Moje kresy. Tarnopol - stolica Podola

fot. Archiwum prywatne
Pomnik Marszałka Piłsudskiego w Tarnopolu. To był najwyższy monument, marszałka jaki stał w Polsce.
Pomnik Marszałka Piłsudskiego w Tarnopolu. To był najwyższy monument, marszałka jaki stał w Polsce. fot. Archiwum prywatne
Polska w wyniku wojny i układów w Jałcie straciła w 1945 r. na wschodzie 160 miast i pół swego terytorium. Została przesunięta na mapie Europy jak klocek - 250 km na zachód.

W połowie XX wieku doznała największego wstrząsu w swych dziejach: nie tylko wymordowano w krótkim czasie 6 milionów jej obywateli i większość miast - w tym stolicę - obrócono w perzynę. Ale tę jej ludność, która przeżyła pożogę, milionami przesiedlono, usuwając ją z własnych domów, które kiedyś sama budowała, i wtłaczając ją do cudzych domów, które w większości budowali Niemcy - sprawcy II wojny światowej. Taka masakra - nie jest to za ostre słowo - oraz wędrówka ludów w 1945 r. nie miała precedensu wcześniej w historii Europy.

Szkoda, że nie znalazł się dotychczas pisarz, który tak jak Stefan Żeromski w "Popiołach", Maria Dąbrowska w "Nocach i dniach" czy Jarosław Iwaszkiewicz w "Sławie i chwale" w sposób epicki ukazałby ten okrutny czas.

Również film polski, który po wojnie dostąpił wielkich światowych sukcesów (Wajda, Munk, Kawalerowicz, Polański, Kieślowski) nie sprostał tematowi przesiedleń. Oprócz komedii Sylwestra Chęcińskiego, uważanej słusznie za kultową, "Sami swoi", nie powstał film, który zapadłby głębiej w pamięć. Chociaż były takie próby: "Prawo i pięść" Hoffmana, "Skąpani w ogniu" Passendorfera czy "Jarzębina czerwona" Ewy i Czesława Petelskich.

Syndrom Kargula i Pawlaka
Z filmu "Sami swoi" wynika jedna zweryfikowana naukowo prawda, którą - posługując się skrótem myślowym - nazwałem "syndromem Kargula i Pawlaka". Wynika z niej, że ludzie w sytuacjach ekstremalnych starają się zachować choćby minimum stabilizacji. Kargul z Pawlakiem na swojej wsi byli jako sąsiedzi skłóceni, dzieliła ich wrogość, a nawet nienawiść. Ale gdy musieli opuścić ojcowiznę i mieli do wyboru na zachodzie setki innych wsi, wybrali tę samą, aby być nadal sąsiadami.

W warunkach wielkiej apokaliptycznej niepewności człowiek woli mieć wroga, który jest mu znany i przewidywalny.

Kresowiacy przesiedlani - wypędzani na zachód - starali się trzymać razem, jechać w gronie sąsiadów tym samym transportem i dołączyć do tych, z którymi mieszkali przed wojną. Lwowianie w swej masie osiedlili się we Wrocławiu i Bytomiu, stanisławowianie - w Opolu, drohobyczanie - w Wałbrzychu, tarnopolanie - na ziemi brzeskiej i pod Namysłowem.
Hetmańskie miasto
Tarnopol swoje powstanie i nazwę zawdzięczał hetmanowi Janowi Tarnowskiemu (1488-1561). W swej 500-letniej historii miasto było we władaniu wielkich polskich rodów arystokratycznych: Ostrogskich Zamoyskich, Koniecpolskich, Sobieskich i Potockich. Ostatnim jego właścicielem był Jerzy Michał Turkułł. W zamku tarnowskich więziony był Bohun w Sienkiewiczowskim "Ogniem i mieczem". Tu też odbyło się huczne wesele Skrzetuskiego, bohatera spod Zbaraża, z piękną Heleną Kurcewiczówną.

Tarnopol, położony w pięknej, żyznej okolicy nad rzeką Seret, zyskał miano stolicy Podola. Był ważnym węzłem komunikacyjnym. Był jednak miastem pechowym. Nie sprzyjało mu szczęście. Doznawał ciągle okaleczeń. Był celem różnych inwazji: płonął, mordowano jego ludność, wysadzano w powietrze jego piękne budowle, kościoły i zamek. A mimo to podnosił się i krzepł. Trwał i znów dostawał cios. Rodziły się tam i objawiały talenty. Ale aby przeżyć, musiały stamtąd uciekać. Rabowali i niszczyli go Tatarzy, Turcy, Kozacy, Moskale, Szwedzi, Niemcy, Austriacy, bolszewicy, banderowcy. Łatwiej byłoby wymienić wojnę, która go oszczędziła.

Dla przykładu: w I wojnie światowej już w pierwszych tygodniach wpadł w ręce Rosjan - żołnierzy carskich, którzy okupowali go przez trzy lata i cały czas grabili. Pobliski Lwów Austriacy szybko odbili. Tarnopola nie byli w stanie. Gdy wreszcie po rewolucji 1917 roku Rosja się załamała, na krótko Tarnopol odzyskał wolność dzięki Austriakom i Niemcom. Aby uczcić zwycięstwo nad Rosją, przybył tam na defiladę sam cesarz Wilhelm II. Ale wkrótce zajęli go Ukraińcy, a w 1920 r. bolszewicy. Każdy najeźdźca traktował Tarnopol jak łup, z którego wyciska się wszystkie soki. Stąd też nigdy nie było to miasto duże. Jak drzewo, któremu ciągle przycina się wierzchołek.

W Polsce międzywojennej Tarnopol podniósł się jak Łazarz z łoża boleści. Przeżył 20-letni okres świetności. Stał się miastem wojewódzkim. Podporządkowano mu 17 powiatów, w których mieszkało 1 milion 600 tysięcy osób. W samym Tarnopolu powstało 7 gimnazjów i liceów oraz seminarium nauczycielskie, kierowane przez dr Zofię Turecką, która spłonęła w swoim domu w kwietniu 1944 roku podczas bombardowania miasta. Ważnymi instytucjami w Tarnopolu były: Muzeum Podolskie, teatr, towarzystwa śpiewacze, klub sportowy z pierwszoligową drużyną piłkarską Kresy Tarnopol. Wychodziło tam kilka gazet, m.in. "Echo Podolskie" i "Gazeta Tarnopolska". Na skwerach i placach wzniesiono patriotyczne pomniki. "Tarnopolis" stało się miastem przyjaznym, gdzie Polacy, Żydzi, Ukraińcy żyli w nie najgorszej sąsiedzkiej zażyłości.
Pożoga
I znów II wojna światowa zadała temu miastu straszliwy cios. Po wejściu Sowietów do Tarnopola 17 września 1939 r. na bruk runął okręcony stalową liną zaczepioną do sowieckiego czołgu pomnik Piłsudskiego. Był to największy w tym czasie w Polsce pomnik marszałka na koniu dłuta Głowińskiego. Na ulicach pojawiły się plakaty z portretem pulchnego marszałka Woroszyłowa, z orderami i lornetką na szyi oraz napisem: "Bijcie polskich panów i podpanków. Łapcie polskich oficerów. Ufajcie Armii Czerwonej, która przynosi prawdziwą wolność". Potem przyszła straszliwa zima. Trzydziestostopniowe mrozy. Ludzie żartowali, że jest to skutek otwartej granicy na wschód. Zaczęły się masowe aresztowania. Do Katynia wywieziono prezydenta miasta Stanisława Widackiego, a do Tweru - wojewódzkiego komendanta policji Wiktora Gorczyńskiego. W piwnicach więzień zakatowano 700 polskich patriotów.

Gdy po niespełna dwóch latach do miasta weszli hitlerowcy, wymordowali wszystkich Żydów tarnopolskich - około 15 tysięcy, natomiast banderowcy oprócz Żydów skupili się na mordowaniu Polaków we wsiach pod Tarnopolem.

U schyłku wojny Niemcy ogłosili Tarnopol twierdzą (festung) - broniącym się hitlerowcom nie wolno było cofnąć się o krok. Hitler wiązał z obroną miasta wielkie nadzieje. Przez parę tygodni niemieckie formacje broniły się zaciekle. Rosjanie szturmowali i nieustannie bombardowali miasto, co doprowadziło do prawie całkowitej zagłady jego starówki i zabytkowych budowli. Znów objawiło się, że nad Tarnopolem wisiało jakieś okrutne fatum, bo pobliski Lwów miał szczęście i hitlerowcy nie ogłosili go festungiem. Pięknej starówki lwowskiej wojna nie tknęła. Opolanin Zbigniew Kościów napisał, że Tarnopol "dosłownie zrównano z ziemią". Przechodził 6 razy z rąk do rąk. Dziś zdaje się nie pamiętać, jak zażarta była wojna między Hitlerem a Stalinem. Różni okazyjni publicyści piszą, że Niemcy po prostu wycofali się z Tarnopola.

Zakończenie wojny w mieście przeżyło tylko 12 tys. osób, z których większość będzie wysiedlona na zachód - na Śląsk. Pisarz Stanisław Sobotkiewicz (1914-1993), absolwent II Gimnazjum w Tarnopolu, którego siostra osiedliła się w Opolu i dziś spoczywa na cmentarzu na Półwsi, pisał na emigracji w Oxfordzie:
Tarnopol! Miasto wojennej sławy
Czegóż nie było tu w zamierzchłe dni.
Końskie kopyta tratowały trawy
Po ziemi lały się potoki krwi.

Dziś Tarnopol jest miastem ukraińskim. Liczy około 240 tys. mieszkańców. Jest ważnym ośrodkiem przemysłowym, komunikacyjnym (ma lotnisko). Jest centrum naukowym i kulturalnym, z uniwersytetem i politechniką. 1,5 tys. jego mieszkańców uważa się za Polaków.
Tarnopol ma trwałe, choć dziś zapomniane miejsce w kulturze polskiej. W krótkich okresach, gdy ludność polska zaznawała dobrodziejstwa pokoju, tworzono tam dzieła piękne, mądre, szlachetne - budowano świątynie, których żal, że nie przetrwały do naszych czasów, jak choćby strzelisty, neogotycki kościół z lat 1904-1906, w którym po wojnie zrobiono stołówkę robotniczą, a w 1952 r. wysadzono w powietrze. Zniszczono też XVII-wieczną synagogę, jedną z najokazalszych na Podolu.

Warto pamiętać, że to z Tarnopola wyszli w świat poeta Wincenty Pol, światowej sławy archeolog i historyk sztuki, odkrywca fresków w Farras Kazimierz Michałowski, światowej sławy śpiewaczka i skrzypaczka (grała i śpiewała w Metropolitan Opera) Marcelina Sembrich Kochańska, gen. Franciszek Kleeberg - dowódca samodzielnej grupy operacyjnej Polesie, wybitni uczeni: pedagog Stefan Baley, filozof i logik Kazimierz Ajdukiewicz, historycy literatury - Aleksander Brückner, Józef Kallenbach, ostatni metropolita lwowski Eugeniusz Baziak i przywódca PPS Kazimierz Pużak, skazany w sławetnym "procesie szesnastu".

Heroldowie prawdy
Z województwa tarnopolskiego wypędzono po wojnie 400 tysięcy Polaków. Wielu z nich osiadło na Śląsku Opolskim. Był wśród nich Antoni Adamiuk - opolski biskup sufragan, maturzysta tarnopolski z 1933 r., spoczywający obecnie na Górze św. Anny. Jest dwóch wybitnych kronikarzy i heroldów prawdy o gehennie wojennej i powojennej mitrędze Tarnopolan na Śląsku - Czesław Blicharski w Zabrzu i Tadeusz Bednarczuk w Brzegu.

Czesław Blicharski (rocznik 1918) to postać zadziwiająca. Urodzony w Tarnopolu, schwytany przy próbie przekroczenia granicy rumuńskiej w 1940 r., trafił do ciężkich obozów pracy na Syberii. Udało mu się stamtąd wydostać z armią Andersa. W Anglii, po odpowiednich szkoleniach, przydzielono go do dywizjonu 300. Wyróżniał się szaleńczą odwagą. Był bombardierem. Wykonał dziesiątki lotów nad Niemcami. Bombardował Drezno w sławetnym nalocie w lutym 1945 r., po którym miasto to zamieniono w ruinę. Latał bez spadochronu. Po wojnie pracował w amerykańskich koncernach w Argentynie i Urugwaju. Do polski wrócił w 1956 r. z miłości do dziewczyny, która czekała na niego 16 lat. Ożenił się i osiadł na stałe w Zabrzu. Zdegradowany i początkowo szykanowany, pracował do emerytury w przedsiębiorstwach państwowych na Śląsku.

Po przejściu na emeryturę zajął się z wielką pasją dokumentowaniem dziejów Tarnopola. Przesiadywał całe miesiące w bibliotekach i archiwach. Nawiązał setki kontaktów z Tarnopolanami. Zbierał relacje po całej Polsce. W rezultacie wydał 10 książek (seria: "Miscellanea tarnopolskie"). Sporządził monumentalny, liczący 14 tys. haseł słownik biograficzny Tarnopolan. Zebrał setki fotografii.

Zdokumentował precyzyjnie zbrodnie banderowców na Tarnopolszczyźnie.

Tadeusz Bednarczuk (rocznik 1931), brzeski strażnik pamięci o Tarnopolu, to również postać wyrazista. Urodzony w Grabowcu koło Tarnopola, wnuk Antoniego Janowskiego - posła na Sejm II RP, zamęczonego w Semipałatyńsku, jako dziecko przeżył wojnę i widział mordy banderowców, w tym zabójstwa na rodzinie jego matki. W czerwcu 1945 r. z transportem wspólnie z rodzicami dotarł do Groszowic pod Opolem. Tam przez miesiąc czekali na przydział jakiegoś niemieckiego domu. W końcu osiedli w Dziedzicach pod Namysłowem.

Po maturze w 1952 r. podjął studia we wrocławskiej WSP, przeniesionej dwa lata później do Opola. Bednarczuk jest posiadaczem historycznego dyplomu - numer 1 - opolskiej WSP. Skończył polonistykę. Pracował w wielu szkołach - od Grodkowa po Olesno. Był dyrektorem Technikum Rolniczego w Żłobiźnie i ma zasługi jako budowniczy tej szkoły. W 1975 r. został dziennikarzem w "Trybunie Opolskiej", gdzie kierował m.in. redakcją oświatowo-kulturalną.

Od tego czasu napisał setki artykułów o losach kresowiaków, wywózkach na Sybir, przeprowadził dziesiątki wywiadów i po przejściu na emeryturę, podobnie jak Blicharski, oddał się pasji dokumentowania historii swej ziemi ojczystej. Napisał dotychczas 10 książek, m.in. "Był taki czas", "Szumi pamięci wiatr" i ostatnio "Tarnopolskie rachunki krzywd". Zgromadził tam znakomity materiał dokumentacyjny o zbrodniach banderowców i losach swoich krajanów. Są tam wywiady i wspomnienia: jego brata płk Zbigniewa Bednarczuka, Władysława Kosowskiego, Józefa Juzwy, Jana Białowąsa, Karoliny Łagisz, Władysława Kubówa, Stanisławy Sikorskiej, Jana Żulińskiego, ks. Ludwika Rutyny, ks. Juliusza Bojakowskiego, Bolesława Konarskiego, Marii Szutt.

Jest to praca, którą trudno przecenić dla zachowania pamięci gehenny Tarnopolan, którzy na Śląsku Opolskim osiedlili się głównie w okolicach Brzegu i Namysłowa. W samym Opolu jest jednak kilka rodzin, m.in. Misiewiczów i Koncewiczów.

Gdyby nie było Blicharskiego i Bednarczuka, prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko mógłby głosić bezkarnie, że wyczyny banderowców na Podolu to mały epizod. Ot, pokłócili się "bracia Słowianie". Tylko że ta kłótnia kosztowała Polskę ponad 120 tysięcy zamordowanych kresowian.

PS. W artykule o Buczaczu popełniłem błąd. Fakt zamordowania przez banderowców ks. proboszcza Karola Procyka i organisty Szymona Wiśniewskiego, czego świadkiem był w tym czasie wikary ks. Ludwik Rutyna, umiejscowiłem w Buczaczu. A stało się to w Baworowie. Była to podtarnopolska wieś, z której wywodził się hrabia Wiktor Baworowski (1825-1894), znany głównie jako twórca słynnej Biblioteki Baworowskich we Lwowie. Przez cztery lata okupacji tam właśnie przebywał ks. Ludwik Rutyna i tam cudownie uniknął śmierci, gdyż rzucony za nim, gdy uciekał do lasu, przez banderowca granat nie eksplodował. Tę historię pamiętają dokładnie dawni mieszkańcy Baworowa, którzy dziś mieszkają pod Namysłowem.

Za zwrócenie uwagi dziękuję p. Tadeuszowi Bednarczukowi, który w styczniu 1988 r. zrobił dla "Trybuny Opolskiej" pierwszy wywiad z ks. Ludwikiem Rutyną, pt. "Banderowski cios", dokładnie opisując dramaturgię tego wydarzenia. Kościół w Baworowie jest do dziś ruiną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska