Moje Kresy. Żabie - stolica Huculszczyzny

Archiwum autora
Czeremosz - rzeka, która przecina Żabie, huculską stolicę. Na zdjęciu obok - Maria Kreczunek (1836-1936), zwana Czukutychą, stuletnia Hucułka z fajką. Słynna fotografia Mikołaja Seńkowskiego z Kosowa.
Czeremosz - rzeka, która przecina Żabie, huculską stolicę. Na zdjęciu obok - Maria Kreczunek (1836-1936), zwana Czukutychą, stuletnia Hucułka z fajką. Słynna fotografia Mikołaja Seńkowskiego z Kosowa. Archiwum autora
Było w Czarnohorze, tej kolebce Hucułów, wiele miejscowości, takich jak Kosmacz, Krzyworównia, Krasnoiła, Jabłonica, Bystrzec, które mogłyby pretendować do miana stolicy Huculszczyzny. Ale zdominowało je wszystkie Żabie, stając się nie tylko stolicą, ale i znakiem firmowym Hucułów.

Żabie Gody

Pisarz Józef Wittlin, autor tłumaczonej na wiele języków powieści "Sól ziemi", uznał Żabie za najciekawszy zakątek ziemi huculskiej, pachnący miętą w letnie wieczory, gdzie na połoninach pasterze grają na długich trombitach.

Żabie - nazwa tajemnicza, wzmiankowana po raz pierwszy w źródłach historycznych już w roku 1224, staje się jasna, gdy dopowiemy, że początkowo nazywano to miejsce "Żabie Skały" albo "Żabie Gody".

W kwietniu, gdy po zimie słońce zaczynało mocno grzać, nie wiedzieć czemu właśnie tam, na płaskie skałki w trawiastych zakolach Czeremoszu, schodziły się tysiące żab, by złożyć skrzek. Wygrzewając się w słońcu, darły się często niemiłosiernie, przeżywając swe miodowe dni. Potem nagle milkły i znikały, by pojawić się znów za rok.

Odwieczną nazwę: Żabie w 1962 roku Sowieci zmienili na: Werchowyna, ale w polskim kręgu językowym dawnej nazwy nie dało się wyrugować i dalej jest używana przez turystów z Polski. Podobnie jak nazwa Stanisławów, bo na ogół Polacy nie używają tej współcześnie istniejącej, oficjalnie od roku 1962, nazwy: Iwanofrankiwsk.

Żabie było największą terytorialnie gminą w Galicji austriackiej, a w II Rzeczypospoli-tej największą wsią w Polsce. Zamieszkiwało ją tuż przed wybuchem II wojny światowej ok. 10 tysięcy osób. Domostwa Żabiego rozrzucone były w dolinie Czeremoszu na przestrzeni kilkunastu kilometrów, w licznych przysiółkach oddalonych od siebie o kilka kilometrów. Nazwy tych przysiółków miały najczęściej brzmienie huculskie: Słupejka, Ilcie, Krasnyłuh, Zełene, Krywepole, Dżembronia.

Czeremosz, który przecinał Żabie, był rzeką niebezpieczną, a zarazem fascynującą. Jerzy Stempowski w swoim dzienniku podróży pisał: Czeremosz spośród wszystkich rzek górskich sam jeden płynie w cieniu stuletnich jodeł i świerków.

Wody jego pienią się wartko w kamiennym łożysku, szemrzą na żwirowych mieliznach, dzwonią po kamieniach, bełkocą w cieśninach, huczą i dudnią w skałach, a każdemu z tych tonów, opóźniając się z lekka, wtóruje niskie, ciemne, basowe echo puszczy. Zdaje mi się, że gdybym ociemniały, stary, trawiony gorączką i obłędem, posłyszał znów ten szum, lata błądzenia po manowcach spadłyby ze mnie jak łachmany niedoli i stałbym się znów sobą.

To o okolicach Żabiego Kazimierz Wyka - uczony o duszy artysty - pisał, że był to "okrawek świata odcięty od szaleństwa, wydany słońcu, szumowi wód i jodeł huculskich".
Huculszczyzna to kraina zamknięta między pasmami Gorganów, Czarnohory, Gór Pokuckich i Czywczyńskich w Karpatach Wschodnich. Ileż w ostatnich dwóch wiekach powstało tam legend i mitów! Iluż poetów, pisarzy, malarzy i muzyków szukało tam natchnienia!

Huculi

Uwagę przybyszów odwiedzających okolice Żabiego przykuwał dziwny lud - Huculi, pasterze wyróżniający się strojem, gwarą, mentalnością i sposobem bycia. "Hucuł" w lokalnej gwarze rumuńsko-bukowińskiej znaczyło tyle co "zbójnik", "rozbójnik", "opryszek" (w jednym z dialektów rumuńskich "hotul" znaczy "złodziej").

Niektórzy badacze twierdzą, że nazwa tego ludu pochodzi od słowiańskiego słowa "kochul", oznaczającego wędrowca lub nomadę. Jako mieszkańcy pogranicza, gdzie ciągle zmieniały się granice administracyjne państw, Huculi mieli w sobie krew ruską, cygańską, ormiańską, turecką, tatarską, ale też i polską oraz węgierską.

Taka mieszanka krwi i koczowniczy sposób bycia wytworzyły lud pełen romantyzmu, pierwotnej szlachetności oraz poczucia dumy i honoru. Huculi żyli w swoistym świecie wierzeń, magii i demonów. W ich wyobraźni połoniny, lasy, wąwozy, żleby zamieszkane były przez różnego rodzaju złe siły. Człowiek mógł się przed nimi bronić modlitwą, zaklęciem, specjalnymi wywarami z ziół i korzeni.

Autorem jednego z pierwszych polskich studiów o Hucułach, wydanym we Lwowie w 1863 roku, był długoletni proboszcz Żabiego Sofran Wytwicki. Ale bodaj najbardziej spopularyzował ten lud i ten region Henryk Gąsiorowski (1878-1947), autor popularnych przed wojną przewodników turystycznych po Karpatach, który napisał, że "Huculi to najciekawszy zabytek etnograficzny nie tylko na ziemiach polskich, lecz i w Europie".

Tylko nieliczni Huculi zajmowali się uprawą roli, bo "haczka i pług raniły ziemię". Za godne zajęcia uważali pasterstwo, myślistwo i rękodzieło. Trudnili się też hodowlą koni i wyhodowali uchodzące za piękne, wytrzymałe na mróz i skwar konie rasy huculskiej.

Hucuł - pisała Marcelina Grabowska w reportażu z 1936 roku - to ród artystów i pasterzy, wytwarzający łyżniki i werety, kasetki i fajeczki rzeźbione w wielorakie wzory, zdobne koralikami, dzbany, flakony oraz piece kaflowe (…) Hucuł nie pójdzie do nie swojej roboty, choćby miał - bez przenośni - umrzeć z głodu. A "swoja" robota to tylko rzeźba i zdobnictwo".

Kobieta, wódka i religia - dopowiadał Grabowskiej pisarz, autor "Soli ziemi", Józef Wittlin - oto trzy rozkosze chroniące duszę Hucuła od rozpaczy i piekła na ziemi.

Kuracjuszka Zakładu Przyrodoleczniczego Apolinarego Tarnawskiego w Kosowie Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska (1881-1961) - babka Rafała Skąpskiego, byłego wiceministra kultury RP, a obecnie szefa Państwowego Instytutu Wydawniczego - w swoich nie publikowanych dotychczas wspomnieniach zanotowała: Lud huculski ciekawy w swym stroju ludowym. Młode dziewczęta bardzo ładne, stare kobiety bardzo brzydkie.

Spotyka się je jadące na małych konikach z fajką w bezzębnych ustach. Przed każdą huculską chatą złoci się stożek dojrzałej kukurydzy, a popod strzechą suszą się motki farbowanej owczej wełny, z której wyrabiają kilimy, tzw. łyżniki - ostre, grube, z deseniem opartym na motywach geometrycznych. Barwy jaskrawe. Wełnę farbują w ziołach, w wywarze z kwiatów cebuli. Jest tutaj też dużo lokalnych wyro-bów ceramicznych - malowanych misek i dzbanków.

Od czasów Kazimierza Wielkiego Huculszczyzna znajdowała się w obrębie Rzeczypospolitej. Po pierwszym rozbiorze w 1772 roku weszła w skład monarchii austriackiej. Gdy Austro-Węgry się rozpadły, Huculi wywołali rewoltę przeciwko rządom węgierskim i proklamowali w styczniu 1919 roku Republikę Huculską, która obejmowała terytorialnie Wschodnie Zakarpacie.

Mieli nawet swego prezydenta, którym był Stepan Kłoczurak. W lipcu 1919 roku wojska rumuńskie unicestwiły to efemeryczne państewko. W okresie międzywojennym Huculszczyzna znalazła się w granicach Polski. Nastąpił wówczas gwałtowny rozwój turystyki. Region stał się modny. Budowano tam wille i pensjonaty, zwłaszcza w Worochcie i Jaremczu.

Tuż przed wybuchem wojny istniało tam 58 dużych schronisk turystycznych i 2 tysiące kilometrów oznakowanych szlaków. We wrześniu 1939 roku Huculszczyznę zajęła Armia Czerwona, później wojska węgierskie i niemieckie, a po II wojnie światowej znalazła się w obrębie Związku Radzieckiego. Sowieci, tworząc tam potężne bazy wojskowe, unicestwili turystykę, a wolnych Hucułów próbowali zamknąć w kołchozach. Po 1990 roku, po powstaniu niepodległej Ukrainy, ruch turystyczny na Ukrainie się odrodził.

Na temat Huculszczyzny powstało w Polsce i na Ukrainie dziesiątki książek, tysiące opowiadań, reportaży, wierszy, impresji malarskich, muzycznych i filmowych. Są to dzieła częstokroć pierwszorzędnych twórców - od Wincentego Pola po Jarosława Iwaszkiewicza. Huculszczyzna ze swoją surową, dziką, nie skażoną cywilizacją przyrodą jawiła się polskim malarzom jako raj.

"Trzech huculistów"

W dziejach polskiego malarstwa szczególną sławę zdobyło "trzech huculistów": Władysław Jarocki (1879-1965) - zięć poety Jana Kasprowicza, Kazimierz Sichulski (1879-1942) i Fryderyk Pautsch (1877-1950) - notabene koledzy z jednego lwowskiego gimnazjum, którzy po studiach na kilka miesięcy zaszyli się w dziewiczych lasach, w niedostępnej leśniczówce, i całymi dniami nie wypuszczali pędzli z rąk, tworząc dzieła stanowiące dziś ozdobę najbardziej renomowanych galerii oraz zbiorów prywatnych.

Władysław Jarocki we wspomnieniach, które udostępniła mi mieszkająca obecnie w Nysie jego wnuczka, malarka Joanna Tacakiewicz-Lipińska, tak opisał początek swej wielkiej przygody artystycznej związanej z Huculszczyzną: Po ukończeniu Akademii namyślałem się, co robić.

I wtedy dostałem wiadomość od Pautscha, że nad Prutem, w Tatarowie, ma zapewniony tani, niekrępujący pobyt u leśniczego Wintera i radzi mi też przyjechać malować niesłychanie barwny tamtejszy lud huculski. Dodał przy tym, że lepiej nawet malować w polu kozę niż liche modelki akademickie. Malowanie wsi, ludu, folkloru nie było mi obce. Zaproszenie na wyjazd do Tatarowa bardzo mi odpowiadało. I tak zaczęła się moja "era huculska". Towarzyszami jej byli Pautsch i Sichulski. (…)

Raj obiecany, leśniczówka, była pięknie położona. Tuż za domem stary, szpilkowy las nad górskimi krzakami malin. W lesie siedziba cietrzewi. Przed domem gościniec na Węgry, poza nim zamarznięty Prut z zielonawą, przelewającą się wodą w przeręblach. Wieczorem przy księżycu pojawiały się wydry, baraszkujące za rybami.

A dalej znowu gęste, ciągnące się aż na drugi bok wąwozu lasy - dziewicze, nietknięte siekierą, pełne jeleni i różnorakiej zwierzyny. Przeciągały tamtędy dziki, nocą do stajen dobierały się wilki, a do kurników lisy. Nad leśniczówką dwie duże połoniny, wyrąbane w lesie, z otwartym widokiem na ciągnące się w dal łańcuchy gór. Na tych połoninach usadowiły się dwa gazdostwa huculskie - Wasyla i Iwana.

W połowie maja Huculi wypędzali swe owce i bydło na połoniny rozciągające się na dużej przestrzeni między szczytami Chomiak i Siniak. A my podążyliśmy za nimi. Zbudowano dla nas piękną kolibę, do której wywiózł nasze graty na objuczonych koniach nasz chłopak do wszystkiego - Iwan. Koliba, zbudowana ze świeżego drewna, wyglądała bardzo malowniczo. Jarocki, Pautsch i Sichulski mieszkali w niej dwa miesiące, malując od świtu do zmroku.

Piewców Huculszczyzny nie sposób zliczyć i wymienić wszystkich z nazwiska. Są ich setki - i to zarówno wśród Polaków, Ukraińców, Żydów, Rumunów i Węgrów.

Stanisław Vincenz - "Homer Huculszczyzny"

W licznym gronie piewców Huculszczyzny prym wiedzie niewątpliwie Stanisław Vincenz (1888-1971), który zyskał nawet przydomek "Homera Huculszczyzny".

Znakomicie wykształcony, poliglota znający kilkanaście języków, filozof, wielbiciel i znawca antyku, ale przede wszystkim pisarz wielce oryginalny i mistrz przedniej gawędy o niespotykanym rytmie narracji, urodził się w Słobodzie Rungurskiej pod Kołomyją - tej kolebce polskiego przemysłu naftowego - jako syn nafciarza pochodzenia francuskiego Feliksa Vincenza i szlachcianki Zofii Zuzanny Przybyłowskiej z Krzyworówni.

Nim nauczył się polskiego, jego pierwszym językiem była gwara huculska, którą poznał dzięki Połahnie Slipeńczuk - swej niani, Hucułce. To ona wprowadziła w świat jego chłopięcej wyobraźni opowieści huculskie, wierzenia i obrzędowość tego pasterskiego ludu.

Mimo że później uczył się w renomowanych szkołach, z Uniwersytetem Wiedeńskim na czele, i poznał wiele języków oraz wielu wybitnych artystów i intelektualistów, ten młodzieńczy czas przeżyty na stokach Czarnohory, gdzieś pod Kołomyją, Żabiem i Krzyworównią, wśród lasów i szybów naftowych, zaważył na całym jego życiu i twórczości.

Po krótkim epizodzie warszawskim i romansie z polityką (był redaktorem piłsudczykowskiej "Drogi"), w 1930 roku wrócił na swoje huculskie odludzie. Wybudował we wsi Bystrzec, w pobliżu Howerli, dom huculski i stworzył tam dzieło życia, które na trwałe wprowadziło go do literatury europejskiej - wieloksiąg noszący tytuł "Na wysokiej połoninie".

Jest to swoista saga pasterska, w której Vincenz przekroczył wszelkie granice tradycyjnych form i pisarskich schematów, zmitologizował Huculszczyznę i tamtejszych pasterzy, zbójców, rzezimieszków, panów. Vincenz stworzył dzieło będące, by użyć określenia znawczyni jego twórczości, prof. Mirosławy Ołdakowskiej-Kuflowej, tyglem gatunków, stylów, odmian i kontemplacji świata.

Bolesław Hadaczek w eseju "Huculski świat Stanisława Vincenza", pisząc o wieloksięgu "Na wysokiej połoninie", tworzonym i udoskonalanym przez blisko 40 lat, stwierdził: W rezultacie powstał utwór rozrośnięty, w trzech "pasmach" i czterech tomach, podobny Czeremoszowi, który zbiera wszystkie rzeczki, potoczki, strugi i strumyki z całej wierchowiny huculskiej, jej pieśni i nuty. Zawiera legendarne i historyczne dzieje Huculszczyzny rzucone na tło wydarzeń przełomowych.

Jednym z bohaterów tego czteroksięgu ("Prawda staro-wieku", "Zwada", "Listy z nieba" i "Barwinkowy wianek") uczynił niepiśmiennego Hucuła Tanesija Urszega i wykreował go na podobieństwo Sokratesa. Dziś nie sposób poznać ducha i oryginalności Huculszczyzny, zrozumieć w pełni legend i mitów tej krainy bez zanurzenia się w lekturze Vincenzowskiej tetralogii "Na wysokiej połoninie".

Eseistka i antropolożka kultury Joanna Tokarska-Bakir stwierdziła: Dzięki Vincenzowi huculski zakątek Karpat Wschodnich stał się - obok Litwy Mickiewicza i Miłosza czy Wileńszczyzny Konwickiego - kolejnym w naszej literaturze mitycznym zagłębiem i matecznikiem. Silniejsza od nacjonalizmu idea jagiellońska sprzyjała współżyjącym tam nacjom, religiom i stanom.

Huculszczyzna, pogranicze narodów i kultur, pojawia się w eposie Vincenza jako idealizacja - "ściślejszej ojczyzny", które to pojęcie na wiele lat przed epoką europejskich regionów autor sagi huculskiej wprowadził do języka polskiego.

Synteza Jana Choroszego

Można by w nieskończoność przywoływać nazwiska pisarzy i cytować ich opisy urody Huculszczyzny. Jest tego - jak już stwierdziłem - nieprzebrana i nie przeliczona przez nikogo ilość. Spróbował to ogarnąć w obszernym tomie studiów, w monumentalnej pracy "Huculszczyzna w literaturze polskiej" (Wrocław 1991), wrocławski uczony Jan Choroszy.

Dał w tej monografii dowód imponującej erudycji, znajomości pisarstwa wielkiego, średniego, a czasem nawet pośledniego, tematycznie związanego z krainą widoczną z płaskich szczytów Czarnohory, z rozległych okolic Żabiego.

Jan Choroszy z talentem narracyjnym oprowadza czytelnika po meandrach fascynującego mitu literackiego i kulturowego. Ukazuje, jak przez prawie dwa wieki widzieli Huculszczyznę pamiętnikarze, podróżnicy, kuracjusze, pisarze, poeci, malarze, reporterzy. Jak patrzyli na ten sam, owładnięty jeszcze nietkniętą przez człowieka naturą, kawałek świata - europejski skansen, a widzieli jakże często odmienne rzeczy.

Książka Jana Choroszego "Huculszczyzna w literaturze polskiej", mimo że od jej ukazania się minęło ponad dwadzieścia lat, stanowi ciągle najbardziej kompetentny, wyrazisty, a zarazem najbarwniejszy obraz ważnego elementu polskich tradycji kresowych odzwierciedlonych w literaturze - od sentymentalnego Franciszka Karpińskiego po dzieła Vincenza, Iwaszkiewicza, Kuśniewicza, Harasymowicza.

Temat ten jest ciągle aktualny. Dowodzi tego wydany ostatnio album fotografika, profesora łódzkiej Szkoły Filmowej Krzysztofa Hejkego zatytułowany "Huculszczyzna". W tym świetnie zredagowanym wydawnictwie, wzbogaconym o eseistyczne teksty geografa Jacka Wnuka i historyka sztuki Jana Skłodowskiego, zderzono stare, archiwalne fotografie ze współczesnymi zdjęciami, wysmakowanymi artystycznie.

Widać w nich, jak mimo próby przerwania tradycji huculskiej w czasach rządów sowieckich, istnieje ciągłość między dawnymi a dzisiejszymi czasami. Jacek Wnuk pisze tam: Gdy zamykam oczy, przywołuję myśli o Huculszczyźnie. Obrazy, które coraz wyraźniej widzę, ukazują magiczną krainę pasterzy i połonin. A Jan Skłodowski dodaje: Bo Huculszczyzna to dziś mit i legenda, a wypełniające je treści nie dają się łatwo zamknąć w proste ramy zwartej, redakcyjnej definicji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska