Natalia Kukulska: - Wspomnienia zaklęte w piosenkach

Archiwum prywatne
Jarosław i Natalia Kukulscy.
Jarosław i Natalia Kukulscy. Archiwum prywatne
- Mój tata miał bardzo trudne życie. Od śmierci mamy całe było napiętnowane tym wydarzeniem. Zawsze wracało, odbijało się na wszystkim, co się potem działo - mówi Natalia Kukulska.

- Zazwyczaj, gdy komuś odchodzą rodzice, zostają po nich zdjęcia, wspomnienia. Ty na swoich możesz się natknąć w każdej chwili - na piosenkę śpiewaną przez mamę, utwór skomponowany przez tatę. Łatwiej tak czy trudniej pogodzić się z ich brakiem?
- Nie umiem tego porównać, ale doceniam wartość wszystkiego, co mi po nich zostało. Choćby dlatego, że jest tego więcej. Głos zarejestrowany na nośnikach, duża ilość zdjęć, słowa w wywiadach - ostatnich z tatą i tych sprzed lat z mamą. Wszystko to są rzeczy, na podstawie których można wyczuć i zachować ich ducha. Oczywiście, może być w związku z tym trudniej. Tata odszedł niedawno. Trudno powiedzieć, jak to będzie usłyszeć którąś z jego piosenek, a wszystkie je dobrze znam, za jakiś czas. Piosenki w wykonaniu mamy, które czasem słyszę w radiu czy telewizji, ciągle potrafią obudzić masę wspomnień. Uświadomić pustkę, jaka po niej została. A minęło już przecież tyle lat. Miałam cztery lata, gdy zginęła.

- Każda piosenka Anny Jantar czy Jarosława Kukulskiego to jakiś slajd z twojego życia?
- Może nie każda łączy się z konkretnymi zdarzeniami, ale niektóre piosenki wiążą się mocno z poszczególnymi etapami życia mojego taty i moimi. Są ludzie, którzy kojarzą sobie wydarzenia z zapachami czy smakami. Ja tak mam z piosenkami. Kiedy słyszę którąś z kompozycji taty, potrafię przypomnieć sobie, co się u nas działo, kiedy ją tworzył. Robił to w pokoju obok. Słyszałam, jak komponował i pamiętam na przykład nastrój, który temu towarzyszył.

- Podczas wybierania utworów na płytę "Życia mała garść" przerobiłaś pewnie masę wspomnień. Również bolesnych.
- To prawda. To był czas spędzony ze wspomnieniami. Mój tata miał bardzo trudne życie. Od śmierci mamy całe było napiętnowane tym wydarzeniem. Zawsze wracało, odbijało się na wszystkim, co się potem działo. Słychać to w jego twórczości. Był to więc dla mnie również powrót do wspomnień o mamie. Największym odkryciem podczas pracy nad tym albumem był chyba fakt, że okazało się, iż nasze życie podążało za muzyką albo muzyka za życiem. Wiele skomponowanych przez tatę piosenek jest niezwykle spójnych z jego losem. Czasem układają się wręcz w jego biografię. Często było tak, że autor pisał tekst do jego muzyki trochę o nim samym. Tata miał ogromne szczęście do autorów słów piosenek. A że znali go bardzo dobrze, to często pisali nie pod wykonawcę, ale pod kompozytora. I o nim, bo byli z nim zaprzyjaźnieni.

- Na przykład?
- Na przykład piosenka "To, co dał nam świat" Lecha Konopińskiego to utwór, który powstał krótko po śmierci mojej mamy. A "Trzeci akt" został stworzony, gdy tata układał sobie życie od nowa.

- Mówisz, że praca nad tą płytą była jak operacja na otwartym sercu. Skąd decyzja o tym, by się z nią zmierzyć?
- Tworzenie tej płyty było trudne, ale i piękne. A mojemu tacie po prostu należało się takie muzyczne podsumowanie. Zwłaszcza że w ostatnich latach bardzo chciał, by wznowiono wydanie składanki z jego utworami zatytułowanej "Moje piosenki". Nakład tego krążka się wyczerpał, nie można go już kupić. Dlatego miał taką myśl, by zrobić jej drugą edycję. Chciał, by po nim została.

- Ania Rusowicz, która ostatnio nagrała płytę poświęconą pamięci swojej mamy Ady, mówi, że zachowywanie rodziców od zapomnienia to ciężka praca. Ty też masz takie wrażenie?
- To na pewno trudne od strony emocjonalnej. By powstała taka płyta, trzeba wrócić do bolesnych chwil, poczucia braku i pustki. Jest też cienka granica, której obawiają się dzieci artystów. Chodzi o sięganie po twórczość rodziców. Ja specjalnie prawie nie korzystałam z repertuaru mamy. Słyszałam więc pytania, czy się tej twórczości wstydzę… Gdybym śpiewała piosenki mamy, pewnie byłyby komentarze, że ją wykorzystuję. To trudne. Póki co mam jednak przekonanie, że zrobiłam tyle, ile było trzeba, czyli dwie najważniejsze rzeczy.

- Jakie?
- W 2005 roku Płytę "Po tamtej stronie", poświęconą mojej mamie, z moimi ulubionymi piosenkami w jej wykonaniu, i przyczyniłam się do wydania albumu "Życia mała garść", z piosenkami taty. Powinnam była to zrobić nie tylko jako córka, ale i artystka. I to by było na tyle. Mam nadzieję, że reszta będzie żyła swoim życiem. W końcu repertuar rodziców jest tak bogaty, że można z niego czerpać garściami. Być może uda się jeszcze jedna rzecz - koncert poświęcony pamięci moich rodziców.

- Kiedy i gdzie?
- Jest pomysł i propozycja od organizatorów, by odbył się podczas najbliższego festiwalu w Opolu, w trzeci dzień. Będę prawdopodobnie trochę duchem tego wydarzenia. Czy w ogóle do niego dojdzie - zobaczymy. Rozmowy dopiero się zaczęły.

- Płyta "Życia mała garść" składa się z trzech części: piosenek napisanych przez twojego tatę dla mamy, piosenek dla innych wykonawców i dla ciebie. Ale nie jest to sucha antologia, tylko bardzo subiektywny wybór okraszony opisami pełnymi emocji.
- Zastanawiałam się, czy zrobić to bardzo rzeczowo - po prostu zbiór piosenek. Ale bardzo kuszące było dla mnie to, by móc coś o tacie napisać od siebie i pokazać go też jako człowieka. Starałam się oczywiście przedstawić jego dorobek bardzo sumiennie, ale w tych opisach jest bardzo wiele emocji.

- W oprawie płyty jest też cała masa zdjęć - małego i starszego Jarosława, ale też waszych rodzinnych. Wpuszczasz słuchaczy dość głęboko w wasz świat.
- Chyba nie aż tak głęboko. Dobór tych zdjęć to raczej pokazanie taty w różnych etapach życia. Nie da się zupełnie oddzielić naszej prywatności od życia zawodowego, bo jesteśmy muzyczną rodziną. Tata często podkreślał, że to jest dla niego najważniejsze, właśnie bliscy.

- Według jakiego klucza wybrałaś spośród ponad 300 kompozycji taty te, które są na krążku?
- Starałam się, by były to piosenki wartościowe, ale też ważne w jego twórczości. Na płycie są więc świetne kompozycje i wielkie hity. Są też perełki, pierwszy raz publikowane. Dobierałam je z myślą, co satysfakcjonowałoby tatę. Przez wszystkie te lata spędzone z muzyką zdarzało mu się tworzyć również takie utwory, którymi nie był potem zachwycony...

- Na przykład?
- Na przykład "Mój, tylko mój", wielki przebój mojej mamy. Ta piosenka ostatecznie znalazła się na płycie, bo wydaje mi się ważna. Ale tata powtarzał, że nie może jej słuchać. Była tworzona w konkretnym muzycznym klimacie po to, by stać się hitem. Spełniła rolę, ale nie była powodem zadowolenia twórcy. Kolejny przykład to "Za zdrowie pań". Była napisana, by wpadać w ucho. I wpada do tej pory. Stała się hitem weselnym. Tata nie był z niej specjalnie dumny.

- Nie kusiło cię, by - choćby z lekkim przymrużeniem oka - wrzucić na płytę któryś z przebojów małej Natalki, który napisał tata?
- "Życia mała garść" jest kontynuacją płyty "Moje piosenki", na którą tata sam wybierał utwory. A na niej były wyłącznie utwory z mojego "dorosłego" repertuaru, skomponowane przez tatę. Do tego doszły sprawy formalne - te dorosłe utwory są własnością firmy Universal. Poza tym wydawnictwo musiałoby być poszerzone o kolejny krążek, a przecież albumy z moimi piosenkami są cały czas dostępne.

- Podczas pracy nad płytą zdarzyło się, że odkryłaś nowe historie z życia ojca albo przypomniałaś te dawno zapomniane?
- Ciągle jeszcze mi się to zdarza. Płyta ukazała się we wrześniu, z okazji rocznicy śmierci taty. I w tym samym czasie powstała strona internetowa jemu poświęcona. W jej prowadzeniu i uzupełnianiu pomaga mi wspaniała osoba, Kinga Wrona, która od lat prowadzi mój fanklub. Zbiera materiały, spisuje wspomnienia. Podczas prac okazało się na przykład, że tata napisał kilka musicali, a wiedziałam tylko o jednym - "Wielkim świecie". Ciągle zdobywamy też materiały - stare wywiady, materiały wideo. Każdy kolejny to dla mnie porcja wspomnień, emocji. Kawałek dorobku taty, który odkrywam dopiero teraz. Poza tym po raz kolejny doceniłam go jako twórcę, kompozytora. Choć sama często się z nim nie zgadzałam. Mieliśmy różne podejście do muzyki.

- To znaczy?
- Tata podchodził do niej bardzo klasycznie. Dla niego forma piosenki miała pewne zasady. To stary warsztat, dobra szkoła. Ja wolę, gdy coś w niej zaskakuje i konwencja jest przełamana. Dla taty ważne było to, by napisać przebój, stworzyć piosenkę, która będzie lubiana przez jak największą rzeszę ludzi. Ja nie myślę w ten sposób. Bardziej kręci mnie brzmienie, świeżość w podejściu i łamanie tych klasycznych zasad. Doskonale rozumiem podejście taty i cenię jego motywacje - chciał, by moja muzyczna droga była bardziej spektakularna. Mnie na tym nigdy nie zależało. Poza tym miałam już sporo tzw. hitów, towarzyszą mi cały czas. Ale ciągle jeszcze jestem na etapie szukania. Tata też tworzył klasycznie - zapisywał wszystko nutami. Nie dał się namówić na nowinki techniczne, elektroniczne gadżety. Ale najbardziej cenię w jego twórczości to, że był niezwykłym melodykiem. To prawdziwa umiejętność. Był rozpoznawalny.

- Jakie jest twoje ostatnie wspomnienie związane z ojcem?
- Kiedy kogoś już nie ma, to wspomnienie jest sumą wszystkiego, co się wydarzyło. Byliśmy tak blisko, że nie ma jednej rzeczy, która się zdarzyła na koniec i ją pamiętam. Byliśmy ze sobą cały czas. Po śmierci mamy był mi matką i ojcem. Starał się wypełnić pustkę, którą sam odczuwał. Dać miłość i obecność za dwoje, wychować, nauczyć świata. Więc wspomnienia mojego taty są po prostu wspomnieniami codzienności. Pamięć tych ostatnich chwil jest dość trudna, bo ciężko chorował. To była ciągła walka. Kiedy choruje jedna osoba w rodzinie, to tak naprawdę chorzy są wszyscy bliscy. Tak też było u nas, czułam się, jakbym z nim chorowała. Robiliśmy wszystko, by było dobrze. Niestety, pewne rzeczy były od nas niezależne. Kiedy już wydawało się, że wychodzimy na prostą, tata odszedł… Życia niestety nie da się zaprogramować, robi niespodzianki.

- Jest coś, czego żałujesz, że z tatą nie zrobiłaś?
- Nie mam jakiegoś wielkiego poczucia niezrealizowania. Wiem, że jemu bardzo zależało, by napisać dla mnie jeszcze choć jeden utwór w stylu "Im więcej Ciebie, tym mniej". Ja mam przekonanie, że i tak zawodowo zrobiliśmy razem naprawdę wiele. Na płycie, o której rozmawiamy, jest ostatni utwór, który stworzyliśmy wspólnie - "Tak musiało być". Wymowny i symboliczny. Jedyne, co mi towarzyszy, to żal że nie udało nam się wygrać z chorobą.

- Masz teraz w niebie dwa anioły, które czuwają. Czujesz ich obecność?
- Czasem ośmielam się tak myśleć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska