Niby-pieniądz za dobrą monetę

Jolanta Jasińska-Mrukot
Podwójny bon zastępczy wydany przez magistrat Głuchołaz w styczniu 1919 r.
Podwójny bon zastępczy wydany przez magistrat Głuchołaz w styczniu 1919 r.
Niemcy są znani z określeń czegoś, co z trudem naśladuje prawdziwą rzecz. To oni wymyślili "Ersatz", ich dziełem jest "Notgeld" - czyli pieniądz zastępczy.

W pieniądzu zastępczym nic nie zaskakuje, bo zachowały się nawet niemieckie nominały z porcelany z rejonu dzisiejszej Zielonej Góry - mówi Andrzej Musiał, organizator pierwszej ogólnopolskiej aukcji pieniądza zastępczego, która w minioną sobotę odbyła się w Praszce. A pierwsze pieniądze zastępcze, które się pojawiły w 1914 roku, były pisane odręcznie na zwykłym papierze!
Po ile pieniądze?
"Notgeld" pokazuje też, jak względna jest wartość. W przeszłości ludzie bronili się od jego przyjmowania, dzisiaj egzemplarze pieniądza zastępczego są często warte tyle, jakby były wykonane ze szczerego złota. Na każdej giełdzie kolekcjonerskiej szczególnie poszukiwanym rarytasem są monety z okresu oblężenia Zamościa podczas powstania styczniowego. Broniący miasta przed wojskami carskimi powstańczy generał Hauke bił monety z przetopionych naczyń liturgicznych, żeby mieć czym płacić żołd swoim żołnierzom. Po kapitulacji miasta monety zostały wycofane z obiegu i tylko niektóre przez przypadek uniknęły przetopienia.
- Monety wojskowe przeżywają olbrzymi renesans zainteresowania - podkreśla Aleksander Kuźmin z Gdańska, który prowadził aukcję w Praszce.
Jarosław Walczak z Torunia przyjechał do Praszki wyłącznie po monety wojskowe, szczególnie po te emitowane przez przedwojenne polskie pułki. Podczas aukcji wylicytował ich dwanaście, za 1650 zł.
- Odbudowuję swoją kolekcję już po raz czwarty i cena nie jest dla mnie ważna - tłumaczy toruński kolekcjoner. - Pierwszy raz wyzbyłem się "notgeldów" jako absolwent szkoły podstawowej. Wtedy myślałem, że jako poważny uczeń ogólniaka już nie mogę zajmować się "blaszkami". Ale długo nie wytrzymałem i odbudowałem swoją kolekcję.

Po głosowaniu plebiscytowym gmina Przysiecz wydała bon z wynikami: 403 głosy były za Niemcami, 44 - za Polską.

Po głosowaniu plebiscytowym gmina Przysiecz wydała bon
z wynikami: 403 głosy były
za Niemcami, 44 - za Polską.

Bon zastępczy wydany przez
magistrat w Opolu.

Drugi raz sprzedał swoją kolekcję po czterech latach.
- Dostałem się na politechnikę, więc byłem przekonany, że jako przyszły inżynier nie mogę się już zajmować blaszkami - wspomina Jarosław Walczak. - Ale na drugim roku trafiłem na kolegę o takiej samej pasji, zafascynowanego pieniądzem zastępczym, więc po raz kolejny odbudowałem zbiory.
Zaraz po ślubie sprzedał całą kolekcję "na pniu". Myślał, że żonatemu już całkiem nie pasuje uganiać się po giełdach, ale po kilku latach małżeństwa znowu odezwała się w nim pasja. - No i przyjechałem na aukcję do Praszki... - dodaje Walczak.
Pierwszym sprzedanym egzemplarzem na licytacji była moneta o nominale 50 groszy, wybita przez przedwojenny 9. Pułk Saperów z Brześcia. Mała cynowa blaszka posiadała wartość tylko w obrębie jednostki, w takich pieniądzach żołnierze otrzymywali żołd (w świeżo odrodzonej Rzeczypospolitej brakowało prawdziwych pieniędzy), a potem płacili nimi w pułkowej kantynie. Przy cenie wywoławczej 150 złotych cynowa pięćdziesięciogroszówka poszła za 430 złotych. Kupił ją Adam Rogowski z Torunia. Przyjechał do Praszki tylko po tę monetę.
Każdy "notgeld"
ma swoją historię
Jacek z Kudowy Zdroju, student matematyki, jest szczególnie zainteresowany "notgeldem" emitowanym na terenie Dolnego Śląska. Było go tu dużo krótko po upadku kajzerowskiej Rzeszy, właściwie pieniądz zastępczy wydawał wtedy każdy, kto tylko mógł, nawet właściciele fabryk, którzy nim płacili robotnikom.
- Pieniądz zastępczy zainteresował mnie już wcześniej - opowiada Jacek. - Od czasu, kiedy jako mały łebek mogłem się przekonać, ile wartość nabywcza oznacza w praktyce, to znaczy, ile lodów mogłem kupić za pieniądze, które dostałem od rodziców.
Dla Jacka fascynujące jest to, że za każdym, dla większości przeciętnych ludzi zwykłym papierkiem kryje się historia i ludzie z nią związani.
- Do Praszki przyjechałem po "Międzylesie", to znaczy "notgeld" z 1917 roku, którego emitentem był kupiec z Międzylesia, właściciel sklepu kolonialnego - wyjaśnia. - Wiem nawet, w którym miejscu ten budynek stał... Małe kartoniki dla wielu to tylko śmieci. Jacek za każdy zapłacił minimum 50 zł i o każdym z pasją potrafi opowiadać.
Pieniądze zastępcze to z reguły był erzac, więc w użyciu, zwłaszcza papierowe, szybko się niszczyły. Do dzisiaj niewiele z nich przetrwało, a jeśli już, to w złym stanie. W Praszce zdarzył się jednak wyjątek - bilet na białym kartonie z czarnym nadrukiem. Takie pieniądze wyemitowały niemieckie władze Olesna. Nie zdążyły ich jednak wprowadzić do obiegu, bo do miasta weszli powstańcy śląscy.

Po głosowaniu plebiscytowym gmina Przysiecz wydała bon
z wynikami: 403 głosy były
za Niemcami, 44 - za Polską.

- Ciekawy jest też banknot wydany przez przedwojenne władze Opola, z którego można się dowiedzieć jak wyglądał przedwojenny ratusz - mówi Andrzej Musiał, organizator praszkowskiej aukcji.
W Praszce można było zobaczyć również "notgeld" propagandowy wydany przez Zarząd Gminy Przysiecz w... 300 tysiącach egzemplarzy! Zamieszczono na nich wyniki głosowania plebiscytowego w tej gminie.
- Państwo ma władzę do wydawania pieniędzy, ale w sytuacjach trudnych musiało przymykać oczy na produkowany pieniądz zastępczy - mówi Janusz Kujat ze Świebodzic, doktorant zmarłego niedawno profesora Wiesława Lesiuka z Instytutu Śląskiego, który napisał książkę "Pieniądz zastępczy na Śląsku w latach 1914-1924". - Jego siła nabywcza była niewielka i chodziło o to, żeby zaspokoić pierwsze potrzeby. Dlatego niemieckie państwo wydawało zezwolenie na produkcję własnego pieniądza, a najwięcej "notgeldów" było na Dolnym Śląsku.
Jacek Kamiński z Zabrza nie ukrywa, że nigdy nie interesował się "notgeldami":
- Fascynuje mnie pieniądz, ale ten z większą siłą nabywczą. Za pieniędzmi zastępczymi kryją się czasy kryzysu gospodarczego i społecznego chaosu.
Do Praszki jednak przyjechał, bo jako rasowy numizmatyk nie mógł przegapić okazji wystawienia swoich kolekcjonerskich rarytasów.
Słaby pieniądz
to też pieniądz
Tadeusz Chojnacki, ekonomista z Katowic, jest z kolei zdania, że nie można dzielić numizmatyki na czasy kryzysu i stabilizacji gospodarczej, a "notgeldy" są jej dopełnieniem.
Dlatego Chojnacki kolekcjonuje wszystkie banknoty z Polski i państw ościennych. W jego witrynie znalazł się między innymi banknot kościuszkowski z 1794 roku wydany przez Bank Narodowy, o nominale 25 zł, wydany na białym papierze holenderskim, gdzie są ręczne podpisy kasjerów i ręcznie wpisywany numer.
- Z pieniędzy zastępczych mam głównie katowickie z okresu plebiscytowego - dodaje kolekcjoner z Katowic. - Ostra walka propagandowa była po jednej i drugiej stronie, wydawało się "notgeldy" do płacenia z napisami propagandowymi, a emitowały je nawet gminy.
Biblia od profesora
Lesiuka
- To, że pieniądz zastępczy został w ogóle zauważony, jest zasługą niedawno zmarłego profesora Wiesława Lesiuka - zaznacza Zbigniew Szczerbik, prezes praszkowskiego koła Polskiego Towarzystwa Numizmatyznego.
"Pieniądz zastępczy na Śląsku w latach 1914-1924" - to była pierwsza publikacja naukowa o pieniądzach zastępczych.
- To jest nasza biblia i 30 lat temu tylko dzięki tej książce zainteresowałem się "notgeldami" - mówi Andrzej Musiał.
Ostatnie wydanie tej książki zostało wzbogacone przez Janusza Kujata ze Świebodzic.
- Pieniądz zastępczy pojawiał się nie tylko na "wolnym rynku", ale także w obozach dla jeńców alianckich, których niemieckie komendantury na mocy konwencji genewskiej były zobowiązane wypłacać jeńcom wynagrodzenie za pracę - wyjaśnia Janusz Kujat. Prawdziwych marek było szkoda, więc jeńcy dostawali papierowe "notgeldy". W praktyce bezwartościowe, bo często niewiele mogli za nie kupić.
"Notgeld" okazał się trwałym wynalazkiem, znajdującym zastosowanie w różnych ustrojach politycznych i gospodarczych. Pojawił się też w PRL-u.
- Tuż po wojnie zamiast normalnej wypłaty przesiedleńcy oraz przeciwnicy "władzy ludowej" pracujący w obozach w Jaworznie nie dostawali normalnej zapłaty, tylko pieniądz zastępczy, którym płacili w kantynie - dodaje Janusz Kujat.
Pieniądz zastępczy fascynuje coraz więcej ludzi. W ubiegłą sobotę do Praszki przyjechała około setka numizmatyków z całego kraju.
- Po zwykłym zbieraczu, kiedy umiera, zostaje kilka reklamówek nikomu niepotrzebnych przedmiotów - tłumaczy Andrzej Musiał. - Kiedy umiera kolekcjoner, zainteresowany epoką i historią, to pozostawia swojego ducha i staje się siłą sprawczą zainteresowania następnych...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska