Myjnia parowa to dobry sposób na biznes

Lina Szejner
Myjnia parowa to dobry sposób na biznes
Myjnia parowa to dobry sposób na biznes
Trzeba znaleźć lukę na rynku, mieć dużo samozaparcia, postarać się o kapitał na rozruch, a potem dużo pracować, minimalizować koszty i nie liczyć na szybki, wielki zysk.

Grzegorz Tlałka od dziecka kochał samochody. Choć uczył się w technikum budowy maszyn i urządzeń, wiedział, że pracować będzie tylko z autami. Pracę zmieniał w życiu kilkakrotnie, ale zawsze na taką związaną z motoryzacją - sprzedawał części samochodowe, opony i inne akcesoria. W Anglii pracował u największego dystrybutora opon, a w Islandii jako mechanik urządzeń.

W obu krajach podglądał jak funkcjonują myjnie samochodowe, ponieważ to właśnie tego typu usługi chciał świadczyć po powrocie do  Polski. Te tradycyjne pracowały podobnie jak u nas, ale pan Grzegorz, który lubi wyzwania, postanowił przyjrzeć się bliżej myjniom parowym. 

Dowiedział się, że zużywają one znacznie mniej wody. Przy tradycyjnej myjni do ścieków spływa jej ok. 150 - 200 litrów. Przy myciu parą - zaledwie 5-10 l.

- Sceptycy mówili, że to parowe mycie wcale nie jest dokładne, ale nawet najwięksi malkontenci przyznają, że jest to sposób na perfekcyjne umycie zarówno blacharki jak i tapicerki.  

Grzegorz Tlałka po szczegółowym rozeznania rynku postanowił z czasem otworzyć w Opolu taką właśnie myjnię. Entuzjastką tego biznesu okazała się także jego starsza siostra. Żeby jednak ziściły się plany rodzeństwa, trzeba było czasu, by zgromadzić pieniądze na tę inwestycję. Na szczęście, los im jednak sprzyjał. 

Gdy dowiedzieli się, że Wojewódzki Urząd Pracy w Opolu  zamierza realizować unijny projekt "Klucz do biznesu”, którego ideą jest pomóc takim marzycielom jak oni w założeniu własnej firmy, od razu wiedzieli, że to coś dla nich.

Podczas rekrutacji chętnych, potrafili przekonać komisję rekrutacyjną do swojego pomysłu. Siostra pana Grzegorza była kierowniczką sklepu. W małym palcu ma papierkową robotę, której początkujący biznesmani tak bardzo się boją. 

Pan Grzegorz  natomiast przekonał komisję swoim zapałem, wiedzą o funkcjonowaniu urządzeń myjących samochody i zaletach parowego czyszczenia, sposobem podejścia do tej działalności.
Przed założeniem własnej firmy Grzegorz Tlałka zrobił rozeznanie rynku.

Chodził po salonach samochodowych, komisach sprzedających auta i mógł się wykazać dziesięcioma umowami, z treści których wynikało, że jeśli  myjnia powstanie, firma ta a ta zostanie jej klientem.

Udało się! Pomysł pana Grzegorza i jego siostry został zakwalifikowany do projektu "Klucz do biznesu”. Dostali pomoc - dwa razy po 40 tys. zł.

- Wszystkie pieniądze poszły na zakup urządzenia parowego i specjalistycznych odkurzaczy do czyszczenia tapicerki. Nie zostało nic na wynajęcie lokalu, ale tym postanowiliśmy się na razie nie martwić - przyznaje pan Grzegorz. - Rozpoczęliśmy działalność tworząc dwie tzw. jednostki mobilne. Po prostu woziliśmy urządzenia samochodami dostawczymi i usługi wykonywaliśmy u klientów. Mieliśmy dzięki temu oszczędności kosztów, co zwłaszcza na początku, jest bardzo istotne.

Myjnia zaczęła funkcjonować w listopadzie 2011 roku. W zimie ludzie wprawdzie rzadziej myją auta, ale to głównie dlatego, że boją się, by im drzwi nie przymarzły. Mycie parą eliminuje takie zagrożenia. Klient wsiada do suchego samochodu. To kolejna zaleta parowej myjni.

Szeptana reklama działała sprawnie i choć kokosów właściciele firmy nie zarabiali, to już latem mogli wynająć stacjonarny lokal w dobrym punkcie miasta.

Wkrótce minie pierwszy rok działalności, który właściciele podsumowują jako udany. Na starcie nie popełnili błędów. Przede wszystkim nie zakładali, że od razu będą dużo zarabiać, więc nie byli rozczarowani. Dobrym pomysłem było otwarcie wspólnego biznesu przez rodzeństwo.

- Nie potwierdziło się w naszym przypadku powiedzenie, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu - śmieje się pan Grezgorz. - My zawsze się ze sobą dobrze dogadywaliśmy, więc i teraz tak jest. Podzieliliśmy obowiązki według kompetencji i  dzięki temu nie ma powodów do konfliktów.

Udział w projekcie unijnym okazał się nieodzowny, żeby firma powstała. Jak zawsze w takich sytuacjach chodzi o pieniądze na rozruch. Wkład własny rodzeństwa był za mały, by wystartować. Brak funduszy to główna przyczyna stagnacji w small biznesie.

Po swoich doświadczeniach, pan Grzegorz ma kilka rad dla tych, którzy wezmą udział w kolejnej edycji projektu. Przede wszystkim należy minimalizować koszty, ale wszelkie potrzebne urządzenia trzeba kupić dobrej jakości. Nie warto liczyć na szybki, duży  zysk, bo to przynosi rozczarowania. I liczyć się z tym, że  na swoim trzeba pracować bardzo dużo. Pan Grzegorz odetchnie, gdy znajdzie pracownika, którego właśnie chce zatrudnić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska