Napad stulecia z użyciem helikoptera w Sztokholmie. Najbardziej spektakularny napad XXI wieku

Jonas Bonnier
Jonas Bonnier, "Helikopter", wydawnictwo ZNAK
Jonas Bonnier, "Helikopter", wydawnictwo ZNAK MP
22 września 2009 r. o godz. 5:15 rano na dachu najbardziej niedostępnego budynku w Sztokholmie wylądował helikopter. Czterech złodziei skradło 39 mln koron szwedzkich (16,5 mln zł) - mimo że budynek był starannie strzeżony. Pieniędzy nigdy nie odnaleziono. Jonas Bonnier rekonstruuje zdarzenia sprzed dziewięciu lat.

Przylatują z północy. Wirnik helikoptera toruje sobie drogę w chłodnym powietrzu. Huczący terkot rozdziera ciszę.

Siedemdziesiąt pięć metrów pod nimi czarna woda umyka z prędkością stu kilometrów na godzinę. Wraz z nią umykają porośnięte drzewami wysepki, na których tylko pojedyncze światła zdradzają obecność domów.

Kontury wysp w ciemności przywołują na myśl złowrogie atramentowe plamy z testów psychologicznych Rorschacha.

W śmigłowcu siedzi czterech mężczyzn. Są ubrani na czarno, milczą, każdy skupiony na sobie. W dole migoczą światła samochodów i lamp na fasadach budynków, i ulicznych latarń, które jaśniały przez całą noc w uliczkach niskich biurowych kompleksów ciągnących się wzdłuż autostrady.

Złodzieje nagrani na kamery przemysłowe

Jednak mężczyźni ich nie widzą. Ich wzrok jest skierowany na wprost. Najjaśniejsze światło przed nimi wydobywa się ze szklanej piramidy na dachu budynku G4S w Västberdze. Jest jak latarnia morska, jak objawienie.

Mężczyźni wiedzą, że od teraz ich życie będzie się dzieliło na przed i po poranku dwudziestego trzeciego września. Sami zaciska chwyt na karabinie, który spoczywa mu na kolanach. Nordgren na moment zamyka oczy.

Maloof patrzy w niebo i w przerwie między chmurami widzi gwiazdy. To dobry znak. Kluger zawisa tuż nad budynkiem. Parę sekund później powoli osadza śmigłowiec na dachu. Lądują lekko jak piórko.

Kluger odwraca głowę do Maloofa, uśmiecha się szeroko i kiwa głową. Dochodzi kwadrans po piątej, dotarli nawet chwilę przed czasem.

Każdy wie, co ma robić. Zna swoją rolę. Teraz liczy się tempo.

Bell 206 Jet Ranger. Helikopter użyty w czasie napadu
Bell 206 Jet Ranger. Helikopter użyty w czasie napadu ISE93/CC BY-SA 3.0

Maloof wyskakuje pierwszy. Nordgren zostaje w środku i wyładowuje sprzęt, podając go Maloofowi. Sami chwyta młot na długim trzonku, wyskakuje z kabiny i biegnie z nim ku rozświetlonej szklanej piramidzie. Tymczasem Nordgren wysiada i z pomocą Maloofa odwiązuje drabiny od płóz. Pracują w rytmie kręcącego się jeszcze wirnika helikoptera. Kiedy są już gotowi, Kluger podrywa maszynę, odlatuje na bok i zawisa w powietrzu.

Biały pancerz połyskuje w ciemności. Wiatr wywołany przez wirnik szarpie workami i torbami ze sprzętem. Sami stoi już przy piramidzie. Stawia na ziemi młot, chwyta oburącz za trzonek i obiera właściwą pozycję. Ugina kolana, odnajduje punkt ciężkości, potem unosi młot i jednym zamaszystym ruchem wykonuje duży łuk nad głową. Czuje ciężar w całym ciele, jednoczy się z narzędziem i uderza razem z nim w szklaną taflę. Młot trafia w środek jednego z kwadratów o boku jednego metra. Wibracje wspinają się po trzonku i wędrują ku dłoniom Samiego. Uderzenie było celne, idealne. Sami patrzy na kwadratową szybę.

Młot nawet nie drasnął szkła. (...)

Śmigłowiec wisi w powietrzu na prawo od budynku, na tyle daleko, by nie przeszkadzać mężczyznom pracującym na dachu. Maloof podbiegł do Samiego, zorientowawszy się, że coś jest nie tak. Razem kucają i przyglądają się szybie.

Dzięki światłu od dołu udaje im się dostrzec rysę. Cienką, lecz długą. Maloofowi przemyka przez myśl, że mogła tam być już wcześniej, ale nic nie mówi.

- Dawaj, dawaj! - ponagla Samiego i wraca do Nordgrena, który zabrał się do rozkładania drabin.

Ta większa wydaje się absurdalnie długa, ale musi sięgnąć aż do piątego piętra.

- Chodź, zaniesiemy wszystko bliżej świetlika - mówi Maloof.

To rodzaj terapii. Muszą się czymś zająć, czekając, aż Sami rozwali szybę. Widzą, że ciężko pracuje, wymachując młotem. Sami uderza. Potem jeszcze raz. Przychodzi mu na myśl, że wygląda jak skazaniec w kamieniołomie z filmu z początku lat sześćdziesiątych.
Za każdym razem kiedy młot trafia w szklaną taflę, roznosi się to samo głuche tąpnięcie. Po piątym, siódmym, wreszcie jedenastym uderzeniu, kiedy Nordgren i Maloof przenieśli już bliżej cały sprzęt, Sami powoli zaczyna tracić cierpliwość.

Maloof obliczył, że mogą spędzić w tym budynku najwyżej kwadrans. Potem muszą zniknąć. Minęły już trzy minuty, a im nie udało się jeszcze rozbić pierwszej szyby.

- Wysadzę ją - mówi Nordgren, a Maloof kiwa głową. Nordgren właśnie sięga po plecak, żeby przygotować ładunek, kiedy nareszcie rozlega się długo wyczekiwany brzęk i szyba rozpada się na tysiące kawałków.

Maloof i Nordgren podnoszą długą drabinę i ostrożnie wsuwają jej koniec w otwór w świetliku. W dole widzą balkon na piątym piętrze, ledwie odstającą od ściany wąską półkę.

G4S Västberga
G4S Västberga Holger Ellgaard/CC BY-SA 3.0

Powoli opuszczają drabinę. Musi wystarczyć. Po jakimś czasie będą wspominali tę chwilę jako niemiłosiernie długą, najdłuższą tego poranka. Jeśli drabina okaże się za krótka, odejdą z niczym. Będą musieli przywołać śmigłowiec i odlecieć.

Drabina znika w otworze, metr po metrze. Jej koniec dotyka podłogi balkonu, kiedy na górze, powyżej otworu sterczy nie więcej niż pół metra. Maloof pochyla się do przodu i patrzy w dół.

- Chyba się uda - oznajmia.

Ustawienie drabiny w odpowiedniej pozycji zajmuje kolejnych dwadzieścia pięć sekund. Dla nich ten czas dłuży się tak, jakby trwało to co najmniej kwadrans.

Wreszcie Nordgren zakłada sobie krótszą drabinę na prawe ramię, a na lewe zarzuca plecak z materiałem wybuchowym.

- Trzymasz mocno? - pyta Maloofa, po czym zaczyna schodzić, nie czekając na odpowiedź.

Maloof ściska koniec drabiny z całych sił. Aluminiowa konstrukcja drży. Kiedy Nordgren jest w połowie drogi, drabina zaczyna trzeszczeć, jakby była zrobiona z bambusa. Mimo to utrzymuje jego ciężar.

Sami zmienia Maloofa przy drabinie, a ten zakłada na siebie tyle sprzętu, ile się da, po czym zaczyna schodzić w dół jako drugi. Ostatni schodzi Sami. Najmniej obciążony, tylko z zarzuconym na ramię kałasznikowem. (...)

Dochodzi dwadzieścia po piątej, kiedy dzwonek telefonu wyrywa ze snu komendant regionalną w Sztokholmie Caisę Ekblad. Przywykła do wczesnych pobudek, więc odzywa się do słuchawki czystym i trzeźwym głosem, jakby oczekiwała na tę rozmowę.
Jeszcze wiosną tego roku pracowała z Dagiem Månssonem i to jemu między innymi zawdzięcza swoją nominację.

- Mamy zdarzenie - oznajmia Månsson bez zbędnego wstępu. Jest zasapany, bo właśnie zbiega po schodach kamienicy.

- Wygląda na to, że doszło do napadu na siedzibę G4S w Västberdze. Ktoś zgłosił dyżurnemu, że na dachu budynku wylądował helikopter.

- Helikopter? - Ekblad nie ukrywa zdziwienia.

- Oni tam praktycznie sąsiadują z posterunkiem - dodaje Månsson. Dotarł już do garażu i wsiada do auta.

- Sprawcy przybyli na miejsce helikopterem? - dopytuje Ekblad, chce się upewnić, że się nie przesłyszała.

- Najwyraźniej. To nie jest zwyczajny napad.

- Dzwonię do Olsson - oznajmia pani komendant, której instynkt podpowiada, że złodzieje przylatujący śmigłowcem to nie jest sprawa dla szeregowego posterunku policji.

- Tak, to dobry pomysł - zgadza się Månsson.

- Oddzwonię jak najszybciej.

- Ja również.

Månsson się rozłącza, odkłada telefon na fotel pasażera i skręca na autostradę Essingeleden. Komendant regionalna ma stosunkowo dobre relacje z szefową Rikskrimu.

Na co dzień utrzymują bezpieczny dystans - dwie kobiety w męskich szeregach, dwie karierowiczki otoczone rzeszą biurokratów, ale przede wszystkim dwie doświadczone policjantki na administracyjnych stanowiskach, które mogą się od siebie nawzajem wiele nauczyć.

Mimo to pola siłowe Ekblad i Olsson nie są kompatybilne, a problemem jest raczej brak właściwej chemii aniżeli potrzeba konkurowania ze sobą w trudnym męskim świecie.

- Podejrzewaliście coś? - pyta Therese Olsson.

- To nasza sprawa, Caiso - odpowiada Olsson, chcąc uniknąć wikłania się w wyjaśnienia. - Przejmujemy to. Niech twoi ludzie zablokują drogi dojazdowe i skieruj tam parę radiowozów na sygnale, a my zajmiemy się resztą.

- Przepraszam cię, ale nie jestem pewna, czy to dobre rozwiązanie… - odpowiada ostrożnie Ekblad. - Ten napad trwa i ma miejsce praktycznie w sąsiedztwie posterunku. Będzie szybciej, jeśli moi ludzie się tym zajmą.

- Pracowaliśmy nad tą sprawą przez ponad miesiąc, Caiso. To ponad wasze siły.

- Ponad miesiąc?! - wykrzykuje Ekblad ze zdziwieniem. - I nic mi nie powiedziałaś?

Jonas Bonnier, "Helikopter", wydawnictwo ZNAK
Jonas Bonnier, "Helikopter", wydawnictwo ZNAK MP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Napad stulecia z użyciem helikoptera w Sztokholmie. Najbardziej spektakularny napad XXI wieku - Portal i.pl

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska