Mord w Raszowej. Zabójczyni trafiła do więzienia po czterech latach

Fot. Paweł Stauffer
Fot. Paweł Stauffer
W czwartek minęło równo 9 lat od śmierci 17-letniej Gosi F. z Raszowej. Dopiero żmudne badania i analizy pozwoliły skazać winną.

Gdy w poniedziałek, 2 grudnia 2001 r. na polach za Raszową robotnicy, którzy wykonywali tam prace melioracyjne, znaleźli ciało dziewczyny wyglądało, że trafili na ofiarę mordu z pobudek seksualnych. Leżała w skibie po pługu, półnaga, przysypana ziemią. Kilka kroków od niej znaleziono zużytą prezerwatywę.

17-latka, znana w okolicy z urody, miała na sobie tylko cienką, granatową bluzkę, stanik i resztki rajstop. Kurtki i spodni, w których wyszła z domu w sobotę, nie znaleziono. Na pierwszy rzut oka trudno stwierdzić, że sprawa była upozorowana.

Wyszła, nie wróciła
Małgosia lubiła się bawić. Była towarzyska, rozrywkowa. Miała spore powodzenie.

- Można śmiało powiedzieć, że była z niej niezła laska - śmieje się mieszkaniec miejscowości. Znał Gosię, bo kolegowała się z jego córką. Ale pod nazwiskiem nic mówić nie chce. - Wie pani, to mała wieś, wszyscy się znają... - tłumaczy. - A chodzą słuchy, że ta, co ją zamordowała - z zazdrości, bo Małgosia była ładniejsza - ma wyjść na wolność w okolicach świąt.

To wymówka. Violetta nie wyjdzie z więzienia, nie odsiedziała jeszcze nawet połowy kary, więc nie może się starać o bezterminowe zwolnienie.

Raszowa to mała, spokojna wieś. O zbrodniach słychać tu tylko wtedy, gdy telewizja wyświetla jakiś kryminał. Jest kościół, sklepy, remiza strażacka. Po zabójstwie na długo zainstalowali się w niej policjanci. To tam przesłuchiwano mieszkańców wsi i tam krok po kroku próbowano poskładać w całość klocki krwawej układanki.

Na początku wiadomo było tyle, że w sobotę wieczorem, 1 grudnia, 17-letnia Małgorzata F. wybrała się na dyskotekę do Krośnicy. Pojechała tam ze swoim chłopakiem i ich kolegą. Do Raszowej wrócili koło 2 w nocy. Gosię odwiózł kolega. Jej chłopaka po drodze wysadzili w Spóroku. Małgorzata do domu, w którym mieszkała z owdowiałą matką i dwiema siostrami, jednak nie poszła. Razem z jedną z sióstr postanowiła przenocować u koleżanki. Na tej samej ulicy, tylko dwa domy dalej.

- Jeszcze o 6 rano gadałyśmy z siostrą Gosi. Spałyśmy razem, a Gosia w pokoju obok. Kiedy się obudziłyśmy koło 10, już jej nie było. Myślałyśmy, że poszła po papierosy - zeznawała dwa dni później 19-letnia wtedy Violetta W., dziewczyna u której spały siostry.

Kilka godzin później nieobecność Gosi zaniepokoiła bliskich. Zaczęły się poszukiwania. Angażowała się w nie również Violetta W. Dzwoniła po znajomych, pytała, zaglądała tu i tam.

- Widziałem ją wtedy, szedłem na urodziny do teściowej - wspomina Joachim Stróżyk, sołtys Raszowej. - Rozglądała się, z kimś rozmawiała. Kto by pomyślał, że to właśnie ona wiedziała najlepiej, gdzie szukać nieżyjącej już wtedy koleżanki.

Tropów coraz więcej
Pierwszy sygnał dla śledczych, że nie wszystko w zeznaniach Violetty W. trzyma się kupy, pojawił się jeszcze w dniu, gdy znaleziono zwłoki zamordowanej. Bo że dokonano zbrodni - nikt od początku nie miał wątpliwości. Małgorzata F. miała na szyi ślad po uduszeniu, liczne otarcia naskórka, a na plecach, udach i prawej pięcie zdartą skórę - ślady po tym, że była ciągnięta.

By odtworzyć wydarzenia nocy z 1 na 2 grudnia 2001 śledczy zarządzili przesłuchania osób, z którymi Gosia bawiła się feralnego wieczoru. Przeszukali też dom, w którym miała spędzić ostatnią noc w życiu. To właśnie w nim znaleźli ukrytą w skarpecie i wetkniętą do pufy biżuterię i spinki do włosów należące do Małgorzaty.

Violetta W. stwierdziła, że znalazła biżuterię w łazience, gdzie Małgorzata się przebierała. Odłożyła ją na półkę, a jak się dowiedziała, że koleżanka nie żyje, to spanikowała i schowała błyskotki w pufie. Czemu? Nie wiedziała.

Kolejne cztery lata działań policji i prokuratury - gdyby nie bardzo długi czas, jaki upłynął do wykrycia zbrodni - przypominałyby odcinki jednego z popularnych seriali którejś z serii filmów o kryminalnych zagadkach amerykańskich miast. Do rozwiązania zagadki morderstwa Małgorzaty F. i zebrania twardych dowodów zaangażowano armię specjalistów - psychologów, psychiatrów, medyków, biegłych od badań fizykochemicznych, a nawet gleboznawców, którzy porównywali próbki ziemi z ciała denatki. Były psy tropiące i wariograf. Śledczy sprawdzali każdy detal - ślad lakieru samochodowego na ubraniu zamordowanej, zużytą chusteczkę higieniczną, a nawet to, czy zabezpieczone w dniu odnalezienia Gosi liście dębu przy jej ciele pochodzą z drzewa rosnącego przy domu Violetty W. Bo coraz więcej wskazywało na to, że mogła ona mieć ze zbrodnią coś wspólnego.

W. stanowczo się broniła. - Ludzie bajki gołdają - oburzała się w rozmowie z dziennikarzem nto, który spotkał się z nią w grudniu 2004 r., ledwie dwa miesiące przed postawieniem jej zarzutów i aresztowaniem. - Już mi na całe życie opinię poszarpali. Chciałabym, żeby znaleźli już tego mordercę, bym miała spokój - mówiła. - Morderczyni! Morderczyni! - krzyczą na mnie. Jakim prawem?

Mieszkała wtedy sama, z półrocznym synem, którego urodziła w międzyczasie. Rodzice byli w Niemczech, tak jak wtedy, gdy doszło do zbrodni. - Ona też długo tam była. Wróciła rok, może dwa przed tą tragedią. Zamieszkała w domu po zmarłym dziadku - mówi sołtys Raszowej.

Są dowody, jest wina
Badania ekspertów trwały długo, ale przyniosły efekty. Okazało się na początek, że próbki gleby z ciała denatki pochodzą z garażu Violetty W. Biegli od medycyny sądowej z kolei odtworzyli wydarzenia tamtej nocy po obrażeniach ciała. Doszli np. do tego, że zdarta skóra na pięcie wzięła się stąd, iż ciało było przewożone, a stopa jakiś czas tarła o asfalt. Stwierdzili też, że zabiła jedna osoba - dwie przenosiłyby, a nie ciągnęły ciało.

W tym czasie trwały kolejne przesłuchania. Widać z nich było, że między Violettą a Małgorzatą doszło w wieczór poprzedzający zbrodnię do kłótni. No i że dziewczyny raczej się nie lubiły. Violetta była zazdrosna o urodę Małgorzaty, jej powodzenie wśród chłopaków. Ktoś zeznał nawet, że w złości nazywała ją dziwką.
Ostatecznie Violettę W. zatrzymano na początku 2005 r. Siła dowodów zgromadzonych przez prokuraturę i policję była taka, że kobieta przyznała się do zabójstwa. Upierała się jednak, że było nieumyślne.

Najbardziej prawdopodobna wersja zdarzeń z tragicznego wieczoru jest taka, że najpierw Violetta groziła Małgorzacie jakimiś zdjęciami, które miałyby skompromitować ją w oczach obecnego chłopaka, a potem w nocy Małgorzata, pod wpływem sporej ilości alkoholu, zaczęła koleżance ubliżać i straszyć plotkami na jej temat. Violetta twierdziła, że bardzo się zdenerwowała i uderzyła Gosię ręką w twarz. Ta upadła i nie dawała oznak życia. Violetta w panice postanowiła ją wywieźć z domu i zatrzeć ślady.

Sąd nie dał jednak wiary tej historii. Na podstawie analiz stwierdzono, że Violetta W. najpierw udusiła Małgorzatę F. apaszką. Tamta nie miała siły się bronić, bo była pod wpływem alkoholu i silnych leków przeciwbólowych. Potem W. postanowiła pozbyć się zwłok. Przeciągnęła je do garażu. Po drodze zahaczyła w drzwiach o wystający gwóźdź, który zdarł zabitej spódnicę (Małgorzata ubrała ją chwilę przed śmiercią). Następnie morderczyni owinęła ofiarę kocem, wsiadła na skuter, przerzuciła ciało przez kolana i ciągnąc prawą stopą zmarłej po asfalcie wywiozła ją w pola.

Około 5-6 rano wróciła do domu. Kurtkę zabitej, jej torebkę i buty oraz narzędzie zbrodni - apaszkę - spaliła. Na koniec położyła się do łóżka, w którym spała siostra Małgorzaty F.

23 grudnia 2005 roku Sąd Okręgowy w Opolu skazał Violettę W. na 12 lat wiezienia. 31 maja 2006 sąd apelacyjny we Wrocławiu podtrzymał wyrok.

Cud niepamięci
Dziś w Raszowej nikt o tamtych wydarzeniach opowiadać nie chce. Dużo czasu już minęło, zapomnieć trzeba. Poza tym - okazuje się - połowy wsi wtedy w domach nie było. Jakby na ten jeden wieczór miejscowość się wyludniła. Nie wiedzieli, więc nie mają co opowiadać. Matka Małgorzaty mieszka dziś sama, nadal dwa domy od miejsca, gdzie zginęła jej córka. Matka Violetty W. wychowuje jej dziecko. Rozmawiać o córce i sprawie też nie chce.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska