Najlepiej pracować na swoim

Lina Szejner
Anna Rajczyk ma jeszcze ciepły dyplom łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych. Jest projektantką odzieży. Założyła firmę i marzy o sieci własnych sklepów.

Nie boi się ryzyka. Nauki prowadzenia własnego interesu zaczęła pobierać już w szkole średniej. To wtedy jej mama zdecydowała się - nie rezygnując z pracy zawodowej - otworzyć mały sklepik z upominkami w Opolu. Wzorem były dla niej paryskie butiki. Annie, jeszcze wtedy uczennicy szkoły średniej, bardzo się ten pomysł spodobał. Wynajęły małe pomieszczenie przy ul. Damrota i otworzyły "Lamus". Formalnie jego właścicielką była mama, ale Anna bardzo jej pomagała. Lokal wyremontowały same. Potem Anna brała udział w "kwalifikacji" upominków do sprzedaży. Obie z mamą miały ambicję, by były one w dobrym guście, zaprojektowane, a nawet wykonane przez artystów plastyków.

Sklepik razem ze swoim niezwykłym towarem musiał zaistnieć w świadomości klientów bez pomocy reklamy, na którą właścicielka nie miała pieniędzy. Spożywczemu udałoby się to łatwiej. Ale upominki nie są potrzebne każdego dnia i dlatego trzeba było dłużej czekać na stałych klientów. Młodzież dostrzegła jednak niezwykły urok miejsca i bardzo efektowne drobiazgi. Adres "Lamusa" podawano sobie zwykle wtedy, kiedy ktoś zastanawiał się nad prezentem świątecznym, imieninowym, walentynkowym...
Po pewnym czasie mieli już grono stałych nabywców. Wtedy właścicielka zdecydowała się rozbudować sklepik o piwnicę. Piwniczne pomieszczenie także wyremontowano niewielkim kosztem i też samodzielnie. Nastrój robi tu kilka starych mebli oraz stylowych drobiazgów. Tu sprzedawały też odzież.

Anna towarzyszyła mamie przy rozmowach z dostawcami, ustalaniu cen, kupowaniu towaru. Kiedy zdała maturę, zdecydowała się studiować zaocznie projektowanie odzieży i w wolnym czasie pomagać mamie w sprzedaży. Kiedy studia dobiegały końca, Anna miała decydować, co dalej robić. Początkowo zamierzała wyjechać z Opola i szukać pracy w którymś z większych miast. Po namyśle doszła jednak do wniosku, że woli sama sobie być szefem, zacznie projektować i sprzedawać odzież właśnie w sklepiku mamy.
Pierwsze ubiory własnego pomysłu i przez siebie uszyte przyniosły wiele komplementów od oglądających je klientek i nasunęły kilka wniosków. Anna była nastawiona na zaspokajanie gustów bardzo młodych dziewczyn.
- Miałam wrażenie, że to nastolatki zapragną ubrać się w odzież oryginalną, z pomysłem, nietuzinkową. Taka była moja pierwsza kolekcja. Okazało się, że młodzież woli teraz mieć to, co się nosi na ulicy. Chodliwe są ubiory, które mają wszyscy, a moje pomysłowe stroje podobają się eleganckim paniom koło czterdziestki. Te spostrzeżenia były dla mnie bardzo cenne. Na studiach uczyłam się elementów marketingu i badania rynku, ale nie lubię takiego profesjonalnego podejścia do klienta, którego trzeba kusić, dodawać do zasadniczego towaru jakiś drobiazg, jak to robią handlowcy. Ja postanowiłam pozyskać nabywców ciekawym ubiorem i przystępną ceną.
Anna - jak przystało na poważną businesswoman - założyła własną firmę, nie będzie działać pod szyldem mamy. Firma nazywa się "Paczula"
- To jest nazwa azjatyckiej rośliny, którą stosuje się do wyrobu perfum - tłumaczy Anna sens nazwy. - Jej zapach jest bardzo charakterystyczny. Jedni go uwielbiają, inni nie akceptują. Wybrałam tę nazwę dlatego, że chciałabym, aby klientki traktowały moją odzież jak tę paczulę. Nie chcę, aby się podobała wszystkim, lecz tylko trochę. Niech będą nawet tacy, którym się nie spodoba w ogóle, ale niech znajdzie się część klientek, którym spodoba się wyjątkowo.

Anna wiele myśli o konstrukcji modeli, które niebawem uszyje. To najprzyjemniejsza część pracy, ale życie sprowadza ją na ziemię. Trzeba myśleć o ryczałcie, księdze podatkowej, trzeba załatwiać różne sprawy w urzędach. Gdy Anna zdecydowała o założeniu firmy, myślała najpierw tylko o sprzedaży odzieży. Potem rozszerzyła działalność o jej produkcję. Po kilka miesiącach dostała wezwanie do urzędu skarbowego. Okazało się, że nie powinnam płacić podatku ryczałtem, tylko prowadzić księgę podatkową.
- Dobrze, że jeszcze niczego nie zdążyłam sprzedać, bo inaczej groziłaby mi kara. Uważam, że o sposobie rozliczania się z fiskusem powinnam zostać poinformowana podczas składania dokumentów, bo niewiele brakowało i stałabym się oszustką mimo woli.

Problemem, który ma Anna do rozwiązania w porozumieniu z mamą, jest zatrudnienie sprzedawcy do sklepu. Na razie sprzedaje Anna. Na projektowanie i szycie ubiorów ma czas dopiero wieczorem. Na dłuższą metę taka sytuacja jest dla jej firmy niekorzystna.
- Rozważam i drugą ewentualność - mówi właścicielka "Paczuli", czyli zatrudnienie krawcowej, ponieważ projektowanie zabiera mniej czasu. Obie te kwestie wiążą się z pieniędzmi, a raczej ich brakiem. Koszty pracy są u nas bardzo wysokie. Dlatego będę się starała wolno rozkręcać interes, żeby od razu na początku nie startować od długów.
Anna nie zamierza także na razie brać kredytu. Ma dwie maszyny do szycia, w tym jedną profesjonalną. Na studiach nauczyła się szyć. Zaczynała od rzeczy prostych, nie wymagających wysokich kwalifikacji. Dziś może się już zmierzyć nawet z fasonami bardzo wymyślnymi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska