Nie mamy jednak stuprocentowej pewności, że to koniec - zastrzega kapitan Leszek Morkis, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Kędzierzynie-Koźlu. - Badaliśmy tę ścianę kamerą termowizyjną i nie zauważyliśmy żadnych znaczących różnic temperatur. Oznaczałoby to, że udało nam się ugasić wszystkie ogniska zapalne.
Strażacy mówią jednak, że nie wiadomo, czy w ciągu najbliższych godzin ogień znowu się nie pojawi.
- Dobrze, że wreszcie zaczęli gasić ten pożar - mówi mieszkająca na parterze bloku Wanda Górnik. - W nocy z niedzieli na poniedziałek dym był tak dokuczliwy, że nie można było spać przy zamkniętych oknach. Co chwila musieliśmy je otwierać, a na zewnątrz było dość chłodno. Od tego dymu wczoraj rano córeczka mocno kaszlała. Mało tego - ściana w jednym pokoju była bardzo gorąca. Mam nadzieję, że teraz po tej strażackiej akcji wszystko wróci do normy.
Lokatorzy z jednej strony są zadowoleni, bo zniknie gryzący dym. Z drugiej jednak boją się o swoje mieszkania. Strażacy użyli do gaszenia ognia wody. Teraz najprawdopodobniej wilgoć pojawi się na ścianach i sufitach.
- Nigdy wcześniej nie spotkaliśmy się z taką sytuacją, by paliła się izolacja umieszczona w kilkucentymetrowej szczelinie między ścianami - mówi Morkis.
Dopiero po rozmowach z przedstawicielami administracji strażacy podjęli decyzję o użyciu wody do stłumienia ognia. Między ścianami nośnymi bloku wykuto kilka dziur. Dopiero w te otwory zaczęto wlewać wodę.
- Nie chcieliśmy podejmować takich kroków bez porozumienia z administracją, bo wiedzieliśmy, że mogą na tym ucierpieć mieszkania - wyjaśnia kapitan Morkis. - Sytuacja nie była tak groźna, by nie można było z akcją gaśniczą zaczekać do poniedziałku. Przez cały weekend nasze jednostki dyżurowały przy bloku, nie było więc zagrożenia dla mieszkańców.
Mimo to prawie 30 osób zostało ewakuowanych - noc z soboty na niedzielę spędzili poza domami. Wczoraj większość z nich wróciła już do swoich mieszkań. Wciąż nie wiadomo, co było przyczyną pożaru.