Do trzech lat więzienia grozi 28-latkowi, którego zatrzymali policjanci z Kluczborka. Mężczyzna miał przy sobie 1,17 g marihuany. Wpadł, gdy na widok mundurowych zaczął uciekać i ukrył się pod wiatą z kontenerami na odpady.
I kolejna historia z regionu. 10 lat może spędzić za kratkami 35-latek spod Opola, w domu którego kryminalni odkryli plantację konopi indyjskich, znaleźli też 2 kg marihuany i 60 gramów haszyszu.
Ten ostatni musi liczyć się z surowym wyrokiem, natomiast tego pierwszego i jemu podobnych w obronę bierze rzecznik praw osób uzależnionych. Choć ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii pozwala na umorzenie postępowania w przypadku posiadania niewielkiej ilości narkotyku, zatrzymani z reguły o tym nie wiedzą i o to nie wnioskują. Tym samym trafiają do rejestru skazanych - wynika z raportu rzecznika.
Dokument, który w środę został upubliczniony, powstał na bazie doświadczeń ludzi, którzy zgłosili się po pomoc do rzecznika uzależnionych, bo groził im sąd.
- Z naszych statystyk wynika, że umarzanych jest zaledwie 11 procent takich spraw - mówi Agnieszka Sieniawska z Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej, która prowadzi Biuro Rzecznika Praw Uzależnionych.
Według niej typowy polski przestępca narkotykowy, jaki wyłania się z policyjnych statystyk, to mężczyzna przed trzydziestką, zatrzymany z powodu posiadania marihuany - najczęściej ilości nie większej niż 3 gramy. - I za coś takiego może trafić do więzienia - mówi Sieniawska.
Jej zdaniem walka z narkomanią w Polsce odbywa się kosztem praw obywatelskich i bez korzystania z dorobku naukowego, w związku z tym jest nieskuteczna. Zdaniem terapeutów potrzebna jest m.in. tabela wartości granicznych, która jednoznacznie rozstrzygnęłaby, w jakich sytuacjach można odstąpić od karania zatrzymanych za posiadanie narkotyków.
- To rozwiązanie stosowane w Europie, które ułatwia pracę policji i prokuratorom - tłumaczy Agnieszka Sieniawska.
Inaczej tę sprawę widzą policjanci walczący z przestępczością narkotykową. Według nich odstępowanie od karania narkomanów utrudni, a nawet uniemożliwi docieranie do dilerów, hurtowników i przemytników. - Bo każdy diler będzie nosił przy sobie dozwoloną prawem ilość marihuany, sprzedawał działkę, dwie, wracał do domu po kolejną porcję i tak w kółko - tłumaczy jeden z oficerów Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.
A dziś często jest tak, że stróże prawa łapią "grube ryby" dzięki temu, że wcześniej zatrzymali "płotkę", kogoś, kto miał tylko kilka gramów towaru. - Od niego dowiadujemy się, kto jest dilerem, od dilera - kto jest hurtownikiem i tak po nitce do kłębka łapiemy całą górę - mówi funkcjonariusz. Dodaje też, że na Zachodzie przepisy dotyczące przeciwdziałania narkomanii wręcz się zaostrza. Np. w Holandii zamyka się coffee shopy, gdzie można palić marihuanę, ogranicza również dostęp do tych narkotyków.
Mieczysława Kwolek-Pawełczak z opolskiego Stowarzyszenia na rzecz Ludzi Uzależnionych "To człowiek" uważa, że narkomanów nie powinno się wsadzać do więzień. - Oni potrzebują terapii, pomocy w wyjściu z nałogu - mówi. - Nie można bezmyślnie stosować represji wobec takich ludzi.
Opolska terapeutka podkreśla jednak, że sporo uzależnionych od narkotyków ląduje w więzieniach, dlatego, że przy okazji popełniło inne przestępstwa. - Na przykład rozboje, włamania, bo potrzebowali pieniędzy na narkotyki. W takich przypadkach więzienie jest uzasadnione - mówi.
A jeśli zatrzymywany z narkotykami, by uniknąć skazania, twierdzi, że jest uzależniony i potrzebuje pomocy specjalisty? - Nie ma takiej możliwości. Ci ludzie rozmawiają z wyspecjalizowanymi terapeutami, którzy nie dadzą się oszukać - zapewnia Mieczysława Kwolek-Pawełczak. - Poza tym można wykonać badania w tym kierunku, na przykład próbki włosa. Niektóre substancje charakterystyczne dla narkotyków zostają w nim nawet 24 godziny. To w powiązaniu z wywiadem da odpowiedź, czy mamy do czynienia z człowiekiem uzależnionym, czy z przestępcą, który narkotykami handluje.
Terapeutka ostrzega, że generalnie Polska ma coraz większy problem z narkotykami.
- Na Zachodzie maleje liczba tych, którzy eksperymentują ze środkami odurzającymi, a u nas niestety rośnie - mówi Mieczysława Kwolek-Pawełczak. - Sięgają też po nie coraz młodsi ludzie. Na terapię przychodzą do mnie nawet 13-latki. Najmłodszy pacjent miał... 7 lat.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?