Hokeiści ekstraklasy po dłuższej przerwie wznawiają w piątek rozgrywki. W Opolu o godz. 19.00 Orlik podejmuje Stoczniowca Gdańsk. Rywale zapewne stawią się na "Toropolu", dziś jednak nie wiadomo, czy na lód wyjdą hokeiści z Opola. W drużynie panuje bardzo nerwowa atmosfera spowodowana brakiem wypłat, a zawodnicy mówią, że nie mają za co żyć.
Hokeiści mieli otrzymać wypłatę 10 stycznia, klub zalega im także jedną ratę wynagrodzenia za listopad.
- Należy ich zrozumieć, bo to jest ich praca i z tego żyją - stwierdza Leszek Pawlak, wiceprezes klubu. - Robimy wszystko, żeby zdobyć pieniądze, ale jesteśmy bezsilni. Cały czas prowadzimy rozmowy z firmami, ale pieniądze potrzebne są już teraz.
Zrezygnowany jest kapitan drużyny Sławomir Wieloch.
- Mam już dość swojej funkcji - mówi. - Koledzy pytają mnie o wypłatę, zarząd niczego nie wyjaśnia. A przed sezonem tyle było obietnic, zapewnień, że miasto pomoże. Tymczasem jestem tu już pół roku i żadna wypłata nie była w terminie. W grudniu zawodnicy mieli propozycje z innych klubów, mogli odejść, ale uwierzyli obietnicom działaczy i teraz są podwójnie kopani.
Wielu zawodników, z którymi spotkałem się wczoraj w szatni, mówiło, że po prostu nie mają za co żyć.
- Każą nam trenować dwa razy dziennie - twierdzili - a mamy jeść suche bułki. Gdyby nie Maciej Mostowski, który pożyczył nam po parę groszy, umarlibyśmy z głodu, nie byłoby za co pojechać do domu. Działacze myśleli, że za sto złotych przeżyjemy do końca sezonu.
Marin Mintel miał propozycję gry w Danii i Norwegii.
- W sierpniu zaufałem działaczom, a ponieważ mam blisko do domu, zostałem w Opolu - mówi. - Żona jest w zagrożonej ciąży, muszę w Czechach opłacać lekarzy, badania, lekarstwa, mieszkanie, a pieniędzy nie ma. Gdyby nie Mostowski, który załatwił nam badania, to i ja i Grzesiek Lipiński zostalibyśmy też sami ze swoimi kontuzjami.
- Jak długo mam pożyczać pieniądze od mamy, znajomych - mówi jeden z młodych zawodników. - Nawet kiedy mi w końcu coś wypłacą, będę musiał oddać długi i znów będę bez pieniędzy. My tu nie mamy niczego - trenujemy, a nawet nie ma posiłków. Za wszystko musimy płacić sami, a z czego? Masażysta też nie dostał ani grosza na maści czy lekarstwa, a jak jesteśmy kontuzjowani, musimy je sobie sami kupić.
Robert Sobała mówi, że najprościej byłoby się spakować i wyjechać.
- Tylko komu w ten sposób zrobię krzywdę: - pyta. - Tylko sobie. I szkoda byłoby wspaniałych kibiców.
- Jadę do domu - mówi Mintel - bo do końca miesiąca muszę zrobić wszystkie opłaty. W piątek przyjadę i zobaczę, jak wygląda sytuacja. Chyba trzeba będzie się spakować, znaleźć w Czechach pracę i przygotować się do nowego sezonu. Ja już w nic nie wierzę, a na czekanie nie mogę sobie pozwolić.
- To jest farsa i trzeba z nią skończyć - twierdzi Jerzy Pawłowski, II trener Orlika. - Nie ma pieniędzy, kijów, sprzętu i prawda jest taka, że jak fundusze się nie znajdą, hokej upadnie.
- Taktycznie i fizycznie jesteśmy przygotowani do gry - mówi Miroslav Doleżalik, trener drużyny. - Gorzej jest z psychiką zawodników, jeśli ciągle myślą o tym, czy będzie wypłata, czy wyjść na lód. To nie wróży niczego dobrego.
- Na pewno wyjdziemy z tej sytuacji - stwierdza L. Pawlak. - Gdybym w to nie wierzył, zrezygnowałbym.
W szatni tymczasem trwały dyskusje - grać czy nie grać w piątek, a zdania były bardzo podzielone.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?