Nie będzie referendum w sprawie sprzedaży rynku w Nysie

fot. Klaudia Bochenek
- Komitet zarzuca nam zbytnią skrupulatność przy weryfikowaniu list z podpisami - mówi radna Zofia Papis.
- Komitet zarzuca nam zbytnią skrupulatność przy weryfikowaniu list z podpisami - mówi radna Zofia Papis. fot. Klaudia Bochenek
2165 nieważnych podpisów znalazło się pod wnioskiem o przeprowadzenie głosowania w sprawie sprzedaży rynku. Komitetowi zabrakło 504 głosów poparcia.

Błędne nazwiska, w tym dużo nieczytelnych, niekompletne adresy i złe numery PESEL. W kilku przypadkach nie było ich w ogóle, bądź też na listach figurowali mieszkańcy spoza naszej gminy. Na przykład z Kędzierzyna-Koźla - Zofia Papis, radna i przewodnicząca komisji, która pracowała nad wnioskiem o głosowanie wylicza błędy, jakie popełnił komitet referendalny.

- Wygląda na to, że do referendum jednak nie dojdzie, ale ostateczna decyzję w tej sprawie podejmą radni.

Łącznie na listach popierających referendum podpisało się 6526 osób, z czego komisja zakwestionowała jedną trzecią, bo aż 2165 podpisów. Stąd też do wymaganej liczby komitetowi brakują teraz 504 podpisy. Radna Papis już zapowiedziała, że na najbliższej sesji zwróci się do radnych o odrzucenie wniosku o referendum.

- Staraliśmy się sprawdzać dokładnie nawet te nieczytelne nazwiska, ale obowiązują nas pewne procedury prawne, których pominąć nie sposób - tłumaczy przewodnicząca.

Radna pomija fakt, że wśród zakwestionowanych podpisów są i takie, które są do siebie uderzająco podobne. Czy zostały postawione jedną i tą samą ręką? - Grafologiem nie jestem, więc fałszerstwa nikomu zarzucać nie mogę - mówi.

Jednak po konsultacjach z radca prawnym Papis nie wyklucza, że o swoich podejrzeniach powiadomi przewodniczącego rady miejskiej. Ten zdecyduje, czy sprawą zainteresować organa ścigania.

Burmistrz Jolanta Barska zaskoczona jest wynikiem prac komisji, ale uważa, że dobrze się stało, że referendum nie będzie: - Listy organizowane były nieuczciwie, bo ludzie wprowadzani byli w błąd - źle zadanymi pytaniami i agitacją - mówi.

Co do podejrzanie podobnych podpisów na listach twierdzi, że to komisja powinna zadecydować, czy powiadomić prokuraturę. Burmistrz uważa, że na odrzucenie wniosku o głosowanie komitet referendalny sam sobie zapracował: - Listy powinny zostać przygotowane starannie - dodaje.

Obrotem sytuacji oburzony jest pełnomocnik komitetu referendalnego Piotr Smoter. Uważa, że komisja sprawdzała głosy zbyt skrupulatnie. Oraz, że szczegóły takie jak brakująca cyferka w PESEL-u bądź dokładny adres zamieszkania nie powinny mieć aż takiego znaczenia.

- Ważne jest to, że 6,5 tysiąca osób poparło nasz wniosek, więc wszystkie kwestie formalne i proceduralne powinny odejść na drugi plan
- twierdzi Smoter.

Pan Piotr jest zdania, że komisja zrobiła wszystko, aby nie dopuścić do referendum, co nie znaczy jednak, że głosowania w ogóle nie będzie.

- Jeśli radni myślą, że takim prostym zabiegiem jak unieważnienie wniosku z powodu jakichś kruczków prawnych załatwią sprawę, to się grubo mylą - mówi. - My doprowadzimy do referendum, a jakimi metodami to się okaże. W grę wchodzi choćby przyprowadzenie do urzędu miejskiego tych paru tysięcy ludzi, którzy uznani zostali za nieważnych. Radni boją się takich tłumów. Kiedy zjawią się na sali obrad, radni pod presją strachu przegłosują wszystko. Nawet to, że ziemia jest płaska...

Sprawą wniosku i referendum radni zajmą się na najbliższej poniedziałkowej sesji. Prawdopodobnie również wtedy okaże się, czy sprawa podejrzanych podpisów trafi do prokuratury.

Wypowiedzi radnego Smotera nie są autoryzowane, gdyż po przeprowadzonej rozmowie z dziennikarzem nto rozmyślił się i nie pozwolił na ich publikację. Cytaty zatem pochodzą z nagrania Radia Opole.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska