Nie daj się oszukać na wnuczka

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
Jak mówią policjanci, metoda "na wnuczka” należy do najbardziej perfidnych, jaką kiedykolwiek wymyślili oszuści.
Jak mówią policjanci, metoda "na wnuczka” należy do najbardziej perfidnych, jaką kiedykolwiek wymyślili oszuści.
To jedna z najbardziej perfidnych metod, jakie kiedykolwiek wymyślili oszuści. Wykorzystuje dobroć, otwartość i trochę naiwność starszych ludzi, którzy oddaliby ostatni grosz, by pomóc swoim najbliższym.

Lipcowe popołudnie 2011 roku. W jednym z mieszkań w Opolu dzwoni telefon.

- Dzień dobry, babciu - zaczyna męski głos.
- Dzień dobry - odpowiada starsza kobieta, która podniosła słuchawkę.
- No i co tam u ciebie?
- Słucham?
- Co porabiasz? - dopytuje.
- Co ja robię? To Krysia dzwoni?
- Nie, to Krysi mąż.
- A kto dzwoni?
- Babciu, to ja. Mam chore gardło, nie słyszysz? Oszust zmienia głos na zachrypnięty.
- Nie rozumiem.
- To ja babciu, mam przeziębione gardło.
- Krysia, ty takie masz?

Mężczyzna już wie, że kobieta niedosłyszy, więc zmienia głos na kobiecy i dalszą rozmowę prowadzi już jako Krysia.

- Tak, zapalenie gardła - kontynuuje oszust.
- Co ty powiesz. Krysia, wiesz co, ja takie miałam i wiesz, co robiłam? Wzięłam no, ten, amoniak z cukrem. Żebyś wiedziała, jak sobie poprawiłam. Jedną łyżeczkę co dzień - radzi starsza pani.

Rozmowa układa się już po myśli oszusta. Starsza pani opowiada, jak walczyć z chorobą gardła, "Krysia" - że była u lekarza, dostała antybiotyk. Dopiero po dłuższej rozmowie oszust zdradza, po co telefonuje.

- Ale ja dzwonię do ciebie z wielką prośbą - mówi. - Czy ty mogłabyś pożyczyć mi na dwa dni trochę gotówki?

- Mogę, Krysia - odpowiada starsza pani.
- Ale wiesz, ile ja potrzebuję? 15,5 tysiąca złotych - bardzo powoli i wyraźnie wyjaśnia oszust.
Starsza kobieta mówi, żeby Krysia przyjechała, bo ma odłożone 500 zł. Oszust tłumaczy, że nie chodzi mu o 500 zł ani o 1,5 tys. zł, ale o 15,5 tys.
- Wiesz, ile to jest? - dopytuje kilka razy.

Kobieta mówi, że idzie zapytać męża. Po chwili wraca i mówi:
- Przyjeżdżaj.
"Krysia" informuje, że zaraz będzie, tylko załatwi jeszcze jedną ważną sprawę. Ale jest problem. Oszust nie zna dokładnego adresu swojej ofiary. W książce telefonicznej, z której wziął numer, takiego nie ma. Dzwoni więc kolejny raz. Tym razem pod pretekstem wynajęcia pokoju. Odbiera mąż kobiety, która wcześniej rozmawiała z "Krysią".

- Dzień dobry. Ja dzwonię w sprawie wynajęcia pokoju na Prusa 15 - mówi oszust. - Czy ja dobrze się dodzwoniłem?

- To pan pomylił, bo tu jest... i w tym miejscu właściciel mieszkania podaje dokładny adres.
- To przepraszam za pomyłkę. Do widzenia - kończy oszust.

Potem w mieszkaniu staruszków telefon dzwoni jeszcze dwa razy. Za pierwszym oszust upewnia się, czy pieniądze są przygotowane, za drugim "Krystyna" mówi, że po gotówkę przyśle znajomego, bo sama nie może przyjść.

Oto przebieg ostatniej rozmowy:
- Krysia znowu - mówi oszust.
- Co, Krysiu, chcesz? - pyta starszy pan.
- Mam wielką prośbę. Możesz wziąć kartkę i długopis? - pyta oszust.

Po drugiej stronie słyszymy: - Daj mi no jakąś kartkę i długopis. Po chwili kartka i długopis są dostarczone.

- Napisz: Marek - instruuje "Krysia". - Nazwisko: Żaba.

"Krysia" wyjaśnia od razu, że to jej zaufany kolega, który bardzo jej pomaga i też trochę jej już pożyczył. Dalej instruuje, że on już stoi pod klatką i czeka na pieniądze, bo ona sama nie może opuścić miejsca, w którym jest teraz. O szczegółach opowie, jak przyjedzie za półtorej godziny. Starsza kobieta schodzi i przekazuje mężczyźnie pieniądze.

Tak wyglądała jedna z rozmów, którą podsłuchiwali policjanci specjalizujący się w walce z oszustami wyłudzającymi metodą "na wnuczka".

Serca nie mają

Jak mówią policjanci, metoda "na wnuczka" należy do najbardziej perfidnych, jaką kiedykolwiek wymyślili oszuści.

- Wykorzystują dobroć, otwartość i być może trochę naiwność starszych ludzi, którzy oddaliby ostatni grosz, by pomóc swoim najbliższym - wyjaśnia aspirant sztabowy Jan Chorążyczewski, naczelnik Wydziału do Walki z Przestępczością przeciwko Mieniu Komendy Miejskiej Policji. - Nie wiem, jak trzeba być zdemoralizowanym, wyzbytym z uczuć, by coś takiego robić.

W ubiegłym roku na Opolszczyźnie policjanci zanotowali 21 oszustw metodą "na wnuczka". W tym roku było ich 12.

- Popularnie nazywamy je "na wnuczka", bo takie były początki, teraz przestępcy wikłają w sprawy córki, synów, kuzynów, kuzynki, a nawet policjantów - mówi podinspektor Jarosław Dryszcz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu. - Ich inwencja jest nieograniczona. Zrobią wszystko, by wyciągnąć od ludzi pieniądze

Jak oszuści wybierają swoje ofiary? - Patent jest prosty - mówi Jan Chorążyczewski. - Wyszukują ich w książce telefonicznej. Wybierają te imiona, które sugerują, że ludzie mogą być w podeszłym wieku: np. Apolonia, Zenobia, Halina, Leokadia, Franciszek czy Stanisław.

Wykonują nawet kilkadziesiąt telefonów, aż uda im się trafić kogoś, kto zechce rozmawiać.
Jak mówi Chorążyczewski, przestępcy długo mogą rozmawiać o zdrowiu i rodzinie, zanim przejdą do konkretów. Czekają, aż ich ofiara połknie haczyk.

Biznes się kręci

31 sierpnia 2012 roku, Prudnik. Około godziny 14 u 78-letniej mieszkanki ulicy Rostka dzwoni domowy telefon. Kobieta odbiera.

Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki przedstawia się jako jej syn. Starsza pani początkowo nie wierzy, ale mężczyzna tak kieruje rozmową, że wyciąga od rozmówczyni więcej szczegółowych informacji o rodzinie.

Tym zdobywa jej zaufanie. Mówi, że miał wypadek samochodowy w Opolu. Potrącił trzy osoby i musi im zapłacić 27 tys. zł odszkodowania, żeby uniknąć sądu i kary. Dla potwierdzenia przekazuje słuchawkę rzekomemu policjantowi, który też chciał potajemnie pomoc w tuszowaniu wypadku.

Starsza pani idzie tego samego dnia do banku, wypłaca pieniądze i po południu przekazuje kurierowi, który przyszedł do jej domu - 18 tys. zł i 450 euro na odszkodowanie. Po fakcie orientuje się, że dała się oszukać.

Kluczbork, 12 września 2012 roku, około 10.00 rano w mieszkaniu 85-latka dzwoni telefon.

Mężczyzna po drugiej stronie aparatu przekonuje, że jest jego synem. Tłumaczy, że spowodował wypadek drogowy i potrzebuje pieniędzy na "załatwienie sprawy".

Podczas rozmowy oszust oświadcza, że po pieniądze przyjedzie jego zaufany kolega, bo on musi zostać na miejscu. 85-latek wybiera z banku pieniądze i przekazuje oszustom. Stracił w ten sposób 34 tys. zł. Oszustwo wychodzi na jaw, gdy po południu staruszek zadzwoni do syna, aby zapytać, czy wszystko jest już w porządku.

Dla wnuka zrobiłabym wszystko

- Nie wiem, jak mogłam być tak głupia, że dałam się nabrać temu oszustowi. Przecież jestem wykształconą osobą, wiele lat przepracowałam jako kadrowa - rozkłada ręce pani Alicja, 76-letnia mieszkanka Opola, jedna ofiar metody "na wnuczka". Kobieta nie chce się przedstawić, bo boi się wstydu. - Sąsiedzi mieliby używanie przez najbliższy rok, a może dłużej.

Było listopadowe przedpołudnie 2009 roku, kiedy w mieszkaniu pani Alicji zadzwonił telefon. Odebrała. W słuchawce odezwał się męski głos.

- Powiedział "cześć, babciu, tu wnuczek dzwoni" - opowiada pani Alicja. - Mam 24-letniego wnuka, więc myślałam, że to on. Do głowy by mi nie przyszło, że ktoś się pod niego podszywa.
Dzwoniący powiedział pani Alicji, że spowodował wypadek, w którym ranny został kierowca drugiego samochodu, i ma teraz kłopoty. Żeby polubownie załatwić sprawę, potrzebuje 20 tysięcy złotych.

- Przestraszyłam się bardzo, Adrian, mój wnuk, pracuje przecież w firmie kurierskiej i dużo jeździ samochodem. Zapytałam od razu, czy nic mu się nie stało. Powiedział, że jest cały i zdrowy, tylko samochód jest rozbity. Gorzej natomiast jest z drugim kierowcą i dlatego potrzebuje pilnie tych pieniędzy - relacjonuje pani Alicja. - Miałam na koncie odłożone na czarną godzinę, więc się zgodziłam. Proszę mi wierzyć, kiedy słyszy się w słuchawce, że ukochany wnuk ma problemy, trzeźwe myślenie schodzi na drugi plan.

"Wnuczek" powiedział, że osobiście po gotówkę nie przyjdzie, bo na miejscu załatwia wszystkie sprawy z rodziną poszkodowanego w wypadku, ale podeśle kolegę z pracy. Potem ustalili, że spotkają się za godzinę pod blokiem. Tyle czasu potrzebowała pani Alicja, by wyciągnąć pieniądze z konta.

- Faktycznie po godzinie zadzwonił domofon, zeszłam na dół, zapytałam, czy z Adrianem aby na pewno wszystko jest w porządku, jego kolega powiedział, że nie ma się czym martwić, dałam pieniądze i wróciłam do domu - wspomina pani Alicja.

Jak mówi 76-latka, bardzo martwiła się o wnuczka, więc po godzinie zadzwoniła do niego, by sprawdzić, czy na pewno wszystko w porządku.

- Nie odebrał telefonu. To mnie jeszcze bardzie zdenerwowało. Zadzwoniłam więc do syna. Ten zdziwił się bardzo, bo pierwsze słyszał, że Adrian miał wypadek. Powiedział, że skontaktuje się z nim i zaraz do mnie oddzwoni - mówi pani Alicja. - Ale wnuk też nie odebrał. Oddzwonił dopiero wieczorem. Kiedy zapytałam, czy załatwił sprawę, zdziwił się bardzo. Wtedy domyśliłam się, że zostałam oszukana...

Oszuści zaliczają wpadki

Policjanci dwoją się i troją, by rozbijać grupy przestępcze trudniące się tego typu przestępstwami, ale jak sami przyznają, to bardzo trudne, ale nie niemożliwe.

W połowie września 2012 roku na telefon alarmowy namysłowskiej policji zadzwonił mężczyzna, który powiedział, że przed chwilą rozmawiał telefonicznie z osobą podającą się za jego wnuczka.

Chłopak miał wypadek drogowy w Opolu, jest na komendzie i potrzebuje 50 tys. zł na załatwienie sprawy. W imieniu rzekomego wnuka pieniądze miał odebrać nieumundurowany policjant.

Początkowo "dziadek" uwierzył w opowieść o wypadku i wypłacił nawet z banku 30 tys., informując "wnuczka", że tylko taką kwotą dysponuje. W kolejnej rozmowie nabrał jednak podejrzeń co do wiarygodności krewnego.

O wszystkim poinformował policjantów. Namysłowscy kryminalni przy współpracy z pokrzywdzonym zorganizowali zatrzymanie fałszywego policjanta, który miał odebrać pieniądze.
- Czekaliśmy na niego w samochodzie pod klatką mężczyzny, którego chciał oszukać - mówi jeden z kryminalnych z Komendy Powiatowej Policji w Namysłowie, który brał udział w zatrzymaniu.

- Po chwili podjechał samochodem młody chłopak, wyszedł, zaczął rozmawiać przez telefon. Wtedy poszliśmy po niego. Był bardzo zaskoczony.

Oszustem okazał się 22-letni Adrian K., mieszkaniec powiatu krotoszyńskiego. Nie była to jego pierwsza robota. Działał w całym kraju.

Jednym z oszustów rekordzistów jest Piotr K. z Wrocławia, którego kluczborska prokuratura oskarżyła właśnie o 16 wyłudzeń na łączną kwotę 647833 zł oraz o usiłowanie wyłudzenia kolejnych 38,5 tys. zł. Działał od listopada 2011 roku do stycznia 2012 roku m.in. w Kluczborku, Nysie, Zgorzelcu, Inowrocławiu, Nowej Soli, Oleśnicy, Białymstoku, Olsztynie, Iławie, Wałbrzychu, Włocławku, Rzeszowie, Świdnicy i Zielonej Górze. Jednorazowo udało mu się wyłudzić ponad 315 tys. zł! Grozi mu do 10 lat więzienia.

Sprawdź, czy to aby nie szwindel

Policjanci podpowiadają, że jeśli odbierzemy telefon z prośbą o pomoc finansową od osoby podającej się za członka naszej rodziny, policjanta, strażaka, żołnierza czy kogokolwiek innego, zanim zgodzimy się, sprawdźmy, czy nie jesteśmy nabierani.

- W takim wypadku należy się rozłączyć i skontaktować z członkiem rodziny, za którego podawał się nasz rozmówca - radzi podinspektor Jarosław Dryszcz z opolskiej policji. - Jeśli ktoś podaje się za wnuczka, to zadzwońmy też do dzieci, zapytajmy ich, czy wszystko w porządku. Jeśli ktoś podaje się za policjanta, czy kogokolwiek innego, informujmy o tym od razu policję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska