Nie jest łatwo odłączyć się od Spółdzielni Mieszkaniowej Przyszłość w Chróścinie Nyskiej

fot. Krzysztof Strauchmann
Jolanta Przybytek, członek zarządu wspólnoty "Przyszłość": – Oddzieliliśmy się, teraz nawet śmietniki mamy oddzielne.
Jolanta Przybytek, członek zarządu wspólnoty "Przyszłość": – Oddzieliliśmy się, teraz nawet śmietniki mamy oddzielne. fot. Krzysztof Strauchmann
Dawno temu, gdy kombinat rolny w Chróścinie Nyskiej zaopatrywał w warzywa połowę Opolszczyzny, na skraju wsi powstało osiedle bloków z wielkiej płyty. Nadano mu nazwę osiedle Tumbewa, od nazwiska Węgra, który w Chróścinie niegdyś budował szklarnie. Mała społeczność: 180 mieszkań, 9 bloków, 800 ludzi.

Kiedy niezapowiedziany przyjechałem na walne zebranie spółdzielców, prezes spółdzielni Teresa Wawak-Augustyn szybko wyłowiła obcego w gronie ok. 70 uczestników spotkania. Gdy okazało się, że nie mam zaproszenia od zarządu ani od rady nadzorczej, zebrani przegłosowali, że mam opuścić zgromadzenie. Na obecność dziennikarza zgodziło się tylko 11 członków. 41 było przeciw. Po co obcy ma słuchać o wewnętrznych sprawach "naszej małej społeczności"?

Powstrzymać rozpad
Pod koniec lat 90. mieszkańcy bloków w Chróścinie wykupili swoje lokale i powołali spółdzielnię mieszkaniową, żeby zarządzać wspólnym osiedlem. Pół roku temu zaczął się proces rozpadu.
- Zorganizowaliśmy zebrania lokatorów bloku 15-18 i uchwaliliśmy, że odłączamy się od spółdzielni
- opowiada Jolanta Przybytek, dziś członek zarządu nowej wspólnoty "Przyszłość".

Dla pani Jolanty przełomową okazała się informacja, że ma dopłacić do rocznego ogrzewania 1,9 tys. zł. Innych lokatorów oburzało, że nie mogą się doczekać od spółdzielni ocieplenia stropodachu, na co od lat zbierali pieniądze z funduszu remontowego. - Z naszymi uchwałami zaczęliśmy się rejestrować w urzędach. Dostaliśmy numer statystyczny Regon, NIP w Urzędzie Skarbowym.

Założyliśmy konto bankowe, wybraliśmy licencjonowanego administratora wspólnoty, który przejął wszelkie rozliczenia - wylicza Jolanta Przybytek. - Podpisaliśmy umowę na wywóz śmieci z zupełnie nową firmą i własne umowy z Zakładem Wodociągów i Kanalizacji oraz z Zakładem Energetycznym. Wszyscy uznali nasze prawa jako wspólnoty mieszkaniowej, tylko dla pani prezes ciągle jesteśmy częścią spółdzielni i jakąś dziwną "organizacją".

Teresa Wawak-Augustyn, prezes SM w Chróścinie Nyskiej, potwierdza, że w kwietniu wysłała do sądu w Nysie wniosek o zbadanie, czy wspólnota "Przyszłość" powołana została legalnie i zgodnie z procedurami i czy uchwała o zmianie zarządu w budynku jest zgodna z prawem. Do czasu prawomocnego wyroku wstrzymała rozliczenia z blokiem. Nie podpisze też umowy na dostawę do budynku ciepła, choć dostaw nikomu nie odłączyła.

- Na 24 mieszkania w tym bloku 12 lokatorów nie chce odejść od spółdzielni - mówi pani prezes. - Oni domagają się ode mnie, abym reprezentowała ich wobec tej nowej organizacji. Z dokumentów, które otrzymałam, wynika, że za uchwałą o wyłączeniu się ze spółdzielni głosowali lokatorzy reprezentujący niecałe 22 proc. udziałów w bloku. Zgodnie z prawem powinno być ponad 50 proc. Uważamy, że ta organizacja nie ma prawnego umocowania do działania.

Połowa lokatorów płaci więc czynsze w kasie spółdzielni. Druga połowa wpłaca na konto nowej wspólnoty. Nawet śmietniki ustawili po dwóch stronach jednego placyku. Do sądowego wyroku nie płacą sobie za wzajemne zobowiązania. A wyroku szybko nie będzie.

Samodzielność się opłaca

- Samodzielność się opłaciła - przekonuje pani Jolanta. - Na początek znaleźliśmy tańszą firmę odbierającą śmieci. Spółdzielnia dopiero kilka miesięcy po nas zmieniła starego odbiorcę. W czynszu mniej naliczamy za wodę o 32 grosze na metrze sześciennym. Tyle spółdzielnia pobiera za tzw. wspólne straty wody w budynku. Zmniejszyliśmy koszty eksploatacyjne z 1 złotego na 70 groszy. Tańszy jest nasz administrator, który bierze 45 groszy od metra, podczas gdy spółdzielnia brała 70 groszy. Łączny czynsz obniżył się w zależności od rodziny nawet o 20-30 zł. Wreszcie widzimy, na co idą nasze pieniądze.

Wspólnota "Przyszłość" jest przekonana, że powstała legalnie, a za jej powołaniem głosowali przedstawiciele ponad 50 proc. udziałów w bloku. Obawiają się jednak, że teraz, pod naciskiem władz spółdzielni, niektórzy mogą się wycofać, zmienić zdanie. Że prezes Augustyn, która jest prawnikiem, kruczkami prawnymi wykaże, że ktoś nie miał pełnych praw, bo nie przeprowadził spadku po zmarłym mężu, a ktoś inny nie reprezentował na spotkaniu własnej żony.

- W naszym budynku mieszka etatowy pracownik spółdzielni. On buntuje lokatorów - opowiada pani Jolanta. - Wołają do sekretariatu i straszą ludzi: czy pani wie, co podpisała?

- Nikogo z mieszkańców nie zniechęcam do wspólnot - wyjaśnia Teresa Wawak-Augustyn. - Nawet wypożyczyłam stołówkę spółdzielni, aby mieszkańcy bloku nr 15-18 mogli zorganizować swoje spotkania. Jednak jeśli ktoś prosi mnie o opinię, to jako prawnik uczciwie mówię, że w spółdzielni członkowie odpowiadają materialnie tylko do wysokości swoich wkładów. U nas jest to 20 zł. We wspólnocie odpowiadają do wysokości swoich udziałów w nieruchomości.

Jest dobrze, więc o co chodzi?

Jolanta Przybytek, członek zarządu wspólnoty "Przyszłość": - Oddzieliliśmy się, teraz nawet śmietniki mamy oddzielne.
(fot. fot. Krzysztof Strauchmann)

Jeśli sąd uzna wydzielenie się "Przyszłości", kolejne bloki mogą pójść ich przykładem. Niezadowoleni są i w innych blokach, choć nie wszyscy godzą się wystąpić pod nazwiskiem. Anna Ligęza-Kłeczek odważnie wylicza kolejne zarzuty pod adresem zarządu:
- Spółdzielnia wybiera drogich wykonawców remontów! Nic nie wiemy o jakichkolwiek przetargach. Podzwoniłam kiedyś po firmach i popytałam, ile by kosztowało ocieplenie takiego bloku jak nasz albo remont dachu, albo wymiana drzwi wejściowych - mówi kobieta. - Można było znaleźć oferty nawet o kilkanaście tysięcy tańsze. Zimą w mieszkaniu jest zimno, nawet po 17-18 stopni, a za ogrzewanie 58 metrów zapłaciłam za poprzedni sezon 3,3 tys. Na odłączenie się od zbiorczej sieci centralnego ogrzewania prezes się nie zgadza.

Pani Anna napisała o problemach ze spółdzielnią do prokuratury w Nysie i Regionalnej Izby Obrachunkowej w Opolu. Wszędzie odpisano jej, że z takimi skargami należy się zwracać do walnego zebrania spółdzielców albo własnej rady nadzorczej.

Prezes Wawak-Augustyn umawia się na rozmowę tydzień po walnym zgromadzeniu. Na stole herbata, ciasteczka i dyktafon, którym nagrywa naszą rozmowę. Jako prawnik ma prawne wytłumaczenie na każde pytanie.
- Wybierając wykonawcę czy dostawcę, organizujemy przetargi albo zapytanie o cenę kilku oferentów. Spośród firm proponujących porównywalną cenę wybieramy tych, którzy zgadzają się na długi termin płatności lub rozłożenie jej na raty. Dla nas to korzystniejsze, niż starać się o kredyt bankowy, a na koncie funduszu remontowego rzadko udaje się od razu zebrać wymaganą kwotę. Dzięki temu np. zapłatę za podzielniki ciepła podzieliliśmy lokatorom na trzy lata. W ubiegłym roku wykonaliśmy remonty o wartości 140 tys. zł. Jak na 180 mieszkań, to dużo.

Prezes zapewnia, że sieć ogrzewania osiedlowego jest bardzo nowoczesna i oszczędna, a stawka za ogrzewanie olejem należy do najniższych w okolicy. Spółdzielnia starała się o podłączenie gazu, żeby mieć alternatywne zasilanie, ale zakład gazowniczy wycofał się z pomysłu budowy sieci do Chróściny. Inne media, np. węgiel, nie wchodzą w rachubę.

Wyproszenie dziennikarza z zebrania pani prezes także potrafi wytłumaczyć statutem spółdzielni. Tam wyraźnie napisano, kto ma prawo zapraszać gości na spotkanie. Szary spółdzielca nie ma takich uprawnień.

- Uważam, że przyjazd bez zapowiedzi był niegrzeczny. Wystarczyło nas uprzedzić, a wtedy może sama zdecydowałabym się na zaproszenie w imieniu zarządu spółdzielni - tłumaczy Teresa Wawak-Augustyn.
- Na zebraniach członków rozmawiamy o różnych sprawach. Czasem np. o sąsiedzkich konfliktach. Nie dziwię się, że mieszkańcy w większości nie chcieli, aby dziennikarz uczestniczył w spotkaniu.
- Większość mieszkańców to ludzie starsi, całe życie pracowali w PGR. Łatwo nimi manipulować. Poza tym to od pani prezes zależy, czy dostaną na coś zgodę, czy będą mogli bez problemu spóźnić się z czynszem - mówi Anna Ligęza.

Kiedy wieczorem po zebraniu członkowskim odjeżdżam z Chróściny, pod jeden z bloków zajeżdża z piskiem samochód. Pijany młodzieniec wysiada zza kierownicy i zataczając się, podchodzi do kolegów.

Do powiatowej Nysy daleko, policja rzadko zagląda w to miejsce. Kilka dni po rozmowie Anna Ligęza dzwoni, żeby się upewnić, czy artykuł na pewno powstanie. Właśnie znalazła swojego zdechłego kota.
- Ktoś go walnął w głowę i zostawił pod oknem. Nie mam wątpliwości, że to dlatego, że robię awanturę w spółdzielni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska