Myślałam, że moje dziecko nie żyje

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Michałek Trembecki o mało nie umarł w drugi dzień Bożego Narodzenia. Teraz powoli budzi się do życia.

26 grudnia ubiegłego roku Joanna Trembecka z Moszczanki pod Prudnikiem chciała odwiedzić rodzinę na święta. Przygotowanie dwójki małych dzieci do wyjścia zawsze trwa dłuższą chwilę. 4-letni przedszkolak Michałek był już gotowy, gdy matka zajęła się 2-letnią Weroniką. Chłopiec pobiegł poczekać na podwórku przed domem.

- Po chwili wyszłam z domu i zaczęłam go wołać. On był bardzo żywy, aktywny. Myślałam, że się gdzieś schował przede mną - opowiada matka. - Nie mogłam go znaleźć, zaczęłam wołać coraz głośniej. Przybiegła na pomoc moja matka, która mieszka w pobliżu. W końcu znalazłyśmy Michałka przygniecionego przez drzewo w kącie podwórza. Był lodowaty, gdy go dotknęłam.

Świadków zdarzenia nie ma. Można się tylko domyślać, co się stało. Michał albo wszedł na stertę drewnianych, pociętych do palenia bali, albo z skoczył na nią z sąsiedniego wozu, a pnie potoczyły się w dół. Kiedy znalazła go matka, jeden konar przygniatał mu nogę, drugi leżał na klatce piersiowej. Buzia dziecka wpadła między trociny, zatykające usta i nos.
- Drewno było tak ciężkie, że ledwo je podniosłyśmy we dwie - wspomina pani Joanna. Głos ledwie przechodzi jej przez ściśnięte gardło. Jej mama do dziś płacze na samo wspomnienie tamtego dnia. - Myślałam, że moje dziecko nie żyje, ale zaczęłam go reanimować. Robiłam sztuczne oddychanie, masowałam mu serce, nieprzerwanie, aż przyjechała karetka pogotowia.

Nie oddam Michałka

Michał Trembecki trafił do Opola na oddział intensywnej opieki medycznej. Pierwsze wieści były krzepiące - chłopiec nie ma złamań ani obrażeń narządów wewnętrznych. Dopiero tomografia komputerowa ujawniła, że z powodu zatrzymania oddechu i niedotlenienia doszło do uszkodzeń mózgu. Michał wpadł w śpiączkę. Przestał otwierać oczy, reagować na jakiekolwiek bodźce. Po dwóch tygodniach przeniesiono go na oddział neurologiczny.

- Lekarka powiedziała nam, że Michał do końca życia może być już roślinką - opowiada Joanna Trembecka. - Po dwóch tygodniach wypisano go z neurologii. Zaproponowano nam, żebyśmy oddali dziecko do zakładu opiekuńczego w Ozimku albo wzięli synka do domu. Nie zgodziłam się oddać Michałka.

Wrócił do domu zesztywniały, z rurką tracheotomijną w szyi, ale już z pierwszym objawem przebudzenia, jakim były otwierane oczy. Mama zrezygnowała z pracy i zaczęła nowe życie. Tylko dla dziecka.

- Michałkiem zajął się masażysta. Wiele ćwiczeń prowadziłam sama, robiliśmy stymulację przez dotyk, zapachem. Próbujemy wszystkich możliwych metod. Jeździmy na prywatną rehabilitację do Głuchołaz. Dwa razy w tygodniu przysługuje nam bezpłatna rehabilitacja w Prudniku - opowiada pani Joanna. - Od miesiąca pracujemy z dzieckiem coraz bardziej intensywnie, bo możemy już zabrać Michałka z domu. Wyjęto mu rurkę tracheotomijną, wreszcie oddycha sam. Walczymy, żeby pojawił się odruch przełykania, kaszlu, bo teraz co chwila trzeba mu odsysać rurką ślinę.

Michał siedzi w ciągu dnia na swoim leżaczku, porusza palcami, stopami, mruga oczami. Daje rodzinie znaki, że jest, rozumie co się dzieje wokół niego, tylko nie potrafi się jeszcze odezwać. Nocą mama kładzie się na rozkładanym łóżku obok niego, czuwa, budzi się co trzy godziny, żeby odessać ślinę. Rodziców Michałka wspiera cała rodzina. Przy dziecku i matce codziennie ktoś jest, ktoś pomaga, czuwa.

- Ja widzę, że małymi kroczkami mój synek idzie do przodu. Już potrafi ruszyć dżojstik od zabawkowego samochodu. Mruga oczami, jakby chciał coś powiedzieć - przekonuje Joanna Trembecka. - Jak Pan Bóg pozwoli, wszystko jest przecież możliwe. Wiele razy w czasie tego roku słyszałam od lekarza, że powinnam sama iść do psychologa, żeby sobie jakoś poradzić ze stresem. Odpowiadałam: Nie trzeba. Ja mam psychologa w kaplicy.

Mieszkanko dla Misia

Dom dla Michałka

Darowizny dla Michałka Trembeckiego można przekazywać na konto Opolskiego Stowarzyszenia Rehabilitacji Neurologicznej i Funkcjonalnej:
34 1680 1235 0000 3000 1461 2426. KRS 0000273196. W tytule należy wpisać: Mieszkanie dla Michałka Trembeckiego. Osoby, które chciałyby przekazać dar rzeczowy, proszone są o kontakt z ojcem Michałka, Dawidem Trembeckim. Tel. 601 967 629.

- Michałek Trembecki jest pod naszą opieką od 26 października - mówi Anna Zając z opolskiego hospicjum dla dzieci. - Cierpi na encefalopatię i padaczkę po niedotlenieniu mózgu spowodowanym przez wypadek. Przekazujemy mu pomoc medyczną i finansową, ale w rodzinie pojawił się problem z mieszkaniem. Rodzice wszystkie swoje pieniądze wydają na leczenie i rehabilitację synka. Ich sytuacja materialna jest ciężka. Dlatego chcielibyśmy zaapelować do ludzi dobrej woli o pomoc dla Michałka.

Rodzina Trembeckich już raz sama docierała do okolicznych i znajomych firm z prośbą o przekazanie na leczenie dziecka 1 procentu swoich podatków dochodowych. Spotykali się z bardzo życzliwą reakcją, za każdą złotówkę są ogromnie wdzięczni. Mieszkańcy ich wioski organizowali zbiórki dla Michałka, festyny. Teraz muszą prosić o wsparcie po raz drugi, bo niebawem rodzina zostanie bez dachu nad głową.

Tata Michałka przed wypadkiem przez cztery lata pracował w Irlandii. Mama za dotację z urzędu pracy zaczęła własną, drobną działalność gospodarczą: mały zespół muzyczny i usługi dekorowania kościołów. Już wtedy za zarabiane za granicą pieniądze zaczęli budowę wymarzonego domu. Po wypadku Dawid Trembecki rzucił pracę w Irlandii i przyjechał do Polski wspierać najbliższych. Pracuje jako kierowca, zarabia miesięcznie 1,2 tys. zł. Mama dostaje zasiłki i zapomogi w wysokości 800 zł miesięcznie. Na wychowaniu mają jeszcze 3-letnią Weronikę, przedszkolaka.

- Wszystkie oszczędności wydaliśmy na leczenie - przyznaje Joanna Trembecka. - Byliśmy
gotowi nawet sprzedać budowany dom, ale bliscy ostrzegli nas przed tym. Bo przecież Michałek musi gdzieś mieszkać. Teraz mieszkamy w wiejskim domu, który należy do mojej siostry. Siostra sama założyła rodzinę, chce się tu wprowadzić. Zgodziła się poczekać jeszcze parę miesięcy. Musimy przez ten czas przenieść się do choćby jednego pokoju, kuchni w naszym nowym domu.
Budynek jest w stanie surowym. W pracach wykończeniowych pomogą bliscy, ale brakuje materiałów. W domu nie ma jeszcze żadnych instalacji, kabli energetycznych, rur wodociągowych i kanalizacji, wyposażenia łazienki, kuchni. Cokolwiek dadzą ludzie dobrej woli, przyda się na mieszkanko dla Misia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska