My z Covidowego. Pracownicy szpitala w Kędzierzynie-Koźlu o kulisach pracy. Dr Michał Pułtorak: zdjęcia trzech pacjentów mamy na pamiątkę

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Dr Michał Pułtorak jest pracownikiem szpitala w Kędzierzynie-Koźlu.
Dr Michał Pułtorak jest pracownikiem szpitala w Kędzierzynie-Koźlu. myzcovidowego.pl
Na początku byłem przerażony o własne zdrowie i życie… - przyznaje dr Michał Pułtorak. - Chyba każdy odczuwał, że to wiąże się z pewnym ryzykiem zachorowania.

Dr Michał Pułtorak jest lekarzem urologiem z 8-letnim stażem. Pracuje w szpitalu w Kędzierzynie-Koźlu. Jest jednym z medyków, którzy po przekształceniu placówki w szpital covidowy, zostali skierowani do pomocy zakażonym pacjentom.

Doskonale zapamiętał pierwszych pacjentów.

Michał Pułtorak:
- Młody pacjent, mężczyzna, czterdzieści kilka lat. Przyjechał, czuł się dobrze, natomiast miał złą saturację. Jeden, dwa dni, trzy dni... wydawało się, że będzie wracał do siebie. Po czym nagłe pogorszenie stanu zdrowia, szybka reakcja anestezjologów, intubacja, i po dwóch dniach informacja, że pacjent nie żyje.

To było takie szokujące, że pacjent, który był w pełnym kontakcie logicznym, zdrowy… To było przerażające. Dla każdego z naszego odcinka urologicznego - dla pielęgniarek, dla lekarzy, dla salowych.

Drugi taki pacjent to był też taki przerażający przypadek. W wieku pięćdziesięciu lat. Dokładnie tak samo. Przyjechał, czuł się stosunkowo dobrze, rozmawiał z nami, natomiast miał bardzo niskie saturacje. I w ciągu kilku godzin też dramatycznie pogorszył się jego stan zdrowia. Dowiedzieliśmy się po tygodniu, że po intubacji i dalszej intensywnej terapii pacjent zmarł. To będziemy pamiętać do końca życia, i jeszcze jeden dzień dłużej.

Rozmawiamy o tych pacjentach, analizujemy, co mogliśmy zrobić jeszcze lepiej i czy był popełniony jakiś błąd. Tych błędów nie widzieliśmy, i tu trudno się ich doszukać, bo pomimo tego, że przy drugiej fali byliśmy już zdecydowanie inaczej przygotowanym personelem, to tutaj też nie mieliśmy żadnych możliwości zmiany tych sytuacji.

Przerażającą rzeczą - dla mnie, osobiście - jest to, że mamy w Polsce, u nas na szpitalu wybitnych anestezjologów. Anestezjologów bardzo empatycznych i wybitnie wyspecjalizowanych w leczeniu ostrej niewydolności oddechowej. Ta specjalizacja z tym się wiąże, że to są ludzie przygotowani do leczenia takich rzeczy. I nawet tam, gdzie byli najlepsi do leczenia ostrej niewydolności, nie potrafili sobie poradzić, rozkładali ręce…

To świadczy o dramatach, które dotyczą tak naprawdę dwudziestu procent społeczeństwa, tych osób, które chorują w przebiegu ciężkim… Nie mamy takich możliwości, w chwili obecnej, żeby tych pacjentów wyciągać z każdej opresji.

Fajne momenty to są nasze takie mini sukcesy w leczeniu. Tak naprawdę, sukcesem jaki przede wszystkim udało nam się uzyskać, jest olbrzymie wsparcie wzajemne personelu. Ten system, że lekarz jest u góry, pielęgniarka jest jego pomocą, a salowa pomaga w sprzątaniu, jest jakby tym niższym personelem… Tego nie było, zamazało się kompletnie.

Przede wszystkim, wszyscy wyglądaliśmy w ubraniach tak samo. Kwestia jest też taka, jeżeli chodzi o wsparcie wzajemne, że jeżeli lekarz był osłabiony, przemęczony, po dyżurach czy na dyżurze, pielęgniarki przejmowały pewne funkcje, które on powinien wykonać.

Dokładnie tak samo było na odwrót - widzieliśmy, że pielęgniarka jest zmęczona, a lekarz był bardziej wypoczęty, to wchodził i wykonywał procedury pielęgniarskie. To wszystko było po prostu bardzo, bardzo budujące i tworzące zespołowość. I tą zespołowością tak naprawdę robiliśmy pewne rzeczy, których do teraz nawet nie wiemy, jak udało nam się to osiągnąć.

Na przykład mieliśmy trzech pacjentów w granicach wieku pięćdziesięciu lat, którzy przyjechali z typowymi objawami ciężkimi i dzięki temu, że mieliśmy urządzenia do leczenia wysokociśnieniowym przepływem tlenowym Airvo, zastosowaliśmy u nich bardzo wcześnie tego typu leczenie.

Pomimo tego, że radiologicznie płuca były bardzo, bardzo uszkodzone, mieliśmy ustabilizowanego tego pacjenta. Podanie osocza dawało nam szybkie poprawy.

Mamy trzech pacjentów ze zdjęciami na pamiątkę, że udało się ich wyciągnąć z tego. A było bardzo ciężko.

Takie nasze mini małe sukcesy to była jedna sala, trzech pacjentów, i oni wszyscy - nie wiem, czy też wspierali się nawzajem - z ciężkiej niewydolności oddechowej wyszli o własnych siłach, bez tlenu. Wielkie chwile i to jest… Po prostu ukłony dla naszych pielęgniarek, salowych, dla lekarzy. Byliśmy w kontakcie cały czas, czy Whatsapp’owym, czy telefonicznym, i wspólnie analizowaliśmy każdy element leczenia, więc to takie… wyjątkowe.

Relacja Doktora Michała Pułtoraka jest częścią projektu "My z covidowego".

Autorami projektu są Agnieszka Pospiszyl – dziennikarka radiowa i reportażystka oraz Adam Liszka – fotograf. Oboje doszli do tego samego wniosku: to jest czas i miejsce, żeby pokazać, co się dzieje za murami zamkniętego dla świata szpitala, do którego trafiają pacjenci zarażeni koronawirusem.

Projekt ma charakter niekomercyjny. Został zrealizowany w momencie pierwszej rocznicy przekształcenia szpitala w Kędzierzynie-Koźlu w placówkę covidową. Szpital przyjmuje pacjentów nie tylko z Opolszczyzny, ale także ościennych województw.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska