Z więzień stalinowskich wyszedł dopiero w 1948 roku. Po ukończeniu prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim pracował do emerytury jako radca, by następnie poświęcić się bez reszty pracom nad dokumentacją ludobójstwa banderowskiego na Wołyniu.

Władysław Siemaszko wspólnie z córką Ewą jest autorem jednego z ważniejszych opracowań historycznych pt. „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939-1945” (2 tomy, w sumie 1450 stron). Książka zawiera opisy zbrodni z lat 1939-1945 dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej w 1700 miasteczkach, wsiach, koloniach, futorach, osadach i majątkach ziemskich. Znajduje się tam wykaz imienny ponad 19 tysięcy zidentyfikowanych ofiar zbrodni oraz wstrząsająca dokumentacja fotograficzna i relacje świadków. Ta monumentalna praca uzyskała nagrodę „Przeglądu Wschodniego” (2000) oraz Nagrodę im. Józefa Mackiewicza (2002), a jej autorzy - tytuł Kustosza Pamięci Narodowej (2011) - jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień przyznawanych przez Instytut Pamięci Narodowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska