Moje Kresy. Złoczowskie Orlęta (cz. II)

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Stanisław S. Nicieja

Moje Kresy. Złoczowskie Orlęta (cz. II)

Stanisław S. Nicieja

Ludwik Wolski - poeta i syn poetki, który wszedł do historii dzięki dedykowanemu mu przez Władysława Bełzę powszechnie znanego wiersza „Katechizm dziecka polskiego” i który zginął w wieku 23 lat za napisanie satyrycznego, szyderczego wiersza „Ukraina”, nie był jedyną ofiarą mordu politycznego w Złoczowie w kwietniu 1919 roku.

Razem z nim zabito jeszcze 21 młodych Polaków. Ich zmasakrowane ciała wrzucono do czterech pośpiesznie wykopanych dołów w pobliżu zamku Sobieskich w Złoczowie. Gdy 5 czerwca 1919 roku armia polska wyparła ze Złoczowa wojska ukraińskie, przystąpiono do ekshumacji zwłok celem oględzin sądowo-lekarskich. Ekshumację przeprowadziła specjalna komisja złożona z prawników, lekarzy i trzech dyplomatów z misji angielsko-amerykańskiej. W protokole sporządzonym przez tę komisję czytamy: W pierwszym grobie odkryto zwłoki pięciu osób bez trumien, w nieładzie do grobu wrzuconych, na pół nagich, w rozmaitych pozycjach leżących, a jedne zwłoki, Alfreda Syma - urzędnika kolejowego, leżały w położeniu kolanowo-łokciowym, co nasuwa podejrzenie, że odnośny osobnik żywcem mógł być pogrzebany i po zasypaniu ziemią pasował się ze śmiercią. W wydobytych pierwszych zwłokach rozpoznano Zdzisława Czepielewskiego - studenta, drugie zwłoki były Leona Czepielewskiego - pomocnika kancelaryjnego. W trzecich zwłokach, których czaszka była rozbita, rozpoznano Jerzego Podgórskiego - podchorążego. Czwarte były ucznia gimnazjalnego Juliana Herzoga. Leżał w grobie twarzą do ziemi. W czwartym grobie odkopano również czworo zwłok. Pierwsze - w koszulę i kalesony odziane i w skarpetkach - Ludwika Wolskiego, ziemianina. Drugie zwłoki w bluzie i skarpetce na jednej nodze Stanisława Mazurka - ucznia gimnazjalnego. Trzecie zwłoki Kazimierza Iżykiewicza - kolejarza. Głowę miał owiniętą w bluzę wojskową, bez obuwia. Czaszka jego widocznie rozbita. Czwarte zwłoki twarzą do ziemi leżące, w kalesonach i bluzie Mariana Niecia - inżyniera kolejowego.

Zwłoki Ludwika Wolskiego, z licznymi uszkodzeniami zadanymi prawdopodobnie nahajką, miały roztrzaskaną czaszkę, a w niej ślady po trzech kulach.

Pamięć o tragedii złoczowskiej

W roku 1993 poznałem w Londynie Irenę i Bogdana Czepielewskich - bogate małżeństwo emigrantów z Polski. Bogdan Czepielewski (1925-1998) był synem inżyniera nafciarza, poszukiwacza złóż ropy naftowej, rodem z Borysławia. Wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec, po wojnie osiadł w Anglii, związał się ze środowiskami kombatantów i zrobił fantastyczną karierę finansową - handlował złomem i wrakami statków, głównie w Afryce i Ameryce Południowej. Dorobił się dużych pieniędzy. W 1960 roku ożenił się z lwowianką - Ireną Koliszer-Cieślik (1915-2008), byłą żoną lwowskiego rzeźbiarza i malarza Emila Cieślika, absolwentką orientalistyki i sanskrytu na Uniwersytecie Lwowskim. Gdy wybuchła wojna - wspomina jej przyjaciółka, Katarzyna Wojak z Zakopanego - Irenie jako jedynej z rodziny Koliszerów wywożonej na Sybir udało się uciec z transportu. Wysiadła na jednej ze stacji i jak stała - pobiegła przed siebie. Jej rodzeństwo: brat z siostrą i matką wydostali się z Sybiru dopiero z armią Andersa. Nie wrócili do Polski, osiedli w Londynie.

Po wojnie Irena przez kilka lat kierowała zakopiańską kawiarnią „Kmicic” mieszczącą się w parku, na końcu Krupówek, tą, o której „Skaldowie” w głośnym przeboju śpiewali: „Porwali te panny prosto od »Kmicica«”. W 1959 roku Irena pojechała na zaproszenie siostry do Londynu i związała się na trwałe z Bogdanem Czepielewskim.

Po ślubie Czepielewscy wspólnie otworzyli w Londynie restaurację „Continental Barn” na King Road oraz ekskluzywny dom pogodnej starości. Miesiące letnie spędzali w swojej willi „Es Verda” na Majorce, która była miejscem spotkań - głównie za sprawą Ireny Czepielewskiej - bohemy artystycznej. Bywali tam m.in.: Karolina Borchard (malarka), Stefania i Adam Kossowscy (pisarka i rzeźbiarz), Włada Majewska (piosenkarka), Karol i Wacław Zbyszewscy (świetni emigracyjni dziennikarze i felietoniści), Tadeusz Zabłocki (publicysta, właściciel londyńskiej firmy wysyłkowej „Tazab”) oraz Wiktor Trościanko, Tadeusz Nowakowski i Włodzimierz Odojewski - pisarze związani z Radiem Wolna Europa, a także Wiktor Suworow (rosyjski pisarz, dysydent).

Gdy na moim spotkaniu autorskim w Londynie w 1993 roku Bogdan Czepielewski dowiedział się, że zajmuję się badaniem historii cmentarza w Złoczowie, włączył się do dyskusji i oznajmił, że Zdzisław i Leon Czepielewscy - zamordowani razem z Ludwikiem Wolskim - byli kuzynami jego ojca. Bracia Czepielewscy mieszkali w zamku złoczowskim, gdzie ich ojciec był przed I wojną światową zarządcą. Ich lata chłopięce upłynęły na zabawach w zakamarkach zamkowych i w okalającym tę królewską rezydencję parku. I właśnie w tym zamku, po uprzednim aresztowaniu i skatowaniu, postawiono ich przed plutonem egzekucyjnym, a później ich półnagie ciała wrzucono do wykopanego pod murem cmentarnym dołu.

Mimo upływu lat ta tragedia tkwiła w Bogdanie Czepielewskim. Zaprosił mnie nawet na Majorkę, aby szczegółowo o tym opowiedzieć i pokazać zdjęcia. Najbardziej przeżywał fakt, że jego krewnych aresztowali i zamordowali w zamku złoczowskim ich koledzy - Ukraińcy z tej samej ulicy. W ten sposób po tylu latach otarłem się o tragedię rodziny Czepielewskich.

Mauzoleum Orląt Złoczowskich

Jak mocno tragedia złoczowska utkwiła w świadomości polskich złoczowian, świadczy fakt, że na tamtejszym cmentarzu wzniesiono okazałe mauzoleum poświęcone pamięci zabitych. Jest to stojący do dziś potężny grobowiec wykonany według projektu lwowskiego architekta Wiesława Grzymalskiego. Przedstawia rotundę przypominającą kształtem i wielkością słynną kaplicę Orląt z Cmentarza Łyczakowskiego we Lwowie - stąd też czasem w literaturze spotyka się określenie Mauzoleum Orląt Złoczowskich. Rotunda, do której prowadzą kamienne schody, stoi na potężnym, betonowym cokole w kształcie koła. Wewnątrz cokołu umieszczono katakumby, w których złożono zwłoki 22 zabitych z informacją, kim byli.

Ten imponujący pomnik, stojący do dziś na cmentarzu w Złoczowie, wzniesiono staraniem Komitetu Budowy Mauzoleum Złoczowskiego, na czele którego stał adwokat dr Eugeniusz Kołaczkowski, a jego członkami byli prominentni obywatele Złoczowa, m.in. prokurator Władysław Pauli (wiceprezes), inż. Franciszek Zarudzki (sekretarz), Tadeusz Blumski - naczelnik Izby Skarbowej, Antoni Dręgiewicz - nadradca sądu, dr Stanisław Gawlikowski - lekarz miejski, Władysław Kryczyński - dyrektor gimnazjum, Klemens Postawa - przemysłowiec i wiceburmistrz Złoczowa, dr Izaak Mittelmann - adwokat, ks. Stanisław Wałęga - kanonik, złoczowski proboszcz.

Oficjalne otwarcie mauzoleum złoczowskiego nastąpiło 29 września 1921 roku. Połączono je z pogrzebem ofiar. Towarzyszyła temu potężna manifestacja z udziałem 40 tys. osób i delegacji z wszystkich większych miast Podola. W pogrzebie tym uczestniczyło 22 parlamentarzystów - posłów i senatorów RP. Przejście pochodu przez miasto trwało kilka godzin. Trumny składano do nisz mauzoleum przy grzmotach salw armatnich.

W czasie II wojny światowej Mauzoleum Złoczowskie zostało mocno uszkodzone. Pocisk zerwał miedziany dach i wyrwał potężną dziurę w ścianie nad schodami wejściowymi. W 1993 roku rozsiani po całej Polsce złoczowianie, którym przewodził mieszkający w Krakowie Roman Maćkówka (rocznik 1928), zorganizowali Społeczny Komitet Remontu Mauzoleum Złoczowskiego. Celem było zgromadzenie funduszy. Ofiarność złoczowian była imponująca. Zebrano dużą kwotę i przy pomocy inżynierów z politechnik Rzeszowskiej i Wrocławskiej doprowadzono do gruntownej odbudowy mauzoleum. Zabezpieczono nisze grobowe, gdzie w jednej z nich spoczywa Ludwik Wolski. Akcją gromadzenia funduszy kierował osobiście mieszkający w Krakowie Marcin Wolski - bratanek Ludwika. Duże zasługi w tym dziele położył Bogusław Idzi Martynowicz (1926-2002) - syn dyrektora szpitala w Złoczowie, profesor Politechniki Wrocławskiej na Wydziale Architektury. Przekazał ze swoich oszczędności na odbudowę mauzoleum 1000 dolarów. Romana Szczepkowska 2000 złotych. Pokazuje to skalę ofiarności. Symboliczna cegiełka na odbudowę kosztowała wówczas 10 zł. W sumie zakupiło ją ponad 300 złoczowian rozsianych po całej Europie, jednak większość wpłacała po 100 złotych.

Tragedia Osuchowskich i Durkalców

W bezpośrednim sąsiedztwie odbudowanego Mauzoleum Orląt Złoczowskich przykuwa uwagę poruszający wyobraźnię nagrobek wzniesiony w 1932 roku po śmierci 14-letniego Adama Rocha Osuchowskiego. Na pomniku znajduje się płaskorzeźba harcerzyka grającego na trąbce, a obok napis: „Podobał się Bogu ten kwiat młodzieńczy, przeniósł go z ziemskiego na niebiańskie ogrody”.

Nagrobek ten przypomina o tragedii, która rozegrała się w rodzinie Zygmunta Osuchowskiego (1883-1964) - prezesa Sądu Okręgowego w Złoczowie. Osuchowski, cieszący się estymą prawnik, żonaty z Marią Łukaczyńską (zm. 1969), miał z nią czwórkę dzieci. Najstarsze z nich, syn Adam, był oczkiem w głowie rodziców. Nie tylko wyróżniał się aktywnością w krzewieniu idei skautingu, ale był popularny jako utalentowany redaktor szkolnego pisma „Nad Poziomy”. Zmarł niespodziewanie po nieudanej operacji ślepej kiszki. Wywołało to wstrząs nie tylko w rodzinie Osuchowskich. W pogrzebie wzięły udział ogromne rzesze złoczowian, liczni przedstawiciele sądownictwa (koledzy Zygmunta Osuchowskiego), młodzież wszystkich złoczowskich gimnazjów, orkiestra gimnazjalna oraz oddział żołnierzy z bronią.

W złoczowskiej prasie z tamtego czasu ukazało się wiele nekrologów i relacji z tego pogrzebu oraz wierszy poświęconych gimnazjaliście. Świadczyło to o pozycji społecznej sędziego Osuchowskiego, który po studiach prawniczych na Uniwersytecie Lwowskim był bardzo znanym galicyjskim prawnikiem i przez lata pełnił funkcję prezesa sądu w Turce, Nadwórnej, Drohobyczu, Brzeżanach i Złoczowie.

Po zajęciu Złoczowa przez Sowietów w 1939 roku sędzia Zygmunt Osuchowski podzielił los wielu galicyjskich prawników. Wywieziony został za Ural na „resocjalizację” do obozu pracy przymusowej w Iwdielu. Z Sybiru wydostał się dzięki armii Andersa i przez Iran i Indie przedostał się do Afryki. Tam, w Nairobi - stolicy Kenii, przez pięć lat pracował jako prawnik z nominacji rządu londyńskiego. Gdy tylko zaistniała możliwość, w 1947 roku, pierwszym transportem z Mombasy (przez Morze Czerwone, Kanał Sueski, Włochy i Austrię) wrócił do Polski i osiadł w Gliwicach, gdzie połączył się ze swoją rodziną. U schyłku życia wspólnie z żoną Marią oraz trzema córkami - Ewą (zm. 1999), Izabelą (zm. 2010) i Barbarą - przeprowadził się do Gdyni, gdzie do emerytury pracował w sądzie okręgowym. Zmarł w 1964 roku i spoczął na cmentarzu Witomińskim w Gdyni. Pięć lat później spoczęła tam też jego żona. Dzięki najmłodszej córce, Barbarze Osuchowskiej-Leśniak, udało się odtworzyć losy tej znanej złoczowskiej rodziny oraz okoliczności śmierci jej starszego brata, którego nagrobek na cmentarzu w Złoczowie do dziś wzrusza i przykuwa uwagę zwiedzających tę nekropolię.

Zygmunt Osuchowski w czasach złoczowskich przyjaźnił się z kolegą ze studiów prawniczych we Lwowie - Krzysztofem Durkalcem (zm. 1938), który w tym czasie był sędzią grodzkim w Drohobyczu, a później w Samborze. Durkalec był w Złoczowie na pogrzebie syna swego przyjaciela i dzielił z nim ból. Nikt nie mógł przewidzieć, że sześć lat później - we wrześniu 1938 roku - Osuchowski będzie na pogrzebie Durkalca w Samborze po jednej z najbardziej bulwersujących katastrof drogowych w II Rzeczypospolitej.

W VII tomie „Kresowej Atlantydy”, pisząc o Durkalcach, popełniłem kilka błędów i obecnie - dzięki uzyskaniu nowych dokumentów od Jacka Durkalca mieszkającego w Gliwicach, wnuka Krzysztofa - mogę je sprostować.

Głośna tragedia rozegrała się 9 września 1938 roku. Sędzia grodzki Krzysztof Durkalec, posiadający służbowy supernowoczesny motocykl marki BMW Sahara z przyczepą (zwaną też „wózkiem” bądź „czółenkiem”), wybrał się tego dnia z rodziną do Lwowa. Durkalcowie byli powszechnie znani w Drohobyczu, Samborze, Borysławiu, Stryju i okolicy. Mając w dyspozycji tak sprawny pojazd, robili wyprawy nie tylko na Podole i do wschodnich Bieszczad, ale nawet do Zakopanego i Gdyni. Żona sędziego - Janina Durkalcowa, z pochodzenia Węgierka, z domu Szabő, była w mieście popularną śpiewaczką odnoszącą sukcesy w operetkach, m.in. w „Księżniczce Czardasza” Kalmana wystawianej w Drohobyczu. Była też nauczycielką gry na fortepianie. Wyróżniała się elegancją i wysokim wzrostem. Świetnie tańczyła, przyciągając uwagę na balach. Była też niezwykle aktywna w organizacji różnych imprez kulturalnych w Drohobyczu i Samborze. Jej ojciec Korneli Szabő (1858-1934) oraz brat Gwido, m.in. projektant cukrowni w Chinach, byli ludźmi zamożnymi.

Feralnego dnia Krzysztof Durkalec z żoną Janiną i czternastoletnim synem Zbigniewem wyjechali swym motocyklem na szosę stryjską i po kilku kilometrach, pod Gajami Wyżnymi, ich motocykl zderzył się czołowo z samochodem ciężarowym marki Ford należącym do firmy transportowej Mojak-Bernstein. Kierowca motocykla wbił się głową w maskę ciężarówki, Durkalcowa przeleciała przez maskę na pobocze, a syn wypadł na jezdnię. Śmierć ponieśli na miejscu.

Długo badano przyczynę tego wypadku, dziwiąc się, jak mogło do niego dojść na prostej drodze. Podejrzewano, że przyczyną mógł być albo kurz na wysuszonej niewybrukowanej jezdni, albo wybój, który chciał ominąć jeden z kierujących. Samochód ciężarowy miał tylko niewielkie wgniecenie osłony chłodnicy. Tragedia ta była sensacją długo komentowaną, a pogrzeb w Samborze, udokumentowany serią zdjęć, zadziwiał mnogością uczestników. Durkalców wieziono w okazałym, zdobnym karawanie, za którym szła galicyjska palestra i jedyny syn Durkalców - Marian (1920-2005), który został kompletnym sierotą. Feralnego dnia nie wsiadł z młodszym bratem do przyczepki motocykla ojca, bo miał w szkole zajęcia, których nie mógł opuścić. To uratowało mu życie. Po wojnie, opuszczając Sambor, Marian Durkalec zakopał w pobliżu swego domu, przy ulicy Stanisławowskiej, rodzinne srebra, włącznie z łańcuchem i pasem sędziowskim ojca. Osiadł w Gliwicach, gdzie ukończył studia chemiczne i był wykładowcą na Politechnice Śląskiej. Pracował też w przemyśle. Należał do współtwórców Gliwickich Zakładów Tworzyw Sztucznych. Pełnił tam funkcję adiunkta w Instytucie Farb i Lakierów. Tworzył Technikum Chemiczne z Wydziałem Zaocznym i Wieczorowym w Gliwicach. Jego syn Jacek (rocznik 1954), z wykształcenia pedagog, jest od lat wykładowcą w szkołach medycznych w Gliwicach.

Warto dodać, iż po wojnie w Opolu znaną postacią był Bronisław Durkalec (1940-2007) - inżynier, który pracował na wielu opolskich budowach w nadzorze budowlanym i był niezwykle aktywnym działaczem opolskiego Stowarzyszenia „Wspólnota Polska” oraz członkiem Krajowej Komisji Rewizyjnej tego Stowarzyszenia. Oczytany w literaturze pięknej, filozoficznej, wyróżniał się jako członek opolskiego oddziału Klubu Inteligencji Katolickiej. Urodzony w Samborze, miał niezwykły sentyment do ziemi swych przodków i wielokrotnie wyjeżdżając tam, organizował zbiórki odzieży, żywności i pieniędzy dla biednych i potrzebujących. Przez wiele lat był opiekunem Lwowskiego Klubu Myśli Katolickiej i zyskał we Lwowie wielki szacunek. Zmarł w wieku 67 lat i z wielkimi honorami został w październiku 2007 roku pochowany na opolskim cmentarzu na Półwsi.

Niestety, dotychczas nie udało mi się ustalić, jakie było pokrewieństwo między rodziną sędziego Krzysztofa Durkalca, mieszkającą po wojnie w Gliwicach, z opolskimi Durkalcami. Może po tym artykule uzyskam takie informacje, gdyż wiem, że w naszym mieście mieszkają dzieci Bronisława Durkalca.

Stanisław S. Nicieja

Pro Media Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Pro Media Sp. z o.o.