W 1933 r. niemiecka gazeta regionalna "Der oberschlesische Wanderer" opisała miejsce w lesie pod Ujazdem, gdzie jeszcze kilka wieków temu stała miejska szubienica. Znajdowała się ona na niewielkim wzniesieniu zwanym "Górą Wisielców", które było tak gęsto porośnięte drzewami, że słońce z trudem się tam przebijało.
Z opisu wynika, że chodzi o las znajdujący się dokładnie pomiędzy Jaryszowem a Chechłem. Autor tekstu opisuje wały w kształcie pierścienia oraz szaniec, które ułożone były wieki temu. Według ustnych przekazów była to kryjówka złodziei. Niegdyś znajdował się tam także podziemny tunel ostemplowany drewnianymi palami oraz drewniana studnia, porośnięta wokół czarnym bzem.
Historia przekazywana z ust do ust głosi, że gdy mieszkańcy odkryli kryjówkę złodziei, zostali oni schwytani, a w miejscowym lesie odbył się szybki sąd. Wszyscy usłyszeli wyroki śmierci przez powieszenie, a egzekucję wykonano na drewnianej szubienicy, która stanęła obok ich kryjówki. Od tego czasu miejscowa władza korzystała z tej szubienicy częściej, wymierzając kary także innym złoczyńcom.
"To ponure miejsce ma w sobie coś przygniatającego" - przyznaje autor tekstu zaznaczając jednak, że nie ma pewności, czy historia sprzed lat jest w pełni prawdziwa. Być może umocnienia, które zachowały się w ziemi, były częścią dawnego obiektu górniczego, na co wskazywać mogą głębokie wykopy.
- Tę zagadkę mogliby rozwiązać tylko archeologowie po przeprowadzeniu wykopalisk - uważa Henryk Polewka, znawca lokalnej historii z Rozwadzy, który odnalazł w archiwach historię sprzed lat.
Równie mroczna jest historia wzgórza, które znajduje się w pobliżu Rożniątowa. W samych Strzelcach nie stała nigdy szubienica, dlatego wyroki w czasach średniowiecza były wykonywane poza miastem. Na rysunku pochodzącym z 1537 r. nieznany artysta uwiecznił murowane miejsce straceń, które miało znajdować się pod Strzelcami. Dokładnej lokalizacji nie da się jednak ustalić, bo artysta uwiecznił tuż obok także Opole.
Z rożniątowskim wzgórzem wiąże się z pewnością jedna egzekucja z 1701 roku. Ofiarą w tej historii jest Ferdinand Trach von Brzezie a mordercą pustelnik o nazwisku Bartos. Ferdinand był kapłanem, który przyjął święcenia 24 września 1665 r. Początkowo służył na dworze ówczesnego biskupa wrocławskiego. Po zaledwie trzech miesiącach dostał pod opiekę kościół w Centawie. Potem w 1674 roku przeniósł się do Lubowic, a po 20 latach do Raciborza.
Ostatki swojego życia duchowny chciał spędzić w okolicy Góry św. Anny. Tam wybudował sobie pustelnię i wiódł skromne życie poświęcając się w całości modlitwie. 10 maja 1701 roku, wieczorem zjawił się u niego posłaniec. Tłumaczył, że Ferdinand jest mu winny zapłatę za przysługę sprzed lat. Z tego powodu doszło między nimi do kłótni. Posłaniec chwycił za zaostrzony kij i dwukrotnie przebił nim pustelnika. Ciężko ranny Ferdinand zmarł następnego dnia. Wcześniej jednak zdążył spisać testament i wskazać mordercę. Posłannik-Bartos, krótko po tym został aresztowany. Egzekucję wykonano na nim właśnie na wniesieniu w pobliżu Rożniątowa.
Takich egzekucji mogło być tutaj więcej, bo wzgórze przez lata źle kojarzyło się mieszkańcom. Dziś jest ono porośnięte drzewami, a w środku znajdują się ruiny kaplicy z lat 30-tych XIX wieku. Budowle wzniosła hrabina Euphemia. W 1854 r. chciała przebudować ją na niewielki kościół. W trakcie trwania prac fundatorka jednak zmarła i świątynia nigdy nie została dokończona. Pozostałości po budowli do dziś stoją na wzniesieniu.
Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą i Henrykiem Polewką - znawcami lokalnej historii.