Nie chcą pieniędzy na wsparcie dla wykluczonych

Krzysztof Strauchmann
Placówki pomocy społecznej w województwie opolskim nie chce sięgać po unijne pieniądze na wsparcie dla wykluczonych.
Placówki pomocy społecznej w województwie opolskim nie chce sięgać po unijne pieniądze na wsparcie dla wykluczonych.
Prawie połowa placówek pomocy społecznej w województwie opolskim nie chce sięgać po unijne pieniądze na wsparcie dla wykluczonych.

W tym roku swoje programy wsparcia dla osób wykluczonych społecznie (więźniów po wyrokach, długotrwale bezrobotnych, osób ze środowisk patologicznych) przygotowało 45 gminnych i miejskich ośrodków pomocy społecznej, na 75 OPS-ów na Opolszczyźnie.

Wojewódzki Urząd Pracy co roku rozdziela na ten cel ok. 12 mln zł. Unijne pieniądze są tak dzielone, że dostanie je każdy chętny OPS. Dla przykładu MOPS w Opolu realizuje program aktywizacji dla 60 osób, w tym dla 12 niepełnosprawnych. Korzystają z kursów zawodowych, spotykają się z doradcami, nawet jeżdżą na integracyjne wycieczki.

- Bardziej aktywne są OPS-y w większych gminach - komentuje Milena Piechnik, wicedyrektor WUP w Opolu. - Mniejsze informują, że mają problemy z dotarciem do grupy docelowej, że trudno im zdobyć wymagany własny wkład finansowy, że brakuje im ludzi do przygotowania wniosku.

Teoretycznie o wsparcie mogą się ubiegać OPS-y spełniające przepisowy wymóg minimum jednego pracownika socjalnego na 2 tys. mieszkańców. W województwie spełnia to niewiele ponad połowa OPS-ów. Gmina musi mieć też uchwaloną strategię rozwiązywania problemów społecznych. W praktyce WUP jeszcze przymyka oko, jeśli strategia jest w trakcie opracowywania, a normy pracownicze nie są spełnione.

- W 2008 roku skorzystaliśmy z takiego dofinansowania - mówi Marlena Kornaś, kierownik OPS w Krapkowicach. - Mieliśmy aktywizować 25 osób z największymi problemami, w tym osoby po zakładzie karnym.

Pracownicy socjalni pilnowali ich, żeby chodzili na zajęcia, czasem szukali ich w mieście i przyprowadzali, żeby tylko skończyli staż, zaliczyli obecność, bo straszono nas, że sami poniesiemy konsekwencje nieobecności podopiecznych. W efekcie moi pracownicy zaniedbywali swoje podstawowe obowiązki, a my wyręczaliśmy urząd pracy w aktywizowaniu zawodowym bezrobotnych. Najlepiej na wszystkim wychodziły firmy doradcze i szkoleniowe.

Po zakończeniu programu nikt z uczestników nie podjął stałej pracy. Moim zdaniem takie programy to działalność na pokaz, marnowanie pieniędzy pozbawione sensu. Wolimy się skupić na pracy socjalnej z rodzinami i ludźmi, którzy faktycznie chcą pomocy.

- W Nysie w 2008 roku w podobnym programie uczestniczyło 281 osób. Skończyli szkoły ponadgimnazjalne, zdobyli dodatkowe wykształcenie. 61 znalazło stałą pracę. Moim zdaniem warto pisać programy i sięgać po taką pomoc - mówi Janina Jakubowska z OPS w Nysie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska