Nadzieja powoli gaśnie

Rafał Wietoszko
Ludzie starają się twardo stać na ziemi i mówią, że sytuacja w gminie nie poprawi się. Po chwili potrafią przyznać się do wiary, że jednak będzie lepiej.

Skąd ta wiara? W ciągu najbliższych tygodni niemodlinianie mają wybrać nowe władze swej gminy. "Nowe" dla wielu z nich oznacza takie, które poradzą sobie z rosnącym bezrobociem, uruchomią szpital, spowodują, że miasto będzie kwitło.
Na razie zamiast tego jest chaos. W Niemodlinie powstała nowa forma bezwładzy - anarchia urzędnicza. Rady gminy, zarządu, burmistrzów -nie ma. Ludzie tak zdecydowali w referendum. Powinien być już pełnomocnik, który ma rządzić do czasu nowych wyborów. Jest kandydat na to stanowisko, są już nawet gotowe pieczątki. Brakuje podpisu premiera pod dokumentem powołującym pełnomocnika. Brakuje od 3 kwietnia.
Warszawa gorsza niż Pcim
Komisarzem ma być Tomasz Poznański, na co dzień pracownik Urzędu Wojewódzkiego. Od dwóch tygodni praktycznie każdego ranka dzwoni do Warszawy, gdzie uzyskuje informację, że sprawa jest w toku. "W toku" oznacza, że dokument wciąż czeka na podpis premiera.
- Po co było to wszystko - głosowanie, odwołanie, gadanie o tym, że mamy na coś wpływ? Jaka to jest demokracja, że podpis jednego człowieka, choćby nie wiadomo, jak ważnego, potrafił zahamować całą procedurę? - pyta młoda kobieta, spotkana na niemodlińskim Rynku.
- Proszę pana - to granda, żeby tyle czekać. Cały ten Urząd Rady Ministrów działa gorzej niż jakikolwiek urząd gminy w najbardziej zapyziałej wiosze - konstatuje Zygmunt, emeryt, mieszkaniec Niemodlina.
Szpital - główna przyczyna
Niemodlinianie radę odwołali 25 marca. Mieli dość: bo zabrano im szpital, bo w ich gminie jest największe bezrobocie w powiecie opolskim, bo po mieście krąży dowcip, że straciło ono na znaczeniu już tak bardzo, że niedługo rządzić nim będzie sołtys, a nie burmistrz, bo... - co osoba, to inna przyczyna.
Wszystkich jednak połączył szpital, a właściwie jego brak. 1 stycznia budynek zamknięto na głucho. W mieście poza przychodnią lekarską została tylko karetka pogotowia w dodatku bez ambulatorium. Kilka dni później rozpoczęła swoją działalność, powstała z inicjatywy miejscowego SLD, koalicja referendalna. Rada gminy co prawda nie decydowała o zamknięciu szpitala (uchwałę w tej sprawie podjęła rada powiatu), ale zwolennicy referendum zarzucili miejscowym rajcom brak skutecznych działań na rzecz ratowania placówki. Czas, patrząc z punktu widzenia inicjatorów referendum, był idealny.
Na dokładkę w Niemodlinie zaczęły się powtarzać przypadki niewłaściwego traktowania pacjentów, a w końcu w lutym doszło do tragedii. Lekarka z pogotowia nie udzieliła pomocy mieszkańcowi jednej z podniemodlińskich wiosek. Człowiek zmarł.
Kiedy przyszedł 25 marca ludzie poszli do urn, zagłosowali i powiedzieli dobitnie "dosyć". 4033 z 4140 ważnych głosów oddano za odwołaniem rady.
Po co nam to było?
Tryumf, poczucie własnej mocy, radosne zdziwienie "że jednak można" trwały kilka dni. Cieszyła jeszcze dobra wiadomość o tym, że budynek szpitala może zostać oddany gminie w użyczenie, czym zajmą się już nowe władze. A potem robiło się coraz smutniej. Wszak nową radę trzeba wybrać. Zanim to nastąpi, w gminie musi rządzić przez kilka tygodni pełnomocnik, który przygotuje wybory. Im dłużej nie ma pełnomocnika, tym bardziej ludzie wątpią, że w ogóle przyjdą jakieś nowe władze. A jeśli nawet, to nie lepsze od starych
- Będzie lepiej? A skąd!
Ci się nachapali, teraz przyjdą następni i historia zacznie się od nowa. Rządzić powinni ludzie majętni, bo biedni, jak zajmą jakieś stanowisko, to od razu zaczynają napychać kieszenie - mówi Piotr, na co dzień handlowiec z miejscowego targowiska "Manhattan". - Pyta pan, po co w takim razie było to całe referendum? Może dlatego, że w człowieku zawsze tli się jakaś iskierka nadziei, że jednak coś zmieni się na lepsze.
I tak będą mówić wszyscy spotkani niemodlinianie. W imię tej nadziei w czasie referendum ludzie w Niemodlinie po raz pierwszy od lat wzięli sprawy w swoje ręce. Po raz pierwszy nie ograniczyli się do narzekań, tylko podjęli decyzję, nie mając gwarancji, jakie to konsekwencje przyniesie. Teraz są zniecierpliwieni. Kiedy oni wreszcie zadziałali, urzędnicy nie potrafią wypełnić swoich obowiązków.
Pomoc czy przeszkoda
Referendum pokazało, że bez szpitala w tej gminie nie da się rządzić - powiedział kilkanaście dni temu Stanisław Chalimoniuk, jeden z inicjatorów głosowania nad odwołaniem rady.
Dziś optymiści mówią o tym, że szpital może ruszy od nowa już w czerwcu, pesymiści, że nigdy, a co bardziej wstrzemięźliwi myślą o początku przyszłego roku.
- 1 stycznia to realna data - mówi Krzysztof Bunia, jeden z organizatorów referendum, na co dzień lekarz. - Najważniejsza jest tu sprawa kontraktu z kasą chorych i przede wszystkim dlatego trzeba czekać. Teraz nikt nawet by z nami nie rozmawiał. W środku roku można co najwyżej korygować kontrakt, a nie zawierać nowy.
Andrzej Miśta, jeden z odwołanych radnych, mieszkaniec Graczy: - Teraz ludzie powinni się zastanowić nad tym, co zrobili, choć z drugiej strony nie można mieć do nich pretensji, bo działali pod wpływem emocji. Już po referendum radni powiatu podjęli decyzję o bezpłatnym użyczeniu gminie szpitala. Gdyby władze normalnie funkcjonowały, realne moim zdaniem byłoby otworzenie placówki w lipcu. A tak mamy paradoks - odwołanie rady zamiast przysłużyć się sprawie szpitala w rzeczywistości jej zaszkodziło. Nie ma rady, zarządu i do nowych wyborów samorządowych ta sprawa nie posunie się ani o krok.
Władza "na kuroniówce"
W gminie Niemodlin na koniec marca 1360 osób było zarejestrowanych w Powiatowym Urzędzie Pracy w Opolu. Większość wsi na Opolszczyźnie ma mniej mieszkańców niż Niemodlin bezrobotnych.
- Trzeba jakoś tym ludziom pomóc. Ile może trwać taka sytuacja? Można dać choćby pieniądze na sprzątanie ulic. Tyle na pewno miejscowe władze mogą zrobić - mówi Zofia, niemodlinianka.
Niedługo do osób bez pracy dołączy jeszcze jedna. Po świętach w Powiatowym Urzędzie Pracy zarejestruje się wiceburmistrz Kazimierz Górski.
- Teraz jeszcze odpoczywam, ale trzeba zabrać się za szukanie zajęcia - mówi Górski.
Jego szef, burmistrz Edward Jędra, nie będzie bezrobotnym. Wraca do pracy w szkole w Graczach, po urlopie bezpłatnym udzielonym mu na czas sprawowania funkcji w urzędzie. Od minionego poniedziałku ma już lekcje. Na razie na zastępstwach.
Bezrobocie to równorzędny, wespół ze sprawą szpitala, podawany przez mieszkańców argument, który przeważył o odwołaniu rady.
- Nie ma miejsc pracy, a kolejne ulegają likwidacji. Ludzie zaraz po szkole od razu idą "na kuroniówkę" biorą ją przez pół roku, a potem koniec. Nawet jak ktoś ma zatrudnienie, to jak przeżyć za 600 złotych miesięcznie? - mówi Weronika Niewiadowska, niemodlinianka. - Młodzi poza tym nie mają co ze sobą zrobić. Brakuje propozycji na zorganizowanie wolnego czasu. Mam czworo dzieci i pozostaje im siedzieć w domu. Z dziewczynami pół biedy, ale chłopiec w domu nie usiedzi, a jak nie ma zajęcia, to zaraz może wpaść w jakieś kłopoty. Liczę jednak na to, że nowe władze coś zmienią. Może powinni rządzić właśnie młodzi? Jak zobaczę, że znowu te sama klika, co zawsze, startuje w wyborach, to nawet nie pójdę głosować.
Bez przetargów, bez przelewów
Brak władzy w gminie na razie skutkuje przede wszystkim przekładaniem przetargów. To zarząd jest stroną zamawiającą. Skoro nie ma zarządu, nie ma też zamówień.
Problem może być także z przelewami pieniędzy na konta gminnych instytucji: - W naszej gminie jest to skonstruowane tak, że uprawnienia do podpisywania przelewów mieli tylko burmistrzowie. Teraz musiałby to zrobić pełnomocnik. Jeżeli nie pojawi się w przyszłym tygodniu to naprawdę będziemy mieli problem - mówi Maria Lata, sekretarz gminy.
W szkołach na razie nie ma problemu, bo kolejne przelewy trzeba przekazać pod koniec miesiąca. Więcej kłopotów sprawiły wypłaty zasiłków przed świętami dla podopiecznych Ośrodka Pomocy Społecznej. Zasiłki miały być, według umowy z byłym zarządem, zwiększone. W sumie chodziło o 13 tysięcy złotych. Nie było już burmistrzów, nie było więc przelewów. Były za to nerwy: - Martwili się ludzie, denerwowaliśmy się my - mówi Mirosława Dziatkowiak, kierownik niemodlińskiego OPS-u. - Cała praca związana z formalnościami została załatwiona dużo wcześniej i pozostawało czekać tylko na pełnomocnika, który mógłby podpisać przelewy. W końcu, w środę, zaczęliśmy wypłaty z własnych zapasów.
- Im dłużej potrwa taka sytuacja, tym bardziej gmina cofnie się w rozwoju. Ludzie sarkają? Czemu? Mają przecież okazję odczuć skutki swojej decyzji - mówi były burmistrz.
Urząd na wolnych obrotach
W urzędzie gminy po burmistrzach zostały tylko puste tabliczki na drzwiach sekretariatu. Obaj panowie ostatni raz byli w pracy 6 kwietnia. Wcześniej jeszcze twardo czekali na pełnomocnika, który do dziś do miasta nie przyjechał. Praktycznie swych funkcji nie pełnili już od ogłoszenia wyników referendum w wojewódzkim dzienniku urzędowym.
Dziś prace urzędu organizuje Maria Lata, sekretarz gminy: - Pojedynczemu obywatelowi brak władz nie powinien doskwierać - mówi. - Dziwię się jednak, że to tyle trwa. Nowe wybory mogłyby się odbyć w połowie maja, gdyby w Warszawie sprawa tak się nie przeciągnęła. A tak ta data jest właściwie już nierealna.
Termin nowych wyborów także wyznacza premier razem z powołaniem pełnomocnika.
Znowu do urn
Do wyborów przygotowuje się już koalicja referendalna przekształcona w komitet wyborczy. Do urzędu zaczynają się także zgłaszać pojedyncze osoby zainteresowane kandydowaniem. Aby zostać jednym z 22 niemodlińskich radnych, trzeba zebrać co najmniej 5-osobowy komitet wyborczy i zebrać pod kandydaturą 25 podpisów.
Osoby pełniące dotąd najwyższe stanowiska w gminie zaraz po referendum zadeklarowały, że nie zmierzają stawać do wyborów. Tak mówił m.in. były przewodniczący rady Bronisław Haładus, podobnego zdania był wiceburmistrz Górski, szef klubu z Graczy Andrzej Miśta. Burmistrz Jędra jeszcze nie podjął decyzji. Nie wszyscy mieszkańcy wierzą w te deklaracje.
- Oni wrócą. Jak nie osobiście, to wstawią swoich popleczników - stwierdza Krzysztof M., mieszkaniec jednej z podniemodlińskich wiosek. - Nie wierzę, żeby po wyborach wiele tu się zmieniło. Może jedynie szpital uda się uratować.
- Nie łudzę się, że nowe władze wprowadzą tutaj raj. Nawet nie wierzę, że coś się zmieni. Tu już nie ma perspektyw. Gdybym miał możliwość tobym stąd wyjechał - konstatuje Piotr z targowiska.
Trzy starsze kobiety rozmawiają na chodniku jednej ulic przylegających do Rynku: - Cały ten Niemodlin jest jak klatka schodowa w naszej kamienicy: brud, smród i ubóstwo. Starzy radni walnie się do tego przyczynili, myśląc tylko o sobie zamiast o ludziach. Ale do wyborów pójdziemy. Może uda wybrać się innych i dzieciom będzie lepiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska