"Przypominamy, że SOR nie jest przeznaczony do wypisywania zwolnień lekarskich, czy też recept. Angażowanie personelu SOR w obsługiwanie takich przypadków stwarza zagrożenie dla pacjentów oczekujących na niezbędną pomoc" - można przeczytać w komunikacie na stronie internetowej szpitala.
- Zapewniamy opiekę medyczną przez całą dobę, ale coraz częściej zgłaszają się do nas pacjenci z dolegliwościami, które bezpośrednio nie zagrażają ich zdrowiu. Lekarze starają się pomóc, jednak SOR musi działać zgodnie ze swoim przeznaczeniem i nadal priorytetem będą pacjenci wymagający natychmiastowej lub pilnej opieki medycznej - mówi Mirosław Ochyra, rzecznik prasowy USK.
Na początku pandemii koronawirusa, w kwietniu 2020 roku SOR przy USK przyjął 2222 pacjentów. We wrześniu zgłosiło się ich już 3102. To wzrost o 40 procent.
Niestety, zauważyliśmy wzrost liczby pacjentów, którzy mają problem z uzyskaniem pomocy w POZ. Niektórzy, niewymagający pilnej diagnostyki lub bez zagrożenia życia i zdrowia, przy obecnej sytuacji epidemiologicznej będą musieli jednak na tę poradę poczekać w ramach POZ - mówi Marcin Pieniążek, lekarz dyżurny SOR USK.
Pod apelem USK podpisuje się też personel Szpitalnego Oddziału Ratunkowego przy Szpitalu Wojewódzkim w Opolu. Tam także rośnie liczba pacjentów. W kwietniu dziennie przyjmowano 39 pacjentów, we wrześniu dziennie było ich 54. To już prawie tyle samo, co w styczniu, przed pandemią (56).
Pracownicy SOR z ul. Katowickiej podkreślają jednak, że w tej chwili najbardziej dokucza im chaos wywołany problemami z dostępem do usług w pozostałych szpitalach województwa.
- Zamienianie części z nich w szpitale covidowe jest uzasadnione. Nie mam też wątpliwości co do tego, że część szpitalnych oddziałów winna być dedykowana pacjentom z ciężkim przebiegiem choroby wywołanej wirusem SARS-CoV-2 - podkreśla dr Sławomir Tubek z SOR przy Szpitalu Wojewódzkim w Opolu. – Jednakże takie działania automatycznie powodują, że jesteśmy oblegani przez pacjentów, którzy nie mogą się dostać do szpitali o lokalizacji bliższej ich miejscu zamieszkania, bo placówki te są albo covidowe, albo nie mają już wolnych łóżek.
Dr Tubek tylko we wtorek w ciągu dwóch godzin miał dwie takie sytuacje. Pacjentka w jednej z opolskich przyszpitalnych przychodni otrzymała skierowanie na pilne przyjęcie na oddział wewnętrzny. Kobieta zgłosiła się na izbę przyjęć tego szpitala, a tam odmówiono jej przyjęcia tłumacząc się ograniczeniami z powodu pandemii, więc przyjechała na Katowicką.
Chwilę później lekarz odebrał telefon od krewnej kolejnej pacjentki z atakiem kolki. Chora chciała dostać się na SOR powiatowego szpitala, ale powiedziano jej, że tam nie ma miejsca. W kolejnym szpitalu usłyszała, że oddział jest zamknięty.
Bywa też, że do SOR Szpitala Wojewódzkiego przychodzi jednego dnia kilka faksów ze zmieniającymi się informacjami o dostępie do pozostałych szpitali w regionie.
- Rano mam informację, że dany szpital działa. Po południu – że zamyka się z powodu COVID. A to oznacza, że nie możemy im przekazać pacjentów, co więcej - będziemy przejmować chorych z ich terenu - mówi lekarz i dodaje, że w najbliższych tygodniach takich sytuacji spodziewa się więcej. - Jeśli do tego miałyby dojść jeszcze nieuzasadnione zgłoszenia na SOR po receptę – mielibyśmy paraliż. W tym kontekście podpisujemy się pod apelem Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego - podkreśla dr Tubek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?