Moje Kresy. Wołyńscy aktorzy

Stanisław S. Nicieja
Aktorzy Teatru Miejskiego w Łucku, rok 1925. Pierwsi z prawej siedzą Władysław Helleński, obok jego żona Eugenia - po wojnie suflerka w teatrze w Opolu. W środku (w kapeluszu) oparty o kolumnę - dyrektor Władysław Ratschka. Fotografia, publikowana po raz pierwszy, ze zbiorów opolskiej polonistki i anglistki Ewy Helleńskiej, wnuczki Eugenii i Władysława Helleńskich.
Aktorzy Teatru Miejskiego w Łucku, rok 1925. Pierwsi z prawej siedzą Władysław Helleński, obok jego żona Eugenia - po wojnie suflerka w teatrze w Opolu. W środku (w kapeluszu) oparty o kolumnę - dyrektor Władysław Ratschka. Fotografia, publikowana po raz pierwszy, ze zbiorów opolskiej polonistki i anglistki Ewy Helleńskiej, wnuczki Eugenii i Władysława Helleńskich. Fot. Ewa Helleńska
Przedwojenny Łuck bardzo oryginalnie wpisał się w dzieje kultury polskiej dzięki Teatrowi Wołyńskiemu im. Juliusza Słowackiego, istniejącemu tam w latach 1930-1939, oraz kilku wybitnym postaciom aktorskim, których biografie związane są ze stolicą Wołynia.

Fenomen teatru objazdowego

Pierwsze próby utworzenia teatru polskiego w Łucku pojawiły się w 1924 roku, za prezydentury Bolesława Zielińskiego, który był utalentowanym pisarzem, m.in. autorem bardzo poczytnej książki dla młodzieży „Orli Szpon”. Udało mu się nawet stworzyć zespół teatralny pod dyrekcją Stanisława Ordona. Inicjatywa ta szybko jednak straciła rację bytu. W sezonie teatralnym 1925/1926 zespół zorganizowali Michał Melina (1890-1956) i Władysław Ratschka (1877-1944) - dwaj aktorzy pochodzący z Galicji, pierwszy z Krakowa, a drugi ze Lwowa. W teatrze tym reżyserami byli Władysław Helleński (1887-1946) i Gwido Trzywdar-Rakowski. W zbiorach opolanki Ewy Helleńskiej (wnuczki Władysława) zachowała się unikatowa fotografia przedstawiająca cały zespół Teatru Miejskiego w Łucku na tle plakatu otwierającego sezon artystyczny 1925-1926. Na zdjęciu, oprócz Władysława Helleńskiego i jego małżonki, Eugenii, z domu Reich (1892-1966) - również aktorki, a po wojnie suflerki w Teatrze Ziemi Opolskiej, jest również Władysław Ratschka, obchodzący w teatrze łuckim 9 grudnia 1925 roku jubileusz trzydziestolecia pracy aktorskiej. Zespół ten ze względu na brak środków finansowych został rozwiązany po jednym sezonie.

Władysław Helleński po odejściu z teatru łuckiego trafił do teatru w Stanisławowie, gdzie przez pewien czas był dyrektorem. W czasie wojny schronił się w Kielcach, gdzie zmarł w 1946 roku. Jego żona Eugenia przyjaźniła się po wojnie, gdy pracowała w opolskim teatrze jako suflerka, z bardzo popularną wówczas opolską aktorką Józefą Szpaczyńską (1900-1982) - urodzoną we Lwowie, córką znanego lwowskiego wydawcy Pillera i żoną zamordowanego w Katyniu komendanta lwowskiej straży pożarnej. Józefa Szpaczyńska w opolskim teatrze zagrała w latach 1947-1966 kilkadziesiąt ważnych ról, m.in. w sztukach Słowackiego, Zapolskiej, Gogola, Czechowa i Fredry. Obie, Eugenia Helleńska i Józefa Szpaczyńska, spoczywają na cmentarzu na Półwsi.

Władysław i Eugenia Helleńscy mieli jedynego syna, Jerzego (1923-2000) - po wojnie związanego z przemysłem papierniczym w Głuchołazach, a później kierownika wikliniarni w Brzegu. Jego córką jest Ewa Helleńska - polonistka i anglistka po Uniwersytecie Wrocławskim, która początkowo pracowała w liceum w Brzegu, a następnie związała się jako tłumaczka z opolskim Metalchemem i Wydziałem Mechanicznym Politechniki Opolskiej.
Teatr im. Juliusza Słowackiego w Łucku

Rok 1930 dał początek scenie, która na trwałe wpisała się w dzieje polskiego teatru nie tylko na kresach. Twórcom tego teatru przyświecała idea, aby stworzyć scenę objazdową, bez stałej siedziby, bo miasto było na dorobku. Tymczasową siedzibę teatr znalazł w sali kinowej. Wojewoda Henryk Józewski - malarz i utalentowany scenograf - rozumiał, jak ważny jest teatr w niesieniu kultury wysokiej i już na początku swego wojewodowania w 1928 roku odbył wielogodzinną rozmowę z Mieczysławem Limanowskim, geologiem, profesorem Uniwersytetu Wileńskiego, głównym - obok Juliusza Osterwy - twórcą słynnego wileńskiego Teatru „Reduta”. Zofia Nałkowska, która obserwowała osobiście działania Józewskiego w Łucku, z uznaniem mówiła o jego koncepcji „bikultury polsko-ukraińskiej”, daleko odbiegającej od ówczesnych schematów.

Wybitną indywidualnością w Teatrze Wołyńskim był Aleksander Rodziewicz (1898-1981), pochodzący z Żytomierza, „redutowiec”, kolega Osterwy i Limanowskiego. To on spowodował, że o teatrze tym mówiło się w całej Polsce. Był charyzmatycznym reżyserem i dyrektorem. Udało mu się angażować na gościnne występy w Łucku i okolicach sławne wówczas aktorki - Stanisławę Wysocką, Wandę Siemaszkową i Irenę Solską oraz jako autorów - Zofię Nałkowską i Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Dzięki Rodziewiczowi w Łucku zadebiutowało i swe pierwsze sezony aktorskie przeżyło na Wołyniu troje młodych, a później sławnych aktorów filmowych - Wanda Łuczycka (1907-1996), po wojnie znana szczególnie ze słuchowiska radiowego „Matysiakowie” i z filmów „Głos z tamtego świata” i „Późne popołudnie”; Zdzisław Mrożewski (1909-2002), który stworzył niezapomnianą rolę Pożarskiego w filmach ze scenariuszem Stanisława Grochowiaka „Chłopcy” i „Czerwone i złote”; oraz Kazimierz Wichniarz (1915-1995) - znany głównie z roli Zagłoby w Hoffmanowskiej ekranizacji „Potopu” i filmu Marii Kaniewskiej „Szatan z siódmej klasy” (1960).
Dysponujemy wspomnieniami Kazimierza Wichniarza z jego łuckiego debiutu. W 1934 roku - czytamy tam - ukończyłem studia aktorskie w Poznaniu i nie tracąc czasu, zaangażowałem się do Teatru Wołyńskiego. W Łucku przygotowywaliśmy premiery (szło to błyskawicznie, w ciągu sezonu wystawialiśmy po kilkanaście nowych pozycji) i ruszaliśmy w objazd, całymi tygodniami podróżując od miasteczka do miasteczka wagonami mieszkalnymi. Co to były za wspaniałe czasy! Człowiek był młody, pełen nadziei, romantyzmu, niespożytych sił witalnych. Do dziś z rozrzewnieniem wspominam wołyńskie noce, gdy przez okno wagonu wsuwał się ogromny letni księżyc, a czasem ktoś jeszcze. Graliśmy każdego niemal dnia. Moją pierwszą wielką rolą był Mąż w „Ich czworo” Zapolskiej.

Z Teatrem Wołyńskim związany był w swej młodości absolwent Liceum Krzemienieckiego Władysław Sheybal (1923-1992) - polski i angielski aktor, który zasłynął głównie z niezapomnianej roli kompozytora w filmie „Kanał” Andrzeja Wajdy. Po premierze tego filmu w 1957 roku opuścił Polskę i osiadł w Anglii, gdzie zdobył dużą popularność, grając m.in. z Seanem Connerym w „Jamesie Bondzie”.

Aktorzy Teatru Wołyńskiego objeżdżali ze swymi spektaklami wszystkie miasteczka wokół Łucka, grając w spartańskich warunkach, często w nieogrzanych salach kinowych, szkolnych świetlicach, a zdarzało się, że w poczekalniach dworcowych. Rodziewicz w jednym z wywiadów powiedział: W Łucku nie mamy własnego gmachu i korzystać musimy z lokalu kina, wszystkie dekoracje mamy własne, od a do z i przewozimy je z sobą... Mamy swoje wagony, mieszkamy w nich i prowadzimy iście cygański tryb życia. W prowincjonalnych miasteczkach grywamy nieraz na scenach, gdzie temperatura dochodzi do -12 C, a publiczność siedzi na widowni w futrach, paltach i okrywa się kocami. Nie zraża nas to jednak, gdy widzimy, że zdobyliśmy serca tej publiczności.

Zofia Nałkowska, uczestnicząca w przygotowaniu premiery jednej ze swych sztuk, pisała w „Dziennikach” z podziwem o entuzjazmie, który panował w zespole Rodziewicza. Spektakle odbywały się niemal we wszystkich miasteczkach wołyńskich - od Krzemieńca, po Dubno, Kostopol, Sarny czy Kowel. O znaczeniu tego teatru świadczy statystyka, którą sporządził znawca dziejów wołyńskiej sceny, Bogdan Śmigielski: w sumie odbyły się za czasów dyrekcji Rodziewicza 124 premiery, 2750 przedstawień, które obejrzało około 1,5 miliona widzów. Gdy tuż przed wybuchem wojny Rodziewicz opuścił Łuck, dyrektorem został Janusz Strachocki (1892-1968), również wybitny aktor, który po wojnie stworzył niezapomnianą rolę szlachcica Dwernickiego w filmie „Ogniomistrz Kaleń” Ewy i Czesława Petelskich. Zagrał tam wspólnie z Wiesławem Gołasem w przejmującej scenie obrony polskiego dworu przed atakiem banderowców. Jest to jeden z najlepszych polskich filmów połowy XX wieku, kiedy w kinematografii światowej odnosiła sukcesy polska szkoła filmowa.

Teatr Wołyński w Łucki został unicestwiony wraz z wejściem Sowietów do tego miasta we wrześniu 1939 roku. Strachocki zbiegł do Warszawy, a jego aktorzy rozpierzchli się po całej Polsce.
„Ciocia Fala” - z Łucka do Opola

Rafaela Łukaszewicz - aktorka opolskiego Teatru Lalki i Aktora - z lalką.
Rafaela Łukaszewicz - aktorka opolskiego Teatru Lalki i Aktora - z lalką. Fot. ze zbiorów autora

Z Łuckiem związana jest biografia Rafaeli z Grabowskich Łukaszewicz (1927-2015), popularnej aktorki jednego z najbardziej renomowanych w Europie Teatru Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki w Opolu, animatorki i nauczycielki wielu adeptów sztuki lalkarskiej w Polsce, nazywanej powszechnie „Ciocią Falą” (zdrobnienie od Rafaeli).

Ułan Tymoteusz Grabowski (z Krzyżem Wołynia na piersi) z żoną Weroniką oraz dziećmi: Rafaelą (Falą) - po wojnie aktorką w Opolu - i synem Jerzym - po
Ułan Tymoteusz Grabowski (z Krzyżem Wołynia na piersi) z żoną Weroniką oraz dziećmi: Rafaelą (Falą) - po wojnie aktorką w Opolu - i synem Jerzym - po wojnie inżynierem w OPBP1 w Opolu. Fot. Łuck 1937

Była córką Tymoteusza Grabowskiego (1894-1937) - szwoleżera 3. Pułku Ułanów, który ze swoim oddziałem przeszedł długi szlak w wojnie polsko-bolszewickiej: od Mozyrza przez Czarnobyl, Kijów (maj - czerwiec 1920), Beresteczko, Łuck, Brześć, Druskienniki po Lidę. Pod Przeważą we wrześniu 1920 roku zdobył się na akt bohaterstwa. Jak zanotował kronikarz tego pułku Bohdan Dobrzyński: na moście, gdy padło kilka koni, a ranny został jeden z najdzielniejszych ułanów pułku, plutonowy Narcyz Rychłowski, starszy ułan Tymoteusz Grabowski, sam pozostawszy bez konia [stracił klacz Irmę - S.S.N.], wyniósł rannego kolegę pod rozpętanym ogniem karabinów maszynowych w bezpieczne miejsce.

Tymoteusz Grabowski nie stronił też od poezji, czego przykładem jest piosenka ułańska jego autorstwa, którą śpiewali ułani 3 pułku. Tekst tego utworu przechował jego syn, Jerzy Grabowski z Opola. Oto fragment:

Do różańca i do tańca,

Na zabawę i na bój,

By polskości bronić szańca

I nie wiedzieć co to znój.

By wziąć w bitwie krwawy chrzest

Zawsze ułan gotów jest.

Ułani, ułani humorem wiodą rej,

Bo dzieci Warszawy nie znają chwili złej.

Marysieńki, Zośki, Bronki

Nie na żarty lecz na bój

Do ułańskich serc w ogonki

Najpiękniejszych płynie rój.
Za udział w wojnie polsko-bolszewickiej Tymoteusz Grabowski otrzymał Krzyż Wołynia i działkę osadniczą w Podryżach koło Kowla. Był tam przez pewien czas leśniczym, a w 1929 roku przeniósł się do Łucka, aby objąć posadę introligatora w tamtejszej kurii biskupiej. Pracował w bibliotece kurialnej i artystycznie oprawiał książki. Do dziś jego rodzina w Opolu przechowuje pięknie artystycznie wykonane przez niego albumy. Zmarł młodo na gruźlicę i spoczywa na cmentarzu w Łucku w części obecnie zniszczonej.

Z Weroniką z Grońskich (1899-1981), którą poznał w Podryżach na Wołyniu, miał troje dzieci: Teodorę (1923-1984) - absolwentkę gimnazjum w Łucku, po wojnie w Opolu pracownicę domu kultury (szyła kostiumy), Jerzego (rocznik 1930) - po wojnie inżyniera mechanika, pracownika Opolskiego Przedsiębiorstwa Przemysłu Budowlanego, i właśnie Rafaelę. Weronika Grabowska po śmierci męża przejęła po nim pracę introligatora, a gdy wybuchła wojna, zatrudniono ją w miejscowym młynie. Pomagały jej w tej pracy córki Teodora i Rafaela.

Gdy Sowieci w 1944 roku zajęli Łuck, bardzo liczną grupę polskiej młodzieży wysiedlono w głąb Rosji. W tej grupie była również Teodora Grabowska. Trafiła do Czelabińska, ale po ucieczce stamtąd (ukryta w wagonie towarowym w skrzyni z węglem) oraz po niewiarygodnej robinsonadzie udało jej się wrócić do Łucka.

W lutym 1945 roku Weronika Grabowska z trójką dzieci opuściła na zawsze Łuck i po długiej tułaczce osiadła w 1946 roku w Opolu. Mieszkali początkowo na ulicy Studziennej, później Sądowej, a w końcu na Podhalańskiej, gdzie zamieszkało wielu Wołynian, m.in. rodzina Kaczorowskich.

Rafaela Łukaszewicz (w środku) w pałacu w Niewodnikach w otoczeniu rodziny. Od lewej: Łukasz Kozioł, Grzegorz Ogórek, Ewa Gawlik, Madzia Kozioł, Barbara
Rafaela Łukaszewicz (w środku) w pałacu w Niewodnikach w otoczeniu rodziny. Od lewej: Łukasz Kozioł, Grzegorz Ogórek, Ewa Gawlik, Madzia Kozioł, Barbara Deneka i Madzia Falkowska. W głębi Wanda Baron (żona łucczanina Władysława Barona) i inż. Jerzy Grabowski - brat Rafaeli. Fot. ze zbiorów autora

Rafaela po wyjściu za mąż w 1947 roku za rodowitego łucczanina, Michała Łukaszewicza (1922-?) - kierowcę, zaczęła pracować w Opolskiej Fabryce Kawy Zbożowej (obecnie Nutricia). I tam właśnie wypatrzyli ją na jakiejś wieczornicy (bo od dzieciństwa przejawiała talenty aktorskie i recytatorskie i interesowała się teatrem) Wilhelm Godyń i Jadwiga Stanisiewicz, zapraszając do współpracy w teatrze. Od tej pory Rafaela Łukaszewicz, po ukończeniu w 1961 roku eksternistycznych studiów teatralnych w Krakowie, stała się nie tylko jedną z najbardziej wyrazistych postaci opolskiej sceny lalkarskiej jako aktorka, ale i twórczyni scenografii i projektów lalek. Zyskała dużą popularność i wielką sympatię kilku pokoleń młodzieży oraz kolegów z teatru, czego dobitnym dowodem był jej benefis w 80. rocznicę urodzin, jaki odbył się w 2007 roku w opolskim Teatrze Lalek przy ulicy Kośnego. Przybyło nań wielu znakomitych polskich lalkarzy.

Rafaela Łukaszewicz miała jedyną córkę, Teresę (rocznik 1949) - absolwentkę WSP w Opolu, nauczycielkę w szkole specjalnej nr 13. Jej wnuczką jest urodzona w Opolu Ewa Gawlik - absolwentka weterynarii po wrocławskiej Akademii Rolniczej, obecnie szefowa warszawskiego oddziału międzynarodowego firmy zajmującej się diagnostyką weterynaryjną i prowadzącą szkolenia specjalistyczne lekarzy weterynarii. Ewa Gawlik z pietyzmem przechowuje pamiątki rodzinne z Łucka i Warszawy, skąd pochodzi część jej rodziny. Zarejestrowała kilkugodzinną relację wspomnieniową swej babki, Rafaeli Łukaszewicz, która zmarła w 2015 roku i spoczywa na opolskim cmentarzu na Półwsi. Ojcem Ewy Gawlik jest lwowianin, wybitny polski eseista, teatrolog, reżyser - Jan Paweł Gawlik (rocznik 1924), który przez wiele lat był dyrektorem ważnych polskich teatrów, m.in. Starego i Słowackiego w Krakowie, Dramatycznego i Rzeczypospolitej w Warszawie oraz Teatru Telewizji. Jan Paweł Gawlik ma w swoim dorobku również kilka sztuk teatralnych, m.in. „Pokusa” i „Egzamin” oraz monografii historycznych z dziejów teatru m.in. o krakowskim kabarecie Jama Michalika.
Pątnik z Kiwerc i jego sławna córka - emancypantka z Wołynia

Z przedmieściami Łucka - Podhajcami i Kiwercami - związane jest dzieciństwo jednej z najwybitniejszych postaci polskiej literatury - Gabrieli Zapolskiej (1857-1921), nazwanej przez Kornela Makuszyńskiego „Molierem w spódnicy”, twórczyni kilkudziesięciu powieści i sztuk scenicznych, z tą najsłynniejszą na czele, pt. „Moralność pani Dulskiej”, nie schodzącą do dziś z polskich scen.

Wincenty Korwin Piotrowski, ojciec Gabrieli, posiadający rozległe dobra pod Łuckiem, znany z dziwactwa na całym Wołyniu, był człowiekiem nadzwyczaj religijnym, marzącym w młodości o uzyskaniu święceń kapłańskich. Przypadek zrządził, iż podczas krótkiego wypadu do stolicy przyjaciele zaciągnęli go do teatru, gdzie niedoszły kaznodzieja zakochał się w pięknej baletnicy, Józefie Karskiej. Oszołomiony uczuciem zapomniał na pewien czas o swych poprzednich zamiarach i zamiast w komży, stanął przed ołtarzem w garniturze ślubnym. Nie mógł sobie później darować tej słabości i chcąc przebłagać niebo, w specjalnym stroju pątniczym przemierzał codziennie kilka kilometrów po parku przyległym do jego dworku w Kiwercach.

Wielu piszących o życiu i twórczości autorki „Moralności pani Dulskiej” skłonnych jest uważać, że dziwactwa jej ojca, podobnie jak artystyczna przeszłość matki, baletnicy, rzutowały na psychikę pisarki i aktorki. Gabriela była bowiem, jak sama twierdziła, od wczesnej młodości „chora na teatr”. Nie umiała jednak znaleźć wspólnego języka z rodzicami i poszła samotnie w świat. Została aktorką i pisarką. Szokowała krytyków tematyką społeczną podejmowaną w jej utworach. Żadna z wojujących wówczas sufrażystek nie broniła jak ona wolności kobiecej. Wyczulona na wady i śmiesznostki ludzkie w sposób drapieżny demaskowała drobnomieszczański egoizm i obłudę. W czasie gdy problem tak zwanego marginesu społecznego uchodził za temat tabu, Zapolska czyniła bohaterkami swych utworów prostytutki, ulicznice, zdeprawowane dziewki folwarczne, próbując równocześnie obiektywizować ich racje.

W artykule pośmiertnym przyjaciel Zapolskiej, Kornel Makuszyński, napisał: Był to fenomen polskiego piśmiennictwa. A na obszarze literatury europejskiej nie było za jej czasów kobiety o takiej wspaniałej twórczej mocy talentu. Żadna z pisarek o europejskim rozgłosie, oprócz dostojnej surowej Selmy Lagerlöff, nie mogła iść w pogoń z tym talentem ogromnym, śmiałym, mądrym i drapieżnym. (...) Talent ten ostry jak stal rozżarzał się szczególnie, gdy szło o kobietę. Bo ten Molier w spódnicy był jednak kobietą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska