Nie bądź obojętny na przemoc wobec dzieci

Redakcja
Z badań przedstawionych przez FDN wynika natomiast, że co drugi nauczyciel przyznaje, że nie zawsze podejmuje interwencję, gdy podejrzewa krzywdzenie dziecka, a aż 4 na 10 dzieci sądzi, że nie znajdzie pomocy w przypadkach przemocy rówieśniczej w szkole.
Z badań przedstawionych przez FDN wynika natomiast, że co drugi nauczyciel przyznaje, że nie zawsze podejmuje interwencję, gdy podejrzewa krzywdzenie dziecka, a aż 4 na 10 dzieci sądzi, że nie znajdzie pomocy w przypadkach przemocy rówieśniczej w szkole. freeimages.com
Monika usiłowała popełnić samobójstwo. Mateusz zaczął chorować, trzeba go było przenieść do innej szkoły. Podobnie jak Bartka, którego rówieśnicy „zahejtowali”. Dzieci były ofiarami rodziców, nauczycieli, rówieśników.

Mimo mody na programy i kampanie antyprzemocowe - problem przemocy wobec dzieci narasta. Szkoła, pełna pedagogów - gdzie uczące się dzieci, przebywają większą część dnia wydaje się naturalnym miejscem, w którym przemoc winna być jak najszybciej zauważana i eliminowana, a ze strony pracowników placówek oświatowych dziecko powinno w pierwszej kolejności oczekiwać pomocy. A jak jest?

Prawdziwe historie

Monika nigdy nie poznała ojca, wychowywała ją mama. Były ze sobą bardzo zżyte, Monika była „całym światem” mamy. Mama ciężko pracowała, aby dziewczynce niczego nie brakowało, ale też nie omieszkała o tym córkę informować: - Wszystko, co robię, robię dla ciebie. Poświęcam się, haruje, nie wychodzę wieczorami z domu... Dla ciebie.

Dziewczyna za często słyszała te słowa, to był rodzaj szantażu emocjonalnego. Żyła w poczuciu winy, że mama wciąż się dla niej poświęca.

Gdy dziewczyna miała 14 lat, w życiu mamy pojawił się mężczyzna. Niestety - nie oznaczało to, że dziewczynka zyskała opiekuna. Zamiast pełnej rodziny, wytworzyła się zupełnie inna sytuacja - mężczyzna konkurował z Moniką, starał się zepchnąć dziewczynę na dalszy plan domowego życia, robił wszystko, by zniszczyć jej relacje z mamą. Skarżył się na dziewczynę i wciąż obwiniał ją o złośliwości. Nawet kreował sytuacje, w których Monika okazywała się zła i niewdzięczna. Podrzucał nastolatce pieniądze, jakie rzekomo mu zniknęły portfela. „Odnajdywał” w kieszeniach Moniki i robił z dziewczyny złodziejkę. Mama odsunęła się od córki, traktowała ją jak wroga, który chce zniszczyć jej związek.

W szkole Monika opuściła się w nauce, stała się pyskata, zaczęła wagarować. Więc wylądowała w gabinecie pedagoga. Gdy powiedziała o swych kłopotach w domu - wezwano na rozmowę mamę. Jednak ostatecznie pedagog uwierzył w wersję dorosłych. Dziewczyna została sama, próbowała popełnić samobójstwo.

Mateusz miał 9 lat, to był typowy ukochany synek rodziców, bardzo zdolny i wrażliwy. Rodzice zapisali go na lekcje muzyki i z dumą słuchali pochwał jego szkolnego nauczyciela, pianisty. Ten otoczył opieką utalentowanego chłopczyka, z czasem - na własny koszt - zaczął go zapraszać na swe wyjazdy z koncertami, wówczas razem - nauczyciel i uczeń - mieszkali w hotelowych pokojach. Rodzice wyrażali na to zgodę, schlebiało im, że ich syn ma takiego mentora.

Tymczasem Mateusz zamknął się w sobie, coraz częściej przed planowanym wyjazdem, a nawet lekcjami, skarżył się na ból brzucha, głowy. Zaczął opuszczać lekcje. Zaniepokojeni rodzice długo z nim rozmawiali i pytali o powody jego stanu, chłopczyk przyznał, że podczas wyjazdów nauczyciel przekraczał granice jego intymności. Rodzice natychmiast zgłosili to w dyrekcji szkoły. Tu wytworzyły się dwa obozy, przeważał ten, w którym solidarność nauczycielska wzięła górę, zarzucano chłopcu oraz rodzicom niewdzięczność oraz fantazjowanie. A Mateusz wciąż nie uzyskał właściwej pomocy. Rodzice przenieśli go do innej szkoły.

Podobnie musieli zrobić rodzice Bartka, który nie był akceptowany przez rówieśników z klasy gimnazjalnej. Podczas gdy wszyscy wokół grali na tabletach i komórkach, on wolał siedzieć z boku, szkicować portrety - miał artystyczną duszę.

Kolegów z klasy to irytowało - popychali go, niszczyli jego prace. Wyśmiewali się z niego prosto w twarz oraz w fejsbukowych komentarzach. Wrażliwy chłopak nie dał sobie sam rady z powszechnym hejtem. Nauczyciele dowiedzieli się o wszystkim od rodziców. Byli zaskoczeni i - jak się okazało - bezradni.

Wszystkie te historie są autentyczne. Przedstawiono je w Opolu na konferencji poświęconej programowi „Chrońmy dzieci”. To program certyfikowania placówek edukacyjnych, tak, aby mieć pewność, że placówki te chronią dzieci przed przemocą lub potrafią właściwie na jej przejawy reagować.
Nie widzą czy nie chcą widzieć?

Marta Skierkowska z Fundacji „Dzieci Niczyje” (która realizuje program) wyjaśnia: - Problem bierze się stąd, że w każdej szkole powinna obowiązywać szczegółowo i konkretnie rozpisana procedura działania w przypadku zauważenia objawów, nawet niejednoznacznych, przemocy - czy to domowej, czy rówieśniczej, wreszcie także seksualnej i ze strony nauczycieli. To, że szkoła zapowiada, że będzie reagować - to za mało. Bo gdy pojawia się problem, tak naprawdę nikt nie wie, jak konkretnie taka reakcja ma wyglądać, więc zgłasza się kwestię kolejnym osobom, dyrekcji, na kolejne poziomy... Więcej jest asekuracji niż prawdziwego działania.

Problem przemocy nie tylko pojawia się, ale i nasila już w szkołach podstawowych. Niemal 60 proc. uczniów podstawówek twierdzi, że miało z przemocą styczność. Tymczasem na opolskiej policji nie ma prowadzonych statystyk dotyczących przemocy rówieśniczej w szkole. Z badań przedstawionych przez FDN wynika natomiast, że co drugi nauczyciel przyznaje, że nie zawsze podejmuje interwencję, gdy podejrzewa krzywdzenie dziecka, a aż 4 na 10 dzieci sądzi, że nie znajdzie pomocy w przypadkach przemocy rówieśniczej w szkole. Tyle samo dzieci (3 na 10) nie wierzy, że ktoś im pomoże w przypadku przemocy w rodzinie, a 3 na 7 dzieci jest przekonanych - że nikt by im nie pomógł, gdyby doświadczyły wykorzystywania seksualnego.

Dziwi też brak orientacji w problemie ze strony nauczycieli. Jak podaje Instytut Badań Edukacyjnych, jedna trzecia wychowawców jest przekonanych, że w ich klasach.... nie dochodzi do żadnych tego typu zachowań, co jest w sprzeczności z tym, co mówią w ankietach sami uczniowie. W gimnazjach około jedna czwarta wychowawców wskazała na brak jakiegokolwiek problemu w klasie, w szkołach podstawowych - około jedna piąta. Kłopoty z agresją i dręczeniem rówieśników w największym stopniu dotyczą klas IV-VI szkoły podstawowej, w mniejszym stopniu gimnazjum i najmniejszym szkół ponadgimnazjalnych, zwłaszcza liceów.

W ramach programu „Chrońmy dzieci” Fundacja „Dzieci Niczyje” rozpisuje dla każdej szkoły (lub innej placówki) dedykowane jej procedury działania, dostosowane do wielkości placówki, wieku podopiecznych, ilości zatrudnionych nauczycieli, charakteru pracy. Inaczej to wygląda w wielkiej szkole w mieście, inaczej w małej - na wsi lub w miejscowości, gdzie trzeba być szczególnie dyskretnym.

- Procedury - owszem, to brzmi dość sztywno, jednak ważne jest, aby każdy pracownik szkoły wiedział, gdzie zgłaszać problem, jak go rozpatrzyć, z kim i w jakim czasie się spotkać - mówi Skierkowska.

Kolejną kwestią jest odpowiednie przygotowanie nie tylko grona pedagogicznego, ale i wszystkich pracowników szkoły do tego, aby byli wrażliwi na wszelkie przykłady oraz objawy przemocy. Bagatelizowane są często objawy niejednoznaczne, takie jak bóle brzucha, wysypki, ataki gorączki, omdlenia.... Objawy niejednoznaczne - czyli takie, które generalnie wskazują na to, że w życiu dziecka nastąpił trudny etap. Może to być rozwód rodziców, kłopoty z nauką, ale także właśnie przemoc. W każdym wypadku potrzebne jest wsparcie dorosłego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska