Moje Kresy. Zofiówka - zaorany sztetl

Stanisław S. Nicieja
Feliks Madej i jego córka (z prawej) Irena, żona malarza Mariana Szczerby, po wojnie w Karpaczu.
Feliks Madej i jego córka (z prawej) Irena, żona malarza Mariana Szczerby, po wojnie w Karpaczu.
Na uboczu drogi z Kiwerc do Kołek leżało miasteczko nazwane przez wołyńskich Żydów Trochenbrodem, a przez Polaków - Zofiówką.

Okolice miasteczka były podmokłe, bagienne i należały niegdyś do bliżej nam nieznanego Trochima. A ponieważ teren przecinał strumień, przez który musieli przeprawiać się wszyscy podróżujący traktem w kierunku na Jaroml, Trościaniec, Omelno i Silno, nazwano to miejsce „brodem Trochima”. Dla mówiących w jidysz „bród Trochima” stał się „Trochenbrodem”, ale Polacy - nie wiadomo dlaczego - nazwali to miejsce Zofiówką (może od imienia córki Trochima?).

Mieszkało tam do 1939 roku ponad 6 tysięcy niemal wyłącznie Żydów: krawców, szewców, rzeźników, szklarzy i handlarzy drewnem, mlekiem, serami, masłem, ale głównie garbowanymi skórami (w Zofiówce działało ok. 30 garbarni). Był to klasyczny kresowy sztetl. Otaczały go lasy rezydującego w pobliskiej Ołyce księcia Janusza Radziwiłła, którego syn Stanisław po wojnie poślubił Caroline Lee Bouvier - młodszą siostrę Jacqueline Kennedy, żony prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Tewje Mleczarz - gdybym był bogaty

Kilku mieszkańców Zofiówki, którzy przeżyli wojnę i ulegli fascynacji słynnym musicalem „Skrzypek na dachu” o Tewjem Mleczarzu (z muzyką Jerry’ego Blocka), twierdziło, że ta opowieść jest żywcem wzięta z ich miasteczka. Szolem Alejchem (1859-1916), urodzony w Perejasławiu na Ukrainie, autor „Dziejów Tewji Mleczarza” - utworu, na podstawie którego powstał słynny musical „Skrzypek na dachu”, był prywatnym nauczycielem córki bogatych Żydów z Zofiówki, właścicieli majątku ziemskiego. Ożenił się później ze swą uczennicą i przejmując jej rodzinny majątek, podzielił ziemię i wyprzedawał po kawałku. Chaim Wotczyn, po wojnie mieszkaniec Hajfy, wspominał: Myślę, że Szolem Alejchem był w Trochenbrodzie, ponieważ za domem, w którym znajdował się urząd pocztowy i w którym mieszkaliśmy, leżało wielkie pole należące do bogatej rodziny - później podzielone i sprzedawane po kawałku. (...) Szolem Alejchem opisuje życie dokładnie tak, jak wyglądało ono w __naszej Zofiówce.

Sprawa ta nie jest jednak tak prosta, jak myślał Wotczyn, bo Zofiówek na Ukrainie było i jest wiele. A ta, w której autor opowieści o Tewjem Mleczarzu był korepetytorem, znajdowała się w pobliżu Kijowa. Szolem Alejchem był jednak osobą bardzo ruchliwą i przemieszczał się po całej Ukrainie, a nawet Mołdawii. Pełnił funkcję rabina w Łubnie, w 1903 roku przeżył sławetny pogrom w Kiszyniowie, w 1908 roku podczas pobytu w Baranowiczach doznał zapaści i przeleżał dwa miesiące w tamtejszym szpitalu. Na pewno niejeden raz przejeżdżał przez Wołyń i nie jest wykluczone, że zawadził o Zofiówkę pod Kiwercami. Kasrylewka, w której umieścił akcję „Dziejów Tewji Mleczarza”, jest wymyśloną przezeń nazwą sztetla, w której kumulował różne swoje autobiograficzne doświadczenia. Nic więc dziwnego, że mieszkańcy różnych Zofiówek na Ukrainie przypisywali sobie, że to właśnie ich miejscowość była prototypem literackiej Kasrylewki , a w musicalu - Anatewki.

Szolem Alejchem tak doskonale uchwycił ducha, sposób myślenia, charakterystyczne postacie, konflikty, pobożność naszego miasta, że musiał widzieć to wszystko na własne oczy - twierdziła jedna z mieszkanek Zofiówki. Szolem Alejchem - pisze Avrom Bendavid-Val - niewątpliwie oddał najbardziej charakterystyczne cechy żydowskich sztetli, zwłaszcza z końca XIX wieku, w kijowskiej i __wołyńskiej strefie osiedlenia. Sztetl to zdrobnienie od sztot, co w jidysz znaczy miasto; nazwą tą określano dość zacofane społeczności w czysto żydowskich dzielnicach miast wschodnioeuropejskich.

Życie sztetli przedstawiało wielu żydowskich artystów (m.in. Marc Chagall w swoim malarstwie i Isaac Bashevis Singer - laureat literackiej Nagrody Nobla w „Sztukmistrzu z Lublina”), ale musical „Skrzypek na dachu” z połowy lat sześćdziesiątych XX wieku przyczynił się absolutnie do zmitologizowania sztetli w kulturze europejskiej.

W 1938 roku w Zofiówce pod Kiwercami odbył się pierwszy poza Palestyną wojskowy obóz szkoleniowy dla działaczy Ecelu - żydowskiej organizacji syjonistycznej, w którym uczestniczył Menachem Begin - późniejszy premier Izraela.

W okresie międzywojennym Zofiówka była kwitnącym ośrodkiem handlu, rzemiosła i produkcji rolnej. W księdze adresowej z 1929 roku wymieniono około 90 działających w tym miasteczku firm różnych branż, z przewagą garbarni i mleczarni. Ich właścicielami byli m.in.: Blitzstein, Fiszfader, Gelman, Potasz, Rojtenberg, Szafran, Szpielman i Wajner.

Właściciele trochenbrodzkich mleczarni wozili mleko i masło na sprzedaż do Łucka, Równego, Kiwerc, Kołek i Horochowa. Eli Potasz słynął z produkcji butów i nazywano go „wołyńskim Batą” (znanym czeskim producentem butów). Jego brat, Jecheskel Potasz, był w Zofiówce wieloletnim rabinem i starostą. Rabin Mosze Hirsz Rojtenberg był kantorem i kierownikiem chederu. Hirsz Kantor z Zofiówki zasłynął jako artysta komediowy, a Jakow Burak doszedł w rosyjskiej flocie do rangi admirała. Izrael Beider był utalentowanym poetą i eseistą, a Icchak Aronski wybił się jako publicysta i dziennikarz - założył „Wołyner Sztyme” („Głos Wołynia”) wydawany w Równem oraz bibliotekę w Zofiówce.

Kres na ten ośrodek życia gospodarczego i intelektualnego przyszedł wczesnym rankiem w sobotę 9 sierpnia 1942 roku. Wówczas to do Zofiówki wjechało na motocyklach 20 żołnierzy Einsatzgruppe (grupy operacyjnej), a za nimi 11 wojskowych ciężarówek wiozących około 100 szucmanów. Zaczęło się polowanie na Żydów. Niemcom pomagali banderowcy i okoliczni chłopi. Ujętych Żydów, którym odbierano kosztowności: pieniądze i różne precjoza, ładowano do ciężarówek po 100 osób i wieziono do odległego o 3 kilometry Lasu Jaromelskiego, gdzie wcześniej polecono wykopać głębokie doły. Po rozebraniu ofiar do naga ustawiano ich na skraju wykopów i rozstrzeliwano. Działy się tam wówczas dantejskie sceny, bo większość szła na zagładę w milczeniu, ale niektórzy rzucali się desperacko na morderców. „Operacja” trwała trzy dni. W jaromelskich masowych grobach zakopano 4,5 tysiąca mieszkańców Trochenbrodu i pobliskich Łożyszcz. W następnych tygodniach zabito jeszcze ponad 3 tysiące Żydów, którzy w czasie obławy w sztetlu nie dali się złapać szucmanom i zbiegli do pobliskich lasów. Nie mając szans na dalszą ucieczkę, zostali wytropieni i zabici jak leśna zwierzyna. Rozgrywały się tam sceny tak straszne, jakie znamy z filmu Ewy i Czesława Petelskich pt. „Naganiacz” (z Bronisławem Pawlikiem i Marią Wachowiak w rolach głównych), wyróżnionego w 1964 roku na festiwalu w Locarno nagrodą specjalną jury.

Historię Trochenbrodu-Zofiówki oraz jej zagładę opisał Avrom Bendavid-Val - amerykański potomek żydowskiej rodziny z tego sztetla. Pod wpływem opowieści swego ojca, który jako jeden z nielicznych przeżył unicestwienie Zofiówki, przyjechał do Polski na początku lat 90. XX wieku, a następnie udał się na Ukrainę i poruszony tym, co zobaczył, poświęcił dwanaście lat swego życia, aby zebrać dokumentację i relacje świadków i napisać historię miasteczka swoich przodków, które istniało 130 lat, a zostało całkowicie starte z powierzchni ziemi w ciągu jednego roku. Najpierw wywieziono stamtąd mieszkańców, aby zabić ich w lesie, później zrabowano i spalono doszczętnie ich domy. Dziś w tym miejscu są orne pola i kępy zagajników.

Książka Avroma Bendavida-Vala o zagładzie Zofiówki pod Kiwercami nosi tytuł „Niebiosa są puste” (Warszawa 2012). Tytuł nawiązuje do wypowiedzi Tuwia Drori, osiadłego w Palestynie dawnego mieszkańca Zofiówki, którego rodzinę Niemcy zamordowali w jaromelskim lesie. Moja matka - relacjonował Tuwia Drori - była bystrą, ciężko pracującą kobietą; nigdy nie narzekała i nie pamiętam, by kiedykolwiek płakała czy krzyczała. Czy wygrażała niebiosom. Słyszeliśmy od ocalałych, że gdy do dołów wprowadzono głównego rabina miasta, w tałesie i z rodziną u boku, podniósł ręce ku niebu i zawołał: „Gdzie jest Bóg miłosierny, najwyższy sędzia, opiekun wdów i sierot? Czy może być, że niebiosa w rzeczywistości są puste?” Gdy po razpierwszy usłyszałem, co się stało, też się__zastanawiałem, czy niebo nie jest naprawdę puste.

Dwaj mężowie - dramat Zofii Madejowej

Z Zofiówką pod Kiwercami związane są też biografie dwóch polskich rodzin: Feliksa Madeja i Józefa Soboty, którzy osiedli tam, szukając lepszych warunków do życia po opuszczeniu centralnej Polski: pierwszy przyjechał z Bochni, a drugi spod Częstochowy. Józef Sobota był dobrze prosperującym kupcem i postanowił nabyć majątek w Kiwercach, gdyż podczas urlopu spędzonego tam w jednym z pensjonatów został zauroczony krajobrazem. Po znalezieniu atrakcyjnej oferty dał sprzedającemu zadatek i wrócił pod Częstochowę, aby zlikwidować swój interes i sprzedać duży dom. Gdy przyjechał z rodziną do Kiwerc, sprzedający się rozmyślił i zwrócił zadatek. I wówczas zaczął się dramat Sobotów: nie mieli już gdzie wracać, a ponieważ był to przełom lat 1922/1923 i w Polsce - przed reformą Władysława Grabskiego - szalała hiperinflacja, pieniądze traciły wartość z dnia na dzień. Po kilku tygodniach za sumę, którą dysponował, Sobota mógł już kupić tylko jakiś mały domek na wsi. Znalazł taki w Zofiówce pod Kiwercami, tamtejszy klimat nie był jednak zdrowy, bo Zofiówka słynęła z silnie rozwiniętego przemysłu garbarskiego, który był dość uciążliwy dla otoczenia. Garbarnie zatruwały mieszkańcom powietrze. Przekonali się o tym szybko Sobotowie, których ciągle bolała tam głowa i szukali możliwości, aby przenieść się gdziekolwiek indziej.

W tym czasie Feliks Madej (1884-1970) był w Zofiówce policjantem. Ożenił się z córką Józefa Soboty, Zofią (1908-1982). Miał z nią trójkę dzieci: Tadeusza (1926-1998), po wojnie ekonomistę w opolskiej Ofamie, Irenę (rocznik 1931) i Wandę, po mężu Płóciennik (1934-2010), po wojnie pracownicę ZUS w Opolu. Jako policjant był przenoszony do różnych wołyńskich miasteczek. Przez pewien czas pracował w Kiwercach, później w Ołyce, gdzie był zastępcą komendanta, a tuż przed wybuchem wojny osiadł w Łucku.

Po wejściu Sowietów został osadzony w łuckim areszcie, a po kilku miesiącach wywieziony na Sybir, skąd udało mu się wyjść z armią gen. Andersa. Był ofiarnym żołnierzem. Walczył m.in. pod Monte Cassino. Koniec wojny zastał go w Mediolanie. Jego żona Zofia z trójką drobnych dzieci, chroniąca się przed banderowcami w Kiwercach, Wólce Kotowskiej w dobrach hrabiego Jezierskiego oraz w Łucku, otrzymała wiadomość, że mąż zginął w czasie masakry na dziedzińcu więzienia w Łucku. Był nawet naoczny świadek, który twierdził, że widział jego zmasakrowane zwłoki. Chcąc zapewnić jaki taki byt swoim dzieciom (a panował w Łucku wówczas straszliwy głód) wyszła za mąż za pracującego w młynie Teofila Kuzikowskiego (1912-1978). Dzięki temu, że jako pracownik młyna mógł wynosić potajemnie mąkę, dzieci Madeja, walczącego już w tym czasie w armii Andersa, nie głodowały.

W 1945 roku Zofia, już w tym czasie Kuzikowska, wyjechała transportem z Łucka z dziećmi i mężem i trafiła do Opola. Tam w 1946 roku poprzez Czerwony Krzyż odszukał ją pierwszy mąż - Feliks Madej. Mimo że otrzymał od swej siostry listowną wiadomość, że jego żona ma już drugiego męża i aby nie wracał do Polski, a pojechał do swego brata do Stanów Zjednoczonych, Madej postanowił przyjechać do Opola. Doszło wówczas do dramatycznego spotkania i trudnej do opisania emocjonalnej rozmowy. Zofia była skłonna wziąć rozwód z Kuzikowskim, w tym czasie wysokim urzędnikiem PKP w Opolu, i wrócić do pierwszego męża. Ale Feliks Madej nie mógł jej wybaczyć i nie mógł jej zrozumieć, dlaczego tak szybko uwierzyła w jego śmierć i poślubiła innego. Nie chciał mieć już z nią nic wspólnego. Twierdził, że chciał ją tylko zobaczyć, spojrzeć w oczy i wyrazić jak największą dezaprobatę i gniew. Opuścił Opole, wyjechał do Karpacza, gdzie pracował jako palacz w kotłowni, później mieszkał w Niemczy, a ostatecznie w Ziębicach, gdzie zmarł.

Zofia z Sobotów Kuzikowska do końca życia nie uwolniła się od wielkiej traumy. Była mocno potępiana przez rodzinę Madejów, a zwłaszcza przez mieszkającą również w Opolu siostrę Feliksa, która pisała do niej oskarżycielskie listy. Oto dramat wyborów ludzi, którym przyszło żyć w trudnych do ogarnięcia wyobraźnią latach wojny na Wołyniu. W tym wypadku dramat kobiety chroniącej przed głodem swoje dzieci.

„Zażalenie do Pana Boga”

Historia Zofii z Sobotów Madejowej-Kuzikowskiej nie była odosobnionym przypadkiem. Znakomicie ten problem pokazał Michaił Kałatozow w słynnym radzieckim filmie „Lecą żurawie”, który na festiwalu w Cannes w 1957 roku otrzymał Złotą Palmę i wszedł na stałe do światowej klasyki filmów. Przypomnijmy jego treść: Weronika i Borys byli kochających się parą. Kiedy wybuchła wojna, Borys poszedł na front i długo nie dawał znaku życia. Tymczasem Weronika pod wpływem strachu wywołanego nalotami oddała się jego bratu Markowi i wzięła z nim ślub. Nie było to jednak szczęśliwe małżeństwo. Weronika czuła się winna wobec Borysa, którego nadal kochała. Wspaniałą rolę w tym filmie stworzyła Tatiana Samojłowa i stała się symbolem kobiet cierpiących i potępionych. W literaturze polskiej ten wątek podjął Juliusz Kaden-Bandrowski w powieści „Łuk”, zekranizowanej w 1987 roku przez Jerzego Domaradzkiego. Główne role zagrali tam Piotr Machalica i Grażyna Trela - tworząc sugestywną rolę żony, która w warunkach wojny, sądząc, że jej mąż zginął, związała się z innym.

Jeszcze bardziej drastycznie problem ten wystąpił w arcypopularnym serialu telewizyjnym Jerzego Janickiego i Andrzeja Mularczyka „Dom” w reżyserii Jana Łomnickiego (1980). Jedna z bohaterek tego wieloodcinkowego filmu, Basia Lawinówna, przekonana, że jej narzeczony, Łukasz Zbożny, zginął w powstaniu warszawskim, zdecydowała się na małżeństwo z zakochanym w niej Andrzejem Talarem. Ale kilka lat po ślubie niespodziewanie z Kanady wrócił Łukasz. Wstrząs psychiczny Basi Lawinówny, Andrzeja Talara i Łukasza Zbożnego okazał się rujnujący dla ich dalszego życia. Odcinek ten nosił tytuł „Zażalenie do Pana Boga” - bo do kogo mieli mieć pretensje, że wojna tak im pogmatwała życie?

Córka Zofii i Feliksa Madejów, Irena, urodzona w Zofiówce w 1931 roku, poślubiła w Opolu w 1955 roku wybitnego malarza Mariana Szczerbę (rocznik 1929) - absolwenta krakowskiej ASP, ucznia Wojciecha Weissa, długoletniego nauczyciela i wicedyrektora Liceum Sztuk Plastycznych w Opolu, jednego z najwyżej cenionych malarzy mieszkających na Śląsku. Do uczniów Mariana Szczerby należą m.in. tak uznani artyści, jak Andrzej Basaj, Wit Pichurski, Andrzej Sznejweis, Bartłomiej Trzos, Beata Wewiórka i Zbigniew Natkaniec. Romuald Jeziorowski - również jego uczeń, charakteryzując swego mistrza, napisał: Tak naprawdę niewielu jest Artystów, którzy poświęcili tak dużo, aby inni byli Artystami.

Zofia z Madejów Szczerbowa nie jest w stanie od lat dzieciństwa wymazać ze swej pamięci obrazów zwłok zabitych Polaków płynących Styrem w Łucku oraz krzyków ludzi na przedmieściu Krasne, gdy nocami pod ich domostwa podchodziły bojówki banderowców. Aby ich wypłoszyć, bito na alarm w co się dało: w nieemaliowane garnki, patelnie, kotły. Szwagierka Zofii, Janina Szczerbowa, pochodząca z okolic Kostopola, po wojnie mieszkanka Niemodlina, mająca podobne doświadczenia, nosiła w sobie inny szczególny uraz. Otóż gdy cała jej rodzina uciekała przed banderowcami na załadowanym w pośpiechu wozie, przy budzie jednego z opuszczonych domostw zauważyła uwiązanego na łańcuchu psa. Zwierzę w przerażeniu szarpało się na łańcuchu i niemiłosiernie wyło. Janina powiedziała wówczas do swego 14-letniego brata, aby zeskoczył z wozu i uwolnił miotającą się psinę. Chłopiec pobiegł z tym zamiarem. Ale we wsi byli już banderowcy i jeden z nich pociągnął serią z karabinu po biegnącym w kierunku psiej budy chłopcu. Usłyszano tylko śmiertelny krzyk. Ojciec Janiny powiedział w emocji: „Musimy uciekać, bo nas to samo spotka” i zaciął batem konia. Janina już nigdy nie uwolniła się od przekonania, że wysłała brata na śmierć. Żyła z tym poczuciem winy.

Książka

Na półki księgarskie trafił kolejny, VII tom „Kresowej Atlantydy” prof. Stanisława Sławomira Niciei - wielkiego projektu autorskiego, w którym rektor Uniwersytetu Opolskiego przedstawia historię i mitologię 200 miast mocno wpisanych w dzieje Polski, ale straconych w wyniku zmian granic naszego państwa w 1945 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska