Na Opolszczyźnie na dzieci nie płaci 10 tysięcy wyrodnych ojców

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Polska Press
Większość opolskich alimenciarzy trafiła już na czarną listę dłużników.

Dane o niesumiennych ojcach (bardzo rzadko zdarza się, że obowiązek alimentacyjny spada na kobietę) przechowują opolskie gminy. Do końca roku miały obowiązek przekazać je wszystkim czterem biurom informacji gospodarczej działającym na terenie kraju.

Na razie trafiły tam informacje o 6335 Opolanach, którzy nie łożą na dzieci. - Wiele gmin wciąż nie wywiązało się z obowiązku - mówi Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów. - Niektóre z nich podpisały dopiero umowę, a dane o dłużnikach będą dopisywać w najbliższym czasie. Kwota, którą mają do oddania dłużnicy alimentacyjni, wciąż będzie więc rosła...

Szacuje się, że około jedna trzecia gmin jeszcze nie uporządkowała tych spraw. To oznacza, że na Opolszczyźnie mamy około 10 tys. osób uchylających się od płacenia alimentów.

Wśród nich jest były mąż pani Marzeny z Kędzierzyna-Koźla. - Pracuje na czarno, stać go na utrzymanie mieszkania, paliwo, a nawet wycieczki za granicę, bo wrzuca zdjęcia na portalu społecznościowym - opowiada pani Marzena. - Ale na dziecko na łoży. Teraz muszę zapłacić prawie 200 złotych za zimowisko, nie wiem, skąd na to wezmę. Zdarza się, że w szkole zalegam z opłatami z obiady. Dramat jest.

Umieszczenie na czarnej liście to przysłowiowe „przykręcenie śruby” alimenciarzom, bowiem znalezienie się w wykazie BIG utrudnia np. zaciąganie kredytów czy zakupy na raty. Z prowadzonych przez BIG-i list dłużników korzystają bowiem banki, firmy telekomunikacyjne, pożyczkowe i operatorzy telewizji kablowych.

- Rodzice, którzy nie płacą na swoje dzieci, zwyczajnie je okradają - podkreśla Dorota Herman z fundacji Dla Naszych Dzieci. - Ważne jest, by uświadomić społeczeństwu, że taka postawa jest zła i należy piętnować takie osoby. Tymczasem istnieje dla nich swego rodzaju przyzwolenie społeczne: pracodawcy zatrudniają dłużników na czarno, ci majątki przepisują na rodzinę, a ich obecne partnerki przymykają oko na niepłacenie. Chroni się nie te osoby, które powinno się chronić, a dłużnicy czują się bezkarni.

Niesumienni „alimenciarze” z Opolszczyzny są winni swoim dzieciom łącznie ponad 140 mln złotych.

Za uporczywe uchylanie się od obowiązku alimentacyjnego teoretycznie można trafić do więzienia. Ale „alimenciarze” mają swoje sposoby, aby uniknąć odpowiedzialności. Jedną z nich jest wpłacanie niewielkich kwot, na przykład 50 czy 100 złotych miesięcznie, zamiast zasądzonych 500 zł. Albo praca na czarno i ukrywanie faktycznych dochodów.

Wtedy świadczenia należne dziecom wypłacane są z funduszów alimentacyjnych. Gminni urzędnicy też mają swoje sposoby, aby zmuszać niesumiennych ojców do płacenia.

Mogą na przykład próbować aktywizować bezrobotnych dłużników, współpracować z komornikami lub wnioskować o odebranie prawa jazdy. - Wysyłamy wnioski do starostwa o zatrzymanie prawa jazdy. Są one dość skuteczne. Dłużnicy boją się tego - przyznaje Wioletta Marszałek z biura spraw społecznych Urzędu Miejskiego w Brzegu, gdzie zarejestrowanych jest 360 dłużników alimentacyjnych.

W przypadku ojców uporczywie uchylających się od płacenia alimentów, narażających tym samym dziecko na niezaspokojenie jego podstawowych potrzeb, urzędnicy zawiadamiają także prokuraturę.

Rekordzista to 46-letni mieszkaniec województwa podkarpackiego. Ma do oddania aż 537 tys. zł z tytułu niezapłaconych alimentów. Na Opolszczyźnie najwyższe zadłużenie w zeszłym roku przypadające na jednego ojca wynosiło 220 tys. złotych.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska