„W życiu każdego sportowca przychodzi taki czas, że musi on podjąć decyzję o zakończeniu kariery sportowej. Dziś ja stanęłam przed tym dylematem pomimo tego, że wciąż jest we mnie chęć bycia najlepszą i chęć zdobywania bramek. Teraz muszę spełniać się w inny sposób. Są decyzje, które zmieniają nasze życie i to jest właśnie taka decyzja. Spełniłam swoje marzenia i przeżyłam najpiękniejsze emocje, walczyłam i wygrywałam, cierpiałam, upadałam i wstawałam” - cytuje ją oficjalna strona internetowa klubu z Lubina, gdzie przecież spędziła obfitujące w sukcesy 14 lat.
Lewoskrzydłowa z Zagłębiem zdobyła mistrzostwo Polski w 2011 roku, wicemistrzostwo kraju w 2009, 2010, 2012, 2013, 2014, 2017, 2018 i 2019 oraz brązowe medale ligi w 2007 i 2008, a także Puchar Polski w 2009, 2011, 2013, 2017 i 2019. W barwach tego zespołu występowała też w europejskich pucharach, m. in. w meczach kwalifikacyjnych do Ligi Mistrzyń i spotkaniach Pucharu EHF. Do Lubina trafiła w 2006 roku z Sośnicy Gliwice. Wcześniej występowała i uczyła się w tamtejszej Szkole Mistrzostwa Sportowego, a swoje pierwsze kroki w piłce ręcznej stawiała w MOS Krapkowice.
W reprezentacji Polski Jochymek zadebiutowała 23 października 2003 roku w towarzyskim spotkaniu z Czechami. W 2013 na wspomnianych już tu mistrzostwach świata w Serbii, w których biało-czerwone zajęły pozycję tuż za podium, zdobyła 11 goli. Wzięła udział także w europejskim czempionacie w Szwecji (2006), zajmując z drużyną ósme miejsce.
Prywatnie córka Jolanty Jochymek, byłej zawodniczki i trenerki Otmętu Krapkowice, która ma na koncie także m. in. prowadzenie reprezentacji Polski plażowej odmianie piłki ręcznej.
To, że została pani piłkarką ręczną to zasługa mamy Jolanty czy bliskość Otmętu?
Zdecydowanie to pierwsze. To z mamą często chodziłam na treningi i spędzałam sporo czasu na hali. Przychodząc tam podglądałam ją co robi i po zsumowaniu tego wszystkiego można chyba powiedzieć, że tak zaczęła się moja pasja, która z biegiem czasu coraz mocniej kiełkowała. Najpierw grałam dla PSP 5, a później MOS Krapkowice, aż wreszcie trzeba było wybrać szkołę średnią i postawiłam na Szkołę Mistrzostwa Sportowego w Gliwicach.
Ktoś stamtąd panią zauważył czy to był własny wybór?
Bardzo szybko wiedziałam, że będę chciała spróbować tam swoich sił. Na początku mama była przeciwna temu pomysłowi, ale postawiłam na swoim. Zobaczyłam na stronie tej placówki, że jest nabór, pojechałam na testy, po czym przeszłam wszystkie i zostałam przyjęta. Jasne, był moment, że jako młoda dziewczyna chciałam występować w Otmęcie, ale jak tylko pojawiła się możliwość wyjechania i grania na wyższym szczeblu to z niej skorzystałam. Bo jednak prawda jest taka, że z SMS-u znacznie łatwej trafić do młodzieżowej reprezentacji Polski, a to szybko mi się zamarzyło, dlatego postanowiłam spróbować.
I z Gliwicami związała się pani na sześć lat. Cztery w SMS-ie, dwa w Sośnicy…
Już z tej pierwszej drużyny trafiłam do pierwszej reprezentacji czyli to był dobry krok [zajęła wtedy drugie miejsce w klasyfikacji strzelczyń na zapleczu elity w sezonie 2003/04 - przyp. red.]. Później jakoś tak wyszło naturalnie, że zmieniłam jeden klub na drugi, choćby dlatego, że moim dyrektorem w SMS-ie był trener Sośnicy. Były propozycje z innych drużyn, ale chciałam przede wszystkim być tam gdzie, będąc po szkole średniej, mogłabym się ograć na najwyższym poziomie. Dlatego zdecydowałam się zmienić zespół nie miasto. To zresztą całościowo był bardzo fajny okres.
Potem było już „tylko” Zagłębie Lubin, bo spędziła pani tam aż 14 lat. W dzisiejszych czasach to rzadkość...
Tu są wspaniali ludzie, którzy w ciężkich momentach bardzo mi pomogli. W klubie i w mieście mam swoich przyjaciół, znajomych, wciąż też mogę liczyć na prezesa, który jest po prostu bardzo dobrą osobą. Do tego tak najzwyczajniej się przyzwyczaiłam i po tylu latach wiem, że to była bardzo dobra decyzja. Owszem miałam możliwość wyjechania, nawet za granicę, choć były też i krajowe oferty, ale zdradzanie skąd, nie ma teraz sensu (śmiech). Tak czy inaczej Zagłębie cały czas było i jest w moim sercu, więc naprawdę cieszę się, że zostałam.
Sportowo też głównie było dobrze lub bardzo dobrze. Przez 14 lat tylko dwa razy pani drużyna nie kończyła pani na podium…
Miałyśmy problemy kadrowe i gdzieś tam się potknęłyśmy w play off w walce o półfinał, ale to nic biorą pod uwagę resztę tego okresu. Myślę, że niejeden sportowiec chciałby zdobyć tyle medali mistrzostw kraju i Pucharu Polski. Na pewno niczego nie żałuje. Owszem marzyły się złote krążki, ale ze srebrnych też się cieszę. Każde podium ma swoją historię i trzeba było o nie walczyć, tym bardzie, że praktycznie każdy sezon był inny.[/b]
No właśnie te dziewięć wicemistrzostw niektórzy mogą odczytywać jako brak „kropki nad i”. Gdyby można było, zamieniłaby pani taką ilość srebra na np. dwa, trzy złota?
Przyznam szczerze, że nie myślę o tym w takich kategoriach. Z każdego medalu cieszyłam się inaczej na swój sposób, to co zdobyłam jest moje i to mi daje teraz radość. Na pewno wielokrotnie byłam blisko tego najwyższego stopnia podium, ale na pewno nie mam zamiaru narzekać. Wręcz przeciwnie: uważam, że jest się czym szczycić.
Największym sukcesem niewątpliwie, choć bez medalu, jest czwarte miejsce na mistrzostwach świata piłkarek ręcznych 2013.
Oj, zdecydowanie. Choć po meczu o trzecie miejsce były łzy, a parę dni później jeszcze lekki żal, że nie udało się sięgnąć po brąz, to gdy już do każdej z nas dotarło co się stało, to pozostawało już przede wszystkim wielkie szczęście. Tak że można to odczytywać tylko w kategoriach sukcesu. Pierwszy raz w historii polskiej reprezentacji kobiet drużyna zaszła tak wysoko. Zresztą po powrocie do kraju ludzie nie dali nam o tym zapomnieć, bo wielokrotnie powtarzali, że była to wielka sprawa. Zagrałyśmy przecież w półfinale mundialu. Choć faktycznie do medalu zabrakło niewiele [Polki w meczu o brąz długo prowadziły z renomowanymi Dunkami, a wcześniej odprawiły takie potęgi jak Rumunia czy Francja - przyp. red.].
Blisko podobnego osiągnięcia było także w 2015, kiedy odpadła pani w ostatnim etapie selekcji, a potem dziewczyny znowu były tuż za podium.
Był żal, było smutno, tym bardziej, że byłam już na ostatniej prostej, a dowiedziałam się tuż przed wyjazdem, że jednak zostaje w kraju. To jeszcze bardziej potęgowało smutek. Na pewno było wielkie rozczarowanie i mnóstwo łez, ale takie jest życie, taki jest sport. Niemniej trzymałam kciuki za dziewczyny, z niektórymi miałam kontakt i gratulowałam po każdym wygranym meczu.
Włodarzom naszej piłki ręcznej jednak ie udało się wykorzystać tych dwóch udanych mundiali w jakiejś szerszej perspektywie.
Moje zdanie jest takie, że chyba zbyt szybko i radykalnie chciano odmłodzić drużynę. Późniejszy blamaż na Mistrzostwach Europy [15. miejsce w 2016 roku - przyp. red.] pokazał, że chyba jednak nie można działać w ten sposób. Przemiana pokoleniowa musi raczej odbywać się stopniowo. To wszystko odbiło się na poziomie reprezentacji.
Organizacyjnie też się nie udało tego wykorzystać. W elicie pań mamy obecnie osiem zawodowych drużyn. Mało jak na tak duży kraj...
Zdecydowanie za mało. Barierą są niestety finanse, bo nie każdy klub stać na to, żeby spełnić wymogi Superligi. Na tym cierpi bardzo nasza dyscyplina.
Wracając do gry to kilkoma świetnymi zawodniczkami udało się dzielić parkiet. Przeciwko kilku świetnym także pani wystąpiła.
Nigdy się chyba nad tym nie zastanawiałam, ale na pewno na początku mojej przygody z elitą to zawodniczką, którą uwielbiałam oglądać w akcji była Sabina Włodek. Bardzo dużo zyskałam z kolei gdy w Zagłębiu pojawiła się Kinga Grzyb. Choć myślę też, ze we dwie się uczyłyśmy od siebie i nakręcałyśmy na coraz lepszą grę. To był owocny czas. Na pewno miałam też to szczęście, że mój rocznik i rocznik niżej to było bardzo dobre pokolenie jeśli chodzi o reprezentację. Osiągnęłyśmy niezłe wyniki, a sporo z nas wywodziło się z SMS-u Gliwice co pokazuje, że w tym ośrodku wykonywano świetną pracę.
Mówię o tym bo wypada zapytać czy czuje się pani spełniona jako zawodniczka klubowa i reprezentacyjna?
Patrząc w tym momencie wstecz to tak, choć gdzieś tam czuje, że mogłabym jeszcze trochę pograć. Chociaż do końca tego sezonu, gdyby oczywiście można było to robić. To co osiągnęłam, to tego już mi nikt nie odbierze. I na pewno jestem dumna z tego co zrobiłam.
Skąd więc decyzja o zakończeniu kariery?
Przymierzałam się do tego już od początku sezonu, gdy tylko zaczęłam mieć problemy zdrowotne. To w tym momencie jedyny słuszny wybór. Czuje, że gdyby nie to, miałabym jeszcze sporo do zaoferowania i nie zdecydowałabym się na taki krok. Niestety, musiałam zdecydować się na tak trudny dla siebie krok.
Jakieś plany na przyszłość się pojawiają?
Zmęczona piłką ręczną na pewno nie jestem i wciąż mnie ciągnie do tego sportu. Na razie przede wszystkim staram się przyzwyczajać do myśli, że już więcej nie zagram. Co do planów to zbyt wcześnie na to by o nich mówić.
Może pójdzie pani w ślady mamy?
Na pewno w przyszłości pomyślę o tym, żeby mieć grupę jakichś dzieciaczków. Chciałabym komuś przekazać nieco mojej wiedzy, którą gdzieś tam udało się pozyskać, ale to jeszcze nie czas na konkrety. Tym bardziej, że ze względu na koronawirusa, ciężko cokolwiek myśleć w tej kwestii.
Sytuacja epidemiologiczna przyspieszyła to panie postanowienie?
Zdecydowanie. Nie tak chciałam się pożegnać z kibicami i z piłką ręczną. Wolałabym to zrobić na boisku, niestety pokrzyżowało to moje plany, zresztą nie tylko moje i trochę przyspieszyło tę decyzję.
Zagląda pani czasem na nasze tereny? Na mecze Otmętu?
Do Krapkowic przyjeżdżam najczęściej na święta, do mamy, bo wcześniej nie było więcej czasu w trakcie sezonu. Najczęściej więc bywało tak, że spotkania Zagłębia nakładały się z terminami gdy grał Otmęt. Myślę, że jednak teraz nie będzie z tym problemu.
Świątek rozstaje się z trenerem!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?