Monopol drożdżówki

Maciej Kalski
Słodka bułka w bufecie uczelnianym kosztuje nawet dwa razy więcej, niż w sklepie. A student groszem nie śmierdzi.

Uczelniane bufety żyją z głodnego studenta. Kilkuminutowe przerwy między zajęciami zmuszają studentów do posilania się właśnie tu. A tu drożdżówka, którą w sklepie kupujemy za 70 groszy kosztuje 1,30 zł., 1,40 zł.

- My też musimy mieć jakiś zysk - mówi Anna Krawczyk, sprzedawczyni jednego z uniwersyteckich barów.- W związku z tym, że nastawiamy się tylko na ściśle określoną grupę klientów i działamy tylko w godzinach rannych i popołudniowych, musimy chociaż trochę podnieść ceny. Przecież nie znajdziemy klientów o godzinie 20, tak jak to robią sklepy, czy też inne bistro.
Argumenty te mimo wszystko wydają się przesadzone. Opole gości kilka tysięcy studentów, którzy przewijają się tłumnie przez wszelkiego typu bary i uczelniane jadłodajnie, zostawiając tam sporo gotówki. Trudno jest więc uwierzyć w niskie zyski bufetów. Należy pamiętać też o tym, że opolskie szkoły wyższe nie mają stołówek. W związku z tym, studenci dysponując małą ilością czasu, muszą jakoś przetrwać bez ciepłego posiłku przez często całodzienne zajęcia.

Student nie mając innej możliwości musi kupić zapiekankę, albo kawę właśnie w bufetach na swojej uczelni po zawyżonych cenach. Żacy ze wszystkich opolskich uczelni mają ten sam problem.
- Doskonale rozumiem, że bufety muszą zarobić na siebie - mówi Dorota Ławniczak, studentka II roku zarządzania i marketingu Politechniki Opolskiej.- Tylko dlaczego naszym kosztem? Przecież nikt z nas często nie zarabia na siebie, a mimo to musi opłacić akademik, zjeść ciepłą kolację i kupić bilet miesięczny na autobus.

Regenerując siły i oszukując głodny żołądek studenci kupują najczęściej kanapki (mała bułka z margaryną lub masłem, z kiepską wędliną, liściem sałaty i plastrem pomidora) nawet za 2,8 zł w bufecie mieszczącym się w budynku głównym Uniwersytetu Opolskiego, hamburgery po 4 zł (na przykład w barze Instytutu Nauk Społecznych UO) i cały asortyment batonów sprzedawanych drożej średnio od 80 groszy do złotówki za sztukę.
To jeszcze nie koniec. Może coś do picia? Kubuś za 2 zł (np. w bufecie prowadzącym działalność w piwnicy Wyższej Szkoły Zarządzania i Administracji) - w zwykłym sklepie można go kupić już za 1,30 zł. Coca- cola nawet za 2 zł, mała czarna też za 2 zł.
Prawie nic, a kilka złotych w kieszeni mniej. Trzeba jeszcze to przeliczyć przez pięć dni w tygodniu oraz cztery tygodnie w miesiącu. I stówy nie ma. A gdzie ciepłe kolacje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska