Opinia
Opinia
Maciej Milewski, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu:
- Za podrabianie lub przerabianie dokumentów grozi kara grzywny lub pozbawienia wolności od 3 miesięcy do pięciu lat. Rzecz w tym, że przestępstwo popełnia ten, kto używa fałszywej pieczątki, a nie ten, kto ją produkuje. Zakłady je wytwarzające nie mają obowiązku ani prawa do sprawdzania tożsamości klientów, a więc fałszerze mogą korzystać z usług poligrafów bez ograniczeń. Z drugiej strony obowiązkiem powinna być zasada, aby każdy rzetelnie wykonywał swoją pracę.
Te trzy zawody wybraliśmy z bardzo prostego powodu: lekarz może wystawiać recepty, teraz wystarczy postarać się o blankiety. Rzeczoznawca za najmniejszą wycenę nieruchomości pobiera konkretne pieniądze, a pracownik opieki społecznej wzbudza zaufanie ludzi starszych. To właśnie oni są najczęściej ofiarami oszustów, których pieczątka z pewnością uwiarygodnia.
Nie musieliśmy pokazać nawet dowodu osobistego, nie musieliśmy stawić się osobiście. Nikt o nic nie pytał. Pieczątkę ginekologa i rzeczoznawcy udało się zamówić telefonicznie, a pracownika społecznego... mailem. Podałem swoje prawdziwe nazwisko, ale nie musiałem. Mogłem wymyślić jakiekolwiek, chyba tylko Kaczor Donald by nie przeszedł.
- Pieczątka będzie do odbioru za jakieś półtorej godziny - usłyszałem w słuchawce. Ani słowa o numerze rejestrowym, jaki ma w Polsce każdy lekarz czy rzeczoznawca.
Cena: od 42 do 65 złotych za sztukę. I żadnych pytań.
Przy odbiorze pieczątek udałem zdziwienie - że nikt nie chce potwierdzenia, czy ich treść w ogóle polega na prawdzie.
- Nie mamy obowiązku sprawdzania dokumentów - poza tym nie mamy do tego prawa - tłumaczyli nam pracownicy trzech firm, w których kupiliśmy pieczątki. - Zresztą, gdybyśmy się za bardzo dopytywali, klient obróciłby się na pięcie i poszedł do konkurencji - przyznają szczerze.
Polskie prawo w żaden sposób nie narzuca na nich obowiązku sprawdzania tożsamości klientów.
- Jeśli ktoś chciałby ode mnie pieczątkę prezydenta RP, tobym odmówił - przyznał pracownik jednego z punktów poligraficznych. Czyli jest jeszcze jedno ograniczenie oprócz Kaczora Donalda.
- Za komuny, jak była cenzura, takie rzeczy by nie przeszły - komentuje stary fachman, od lat w biznesie pieczątkarskim. - Wtedy do każdego zamówienia potrzebne było oficjalne pismo z zakładu pracy, a w przypadku np. lekarza - dyplom.
- Na szczęście nasze opinie sprawdzają różne urzędy i nasze organizacje branżowe - mówi Urszula Ledwoń-Kabała, rzeczoznawca majątkowy. - Jeśli tam będzie pracował ktoś uważny, od razu zorientuje się, że coś jest nie tak z pieczątką.
No, ale zawsze można się pomylić.
- Nie zdarzyło się jeszcze podszywanie pod naszego pracownika, ale przecież co chwila słyszymy o przypadkach obrabowania staruszek przez domniemanych wolontariuszy - komentuje Zdzisław Markiewicz, dyrektor opolskiego MOPR-u. - Wydaje mi się, że mimo wszystko wypadałoby sprawdzać, czy osoba zlecająca jest tym, za kogo się podaje.
Czy pieczątkarzom zdarza się odmawiać wykonania podejrzanych zleceń? Bardzo rzadko.
- Zdarzają mi się kombinatorzy chcący podrobić pieczątkę TUV, żeby zarejestrować sprowadzony z Niemiec samochód, ale zawsze mówię im, że nie mam takiego sprzętu - odpowiada poligraf, zaznaczając, że nawet surowe przepisy nie będą w stanie rozwiązać problemu.
- Przy odrobinie chęci i umiejętności dziś można sobie zrobić zwykłą pieczątkę samemu - wyjaśnia.
Na przykład diagnosty samochodowego, żeby nie mieć problemu z corocznym przedłużaniem rejestracji auta...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?