Napięcie wokół rad dzielnic w Opolu. Padają zarzuty o łamanie kontraktu społecznego

Piotr Guzik
Przyszłości rad dzielnic nadal towarzyszy wiele znaków zapytania. Ich przedstawiciele przekonują, że władze miasta są negatywnie nastawione do obecnej formy funkcjonowania rad dzielnic i będą dążyć do zmian. Ratusz odpiera, że nic nie jest przesądzone, a kształt dzielnic zależy tylko od nich samych.

Temat zmian w radach dzielnic pojawił się na początku tego roku. Wtedy powołano specjalny zespół, który ma pracować nad rozwiązaniami, które z perspektywy urzędu miasta poprawią funkcjonowanie rad dzielnic. Zespołowi prezentowano m.in. wizję ograniczenia liczby dzielnic z 29 do 15.

Po powołaniu zespołu odbył się konwent przedstawicieli rad dzielnic. Ci wyrażali oburzenie, że zespół ds. przyszłości tych jednostek powołano bez ich wiedzy i że nie mają tam swoich przedstawicieli. Postanowiono wtedy, że do kolejnego konwentu dzielnice Opola zastanowią się nad tym, jak widziałyby kwestię usprawnień.

Kolejny konwent odbył się w poniedziałkowe popołudnie. Wybrano na nim dwójkę przedstawicieli rad dzielnic do zespołu: Barbarę Rak-Durkalec z Półwsi i Jerzego Mikę z Winowa. Program spotkania obejmował też dyskusję na temat rekomendacji i propozycji przedstawicieli dzielnic na temat ich przyszłości, jak i rozmowę na temat możliwego terminu wyborów. Tego jednak nie udało się zrobić, bowiem dyskusja często schodziła na obawy przedstawicieli rad.

- Gdy tworzono rady dzielnic, to podkreślano, że mają kultywować tradycje i spajać lokalne społeczności. A teraz, krótko po tym, gdy triumfalnie dzielono całe Opole na dzielnice można odnieść wrażenie, że jesteśmy dla miasta jakimś brzemieniem - komentuje jeden z działaczy dzielnicowych, proszący o anonimowość.

- Mamy być zbyt kosztowni i nie działać dość sprawnie. Cokolwiek powiedzieć na naszą obronę, to prezydent Arkadiusz Wiśniewski kontrował. Zupełnie, jakby w ratuszu była już jakaś wizja tego, jak to wszystko powinno wyglądać - opowiada.

Podczas ostatniego konwentu padł też zarzut, że zamiar łączenia rad dzielnic byłby złamaniem jednego z zapisów „kontraktu społecznego”, w którym Arkadiusz Wiśniewski zapewniał sołectwom włączanym w granice Opola z początkiem 2017 roku przekształcenie w dzielnice, z budżetem 100 tys. zł na inwestycje każda.

Grzegorz Marcjasz, sekretarz urzędu miasta podkreśla, że ratusz niczego nie stara się forsować. - Prezydent wielokrotnie podkreślał, że nie chcemy działać na siłę. Nie ma też mowy o złamaniu zapisów kontraktu. Prezydent obiecywał przekształcenie sołectw w dzielnice i tak się stało. Teraz chcemy rozmawiać ze wszystkimi dzielnicami o ich przyszłości. Czekamy na inicjatywy i propozycje ze strony dzielnic - zapewnia.

- Jeżeli dzielnice zechcą się ze sobą łączyć, to jest to możliwe. Przykładowo, gdyby doszło to fuzji trzech dzielnic, to taki podmiot miałby 300 tys. zł na inwestycje, plus w sumie około 100 tys. zł na tzw. działania miękkie, na przykład na organizację festynów – mówi sekretarz.

- Z tego, co wiem, dzielnice peryferyjne już wewnętrznie konsultują możliwość łączenia. To oddolne ruchy. Natomiast może być też tak, że ostatecznie zmian nie będzie i przez kolejną kadencję Opole będzie podzielone na 29 dzielnic - stwierdza Grzegorz Marcjasz.

- W praktyce dla dzielnic to sygnał, że większe podmioty mogą być przez miasto faworyzowane - argumentuje Przemysław Pospieszyński, lider klubu Koalicji Obywatelskiej w radzie miasta, a także członek zespołu ds. dzielnic.

- Arkadiusz Wiśniewski podczas konwentu kilkakrotnie mówił, że dla niego optymalny byłby podział Opola na 10 dzielnic. A potem ratusz komunikuje, że sam żadnego planu nie ma. Trudno się w tej sytuacji dziwić niepewności wśród osób zaangażowanych w rady dzielnic - komentuje.

- Prezydent podkreślał też, że w istocie decyzje w sprawie dzielnic podejmować będą radni, którzy wcale nie muszą przystać na wypracowane rozwiązania. Brzmi to śmiesznie o tyle, że to właśnie radni Arkadiusza Wiśniewskiego mają samodzielną większość i mogą mu przegłosować, co tylko sobie zażyczy - zauważa Przemysław Pospieszyński.

To była kolejna edycja Festiwalu Dzielnic, w ramach którego lokalne miejskie społeczności prezentują swoje atuty i promują swoją aktywność. W tym roku na imprezie byli przedstawiciele znacznie więcej liczby dzielnic. Wszystko dlatego, że było to pierwsze takie wydarzenie po ubiegłorocznych jesiennych wyborach do 29 dzielnic, na jakie podzielono miasto, w tym tych, które do końca 2016 roku były sołectwami w sąsiednich gminach.IV Festiwal Rad dzielnic odbywał się w parku na os. im. Armii Krajowej. Stanowiska poszczególnych dzielnic znajdowały się u podnóża "Górki Śmierci", zaś scena, na której prezentowały się dzielnicowe talenty i inne atrakcje, ulokowano po przeciwnej stronie terenu zielonego.Pogoda nie sprzyjała imprezie. Wiatr wiatr i było chłodno, a chwilami padał deszcz. Mimo to stoiska dzielnic, na których częstowano i słodkościami, i chlebem ze smalcem, cieszyły się zainteresowaniem.Na wydarzeniu łatwo było też spotkać kandydatów na radnych w nadchodzących wyborach. Na miejscu byli m.in. Sandra Cierniak, Jacek Kasprzyk i Edward Odelga z KWW Arkadiusza Wiśniewskiego, Marcin Gambiec i Michał Pytlik z KWW Marcina Gambca, Anna Łęgowik i Przemysław Pytlik z Koalicji Obywatelskiej, a także Krzysztof Drynda, Sylwia Borgul i Grzegorz Pukas z Razem dla Opola (przy czym Borgul walczy o mandat radnej z listy PiS).- Sporo z nas jest zaangażowanych w działalność rad dzielnic i to właśnie je tutaj reprezentujemy. Poza tym pomimo kampanii nikt tu nie agituje, a pomimo różnic mogliśmy porozmawiać - komentował Marcin Gambiec.

IV Festiwal Dzielnic. Pogoda nie sprzyjała imprezie, ale nie...

Budżet alert - wszystkie informacje o budżecie obywatelskim

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska