Nie będziemy się przekrzykiwać

Redakcja
Z Maciejem Płażyńskim, byłym marszałkiem Sejmu, posłem Platformy Obywatelskiej, rozmawia Mirosław Olszewski

- Opolscy liderzy Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości są zdania, że niedawne działania prokuratury przeciwko Ryszardowi Zembaczyńskiemu, kandydującemu z ramienia PO-PiS na prezydenta Opola, mają cechy politycznej prowokacji. Pan też tak uważa?
- My chcemy, by prokuratura reagowała zdecydowanie i stanowczo, gdy są ku temu przesłanki. Jednak w przypadku pana Zembaczyńskiego działanie prokuratury uważam za nadużycie. On przecież nie unikał składania wyjaśnień - przeciwnie, stawiał się na każde wezwanie. Mam zatem powody przypuszczać, że zatrzymanie go na kilkanaście godzin mogło mieć podtekst polityczny. Ktoś widocznie uznał, że jest on zbyt popularnym w Opolu i na Opolszczyźnie człowiekiem i spróbował nadszarpnąć jego reputację, a tym samym szanse wyborcze.

- Zapytam wprost: pana zdaniem lewica posłużyła się prokuraturą, by osłabić szanse kandydata PO na prezydenta Opola?
- Nie mam na to dowodów, więc takiego zarzutu nie postawię. Pamiętam jednak wiele przypadków, z poprzednich lat, gdy z inspiracji polityków z lewej strony inspektorzy Najwyższej Izby Kontroli szczególnie pilnie w okresie przedwyborczym przyglądali się działalności prawicowych zarządów miast na Wybrzeżu. Wszystko to miało stworzyć atmosferę pełną podejrzeń o korupcję i niegospodarność. Trochę na zasadzie - nie wiadomo, czy oni ukradli, czy im ukradziono, w każdym razie byli zamieszani w kradzież... Wspominam o tym w kontekście sprawy pana Zembaczyńskiego. Nie sądzę, by działania prokuratury były przypadkowe. Choć nie mogę też wykluczyć, że ktoś z niej chciał się zasłużyć i zgrzeszył nadgorliwością...

- Notowania Platformy Obywatelskiej wyraźnie zmalały, urosła w siłę Samoobrona, stając się dzięki temu drugą siłą polityczną w Polsce. Czy pana zdaniem to znak, że w społeczeństwie rosną nastroje radykalne i czy realna jest groźba, że Samoobrona odniesie sukces w wyborach samorządowych?
- Samoobrona może zdobyć w niektórych miejscach spore poparcie, ale nie sądzę, by wystarczyło to do pełnego zwycięstwa. Głoszenie populistycznych haseł jest bardzo wygodną drogą do władzy, problem pojawia się wtedy, gdy trzeba zacząć je realizować. Najlepszy przykład daje SLD. Przecież to oni świadomie rozbujali społeczne oczekiwania, przekonywali ludzi o swych wielkich możliwościach, prostych receptach na likwidację bezrobocia i biedy. Proszę spojrzeć na to, co w krótkim czasie stało się z poparciem dla nich. SLD wygrało wybory w imponującym stylu, omal nie zdobywając w Sejmie większości pozwalającej mu samodzielnie rządzić, a teraz zupełnie realna jest ich porażka w wyborach samorządowych, poparcie dla sojuszu spada systematycznie, a nawet w monolicie SLD pojawiły się głębokie pęknięcia.

- Jednak niewielka to pociecha dla PO...
- To sondażowe poparcie dla PO utrzymuje się mniej więcej na poziomie wyniku wyborów parlamentarnych. Niewątpliwie musimy lepiej docierać do opinii publicznej z naszymi politycznymi pomysłami. Nie będziemy jednak przekrzykiwać się z populistyczną Samoobroną. Nie chcemy poprawiać naszych notowań łatwymi, dobrze przyjmowanymi, ale nieskutecznymi receptami na rozwiązanie podstawowych polskich problemów. Rozbudzanie nadziei kończy się szybko społecznym rozgoryczeniem i frustracją. Bardzo ważna dla promocji PO będzie kampania samorządowa. Przedstawimy kompetentnych, uczciwych kandydatów, ludzi z autorytetem w swoich środowiskach.

- Dlaczego idea wyborów bezpośrednich zakończyła się na szczeblu samorządów? Czemu partie, z których każda, idąc do wyborów parlamentarnych, miała postulat zmiany ordynacji do Sejmu na większościową, tak szybko odżegnywały się od tego rozwiązania?
- Teraz zmiana ordynacji musiałaby oznaczać zmianę konstytucji, czyli - jak przypuszczam - rozpętanie nowej wojny ideologicznej. Ale gdyby nawet takiego ryzyka nie było, to jest faktem, że dla większości partii obecny system jest wygodniejszy. To władze partii decydują o tym, czy umieścić kogoś na swej liście i na którym miejscu. Bez tej decyzji nie ma możliwości kandydowania w wyborach proporcjonalnych. W wyborach większościowych dany lokalny polityk może poradzić sobie bez poparcia partii. To na pewno wzmacnia jego niezależność a osłabia wpływy partyjnych władz.

- Wróćmy do gospodarki. Badania opinii publicznej wskazują, że spada wskaźnik społecznego optymizmu, coraz więcej Polaków przewiduje, że "na jesieni coś się musi wydarzyć". Czy w tym kontekście należy rozumieć nagłą zmianę uchodzącego za liberała ministra Belki na mającego opinię etatysty Kołodkę?
- Nie znam przyczyn odejścia ministra Belki. Jego tłumaczenie, że wyczerpał mu się potencjał energetyczny, brzmi nieprawdziwie. Mogę jedynie się domyślać, że widocznie między nim a premierem zaznaczyła się dramatyczna różnica w rozumieniu tego, jak należy prowadzić finanse publiczne. O planach ministra Kołodki nikt na razie nic nie wie. Gdybym jednak miał prognozować sposób, w jaki będzie prowadzić publiczne finanse, na podstawie jego publicystyki i wcześniejszych zapowiedzi, to sądzę, że czeka nas poluźnienie dyscypliny finansowej...

- ... Na krótką metę to może pobudzić gospodarkę, tym samym wpłynąć na wynik wyborów.
- Ale nie w ciągu trzech miesięcy. Jednak w dłuższej perspektywie trudno być optymistą. Gdy swego czasu Kołodkę zastępował Belka na fotelu ministra finansów, nie ukrywał, że jego poprzednik osiągnął duże tempo wzrostu PKB, ale gospodarka była w stanie ogromnej nierównowagi, grożącej załamaniem. Być może teraz ministrowi uda się poprowadzić bardziej racjonalną politykę, ale żeby to ocenić, trzeba poznać jego plany. A jak dotąd - on uparcie milczy.

- Czy to normalne, że w europejskim kraju ministrowie odchodzą "z powodu wyczerpania się energii", jak Belka, czy dlatego, że "była taka potrzeba", jak premier wyjaśnił powód dymisji Barbary Piwnik?
- To rzeczywiście objaw, delikatnie mówiąc, politycznej ekstrawagancji. Wicepremier, minister finansów odgrywa w rządzie kluczową rolę. Jego polityka, publiczne wypowiedzi natychmiast znajdują odbicie w sytuacji rynkowej, wpływają na wiarygodność inwestycyjną kraju. Tymczasem u nas w atmosferze tajemniczości, półsłówek, plotek, jeden minister zastępuje drugiego, a inny odwoływany jest telefonicznie bez podania przyczyn. To przykład arogancji wobec opinii publicznej, która ma prawo znać przyczyny takiej, a nie innej polityki rządu. Także kadrowej. To także przykład świadczący o tym, że zapowiedzi premiera o tym, że rząd będzie pracował w warunkach jawności, były tylko czczymi zapowiedziami. Jest wreszcie w całej tej sprawie nieprzyjemny wątek: rodzą się podejrzenia, że były osoby, które wiedziały o dymisji ministra Belki wcześniej. Taka wiedza, odpowiednio wykorzystana, ma na rynku kapitałowym wymierną wartość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska