Na opolskich kąpieliskach będzie mniej ratowników

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Na szczęście, dla wielu ratowników pieniądze to nadal sprawa drugorzędna. Oni lubią tę pracę, często traktują ją jak misję. Na zdjęciu plaża nad kamionką Bolko w Opolu.
Na szczęście, dla wielu ratowników pieniądze to nadal sprawa drugorzędna. Oni lubią tę pracę, często traktują ją jak misję. Na zdjęciu plaża nad kamionką Bolko w Opolu. Sławomir Mielnik
Opolski WOPR na pilnowanie kąpielisk ma dużo niższy budżet niż rok temu. Ratownicy mogą liczyć tylko na diety, 30 zł na dobę. To marna zachęta...

Sezon kąpielowy rusza już za niecały miesiąc. Członkowie opolskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego robią przeglądy sprzętu i liczą pieniądze potrzebne do prowadzenia wymagającej służby.

- Niestety, tych pieniędzy ciągle brakuje - narzeka Zbigniew Szorc, prezes WOPR Opole. W ubiegłym roku opolski urząd marszałkowski przekazał naszym ratownikom 80 tys. zł, a urząd wojewódzki - 60 tys zł. W tym roku pieniędzy będzie dużo mniej: marszałek da 60 tys. zł, a wojewoda prawdopodobnie nic. Ratownicy przegrali bowiem konkurs na ratownictwo wodne, który ogłosił urząd. Dotyczył on organizowania i udzielania pomocy na tych zbiornikach wodnych i rzekach, gdzie kąpiel jest formalnie zakazana.

- Komisja konkursowa negatywnie oceniła ofertę WOPR pod względem formalnym - powiedział nam rzecznik wojewody Jacek Szopiński. - WOPR złożył skargę, sprawa jest badana przez wydział nadzoru i kontroli.
Pieniądze dostanie prywatna firma, która będzie musiała być w gotowości do ratowania ludzi. Ale brak wsparcia wojewody dla WOPR-u oznacza, że ta instytucja będzie miała w ogóle mniej pieniędzy na działalność. A to z kolei doprowadzi do tego, że na wszystkich opolskich wodach będzie mniej ratowników. Tych najlepiej byłoby zatrudnić na etat, ale to zbyt kosztowne. Ochotnikom najczęściej wypłaca się więc diety.

- Za dobę to 30 zł. Ratownik, który pracuje przez cały miesiąc, może liczyć na 900 zł. Te stawki powinny być dużo wyższe - mówi Zbigniew Szorc. - Coraz trudniej będzie kogoś namówić, żeby przychodził na dyżury. Ci ludzie muszą przecież gdzieś pracować, z czegoś się utrzymywać...

Wymagania coraz większe

Na dodatek Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wymaga od ratowników coraz więcej, nie zastanawiając się, skąd wziąć na to pieniądze. Nowe wytyczne MSW mówią, że WOPR, chcąc zajmować się ratownictwem wodnym i pozyskiwać na to fundusze, musi organizować całodobowe dyżury, gdzie służbę będą pełnić ludzie, którzy nie są gdzie indziej zatrudnieni. Po to, aby byli cały czas dyspozycyjni, jak na przykład straż pożarna. Woprowcom, którzy mają zbyt małe budżety, trudno jest zorganizować tak swoją pracę, aby tego typu wytyczne spełniać.

Służbę ratowników na tych akwenach, gdzie kąpiel jest dozwolona, finansują gminy. Nie są to jednak wielkie pieniądze. Przykładowo: Lewin Brzeski na zapewnienie opieki nad osobami kąpiącymi się na miejskiej żwirowni przeznaczy 20 tys. zł. Pieniądze pójdą tylko na plaże, które są oficjalnie dopuszczone do użytku.

- Oczywiście ludzie kąpią się też w wielu innych miejscach, ryzykując zdrowie i życie - tłumaczy Artur Kotara, burmistrz Lewina. - Pewnie dobrze by było, gdyby i tam od czasu do czasu zajrzeli ratownicy, ale nie mamy możliwości zapłacić za coś takiego.

Burmistrz dodaje, że ustawa o samorządzie pozwala finansować zadania własne gminy, ale pilnowanie dzikich plaż takim zadaniem nie jest. - Gdybyśmy wydali na to pieniądze, złamalibyśmy prawo - tłumaczy.
Ludzie kąpią się w starych żwirowniach, gliniankach i rzekach.

- Między innymi w Odrze, co jest bardzo niebezpieczne - mówi Zbigniew Szorc, prezes WOPR Opole. Miejsca, które mają status pełnoprawnych kąpielisk, są na Opolszczyźnie tylko dwa (Pietrowice i Nysa). Mamy też 15 tzw. miejsc wykorzystywanych do kąpieli. Te pierwsze to plaże z pełną infrastrukturą, czyli np. stacjonarnymi toaletami. Na wszystkich musi być zapewniona opieka ratowników oraz nadzór sanepidu. Ich ewidencję i klasyfikację prowadzi Ministerstwo Zdrowia.

- Niestety, wielu ludzi, zamiast korzystać z takich bezpiecznych miejsc, wybiera dzikie plaże. To tam najczęściej dochodzi do wypadków - tłumaczy Zbigniew Szorc.

Polskie kąpieliska sprawdziła niedawno Najwyższa Izba Kontroli. Okazało się, że w niektórych gminach (opolskich nie badano) brakowało ratowników, a oznakowanie miejsc niebezpiecznych było niepełne. Zdarzało się, że nie wykonywano badań jakości wody. Z kolei Internetowy Serwis Kąpieliskowy zawierał niekompletne i nieaktualne dane, co sprawiało, że osoby planujące wypoczynek nad wodą nie wiedziały, jakich warunków kąpieli się spodziewać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska