Nie jesteśmy bezsilni

Monika Kluf
Kluczbork włącza się do ogólnopolskiej kampanii "Dzieciństwo bez przemocy". Trzeba odróżnić lanie od pobicia.

Jednym z jej elementów jest organizacja debaty na temat zapobiegania krzywdzeniu dzieci w środowisku lokalnym. - To, że problem przemocy wobec dzieci u nas istnieje, nie ulega wątpliwości. To, że może nie widać tego w policyjnych czy sądowych statystykach, nie oznacza, że takie przypadki są rzadkie, tylko że ludzie nie chcą o tym mówić - mówi Rafał Fiedorowicz, koordynator kampanii przeciwko przemocy w Kluczborku. Do akcji włączyło się także tutejsze koło Towarzystwo Przyjaciół Dzieci, obie działające w mieście świetlice terapeutyczne, stowarzyszenie abstynenta "Dziewięćsił".
Rafał mówi, że debata jest ważna, bo ludzi trzeba przekonać, że muszą i mogą pomóc. I dotyczy to wszystkich - od sąsiadów, przez szkołę, opiekę społeczną, policję, prokuraturę, służbę zdrowia, poradnie psychologiczne, odwykowe, świetlice środowiskowe i socjoterapeutyczne, stowarzyszenia, po komisje rady gminy, gminne samorządy i media. Razem będzie można ustalić, ilu dzieci ten problem dotyczy w Kluczborku i jak na ten problem zareagować. - Bo na razie jesteśmy po prostu bezsilni.
O tej bezsilności Rafał przekonał się, kiedy próbował pomóc 12-letniej Gośce. Była bita przez ojca od kiedy pamięta. Przywykła. Matka nie reagowała, bo też się bała. Nie reagowała też, kiedy ojciec przestał Gosię traktować jak córkę, a zaczął jak kobietę. Wtedy dziewczyna nie wytrzymała. Poskarżyła się obcym ludziom. Obcy ludzie poszli do matki. - Co mam zrobić? - pytała. Z domu pogonić? I co? Pije, a że czasem trochę przyłoży? Tyłek nie szklanka. A chłop przynajmniej robotę ma i pieniądze jakieś przynosi. Obcy ludzie zagrozili, że do sądu pójdą. Gośka miała zeznawać. Zrezygnowała. Powiedziała, że tata już nie bije. Tylko skąd te nowe siniaki?
- Gdybyśmy wtedy wiedzieli, że trzeba było pójść trzy razy do lekarza pierwszego kontaktu byłyby podstawy do złożenia wniosku o ograniczenie władzy rodzicielskiej - mówi Fiedorowicz. - Wiedzielibyśmy, gdyby były na ten temat jakieś informacje. I właśnie nasza debata ma to zmienić. Że z samego gadania nic nie wynika? Jak to nie? Ktoś, kto wie, że u sąsiada naprzeciw zapijaczona matka katuje własne dziecko, zamiast współczuć, może zgłosić wniosek do sądu. Ale skądś musi to wiedzieć.
Z drugiej strony trudno dziwić się zwykłym ludziom, skoro pracownicy placówek, w których problem powinien spotkać się z właściwą reakcją, wolą kłopotu nie mieć. W Stanach to środowisko medyczne dostrzegło problem i zwróciło publiczną uwagę na stwierdzane u dzieci przypadki urazów fizycznych i złego traktowania dzieci przez rodziców i opiekunów.
Do działających w Kluczborku świetlic terapeutycznych często trafiają dzieci, które przestały już odróżniać lanie od pobicia. - Któregoś popołudnia przyszła do nas kobieta. Chłopak z domu uciekł - mówi. Nazywa się tak i tak. Nocuje u mnie. Matka go pobiła. Cały poraniony jest. Ja go u siebie trzymać nie mogę, a on do domu wracać nie chce - wspomina jeden z pracowników świetlicy "Parasol". Kiedy go zobaczyliśmy, od razu poszliśmy do lekarza, po obdukcję. Chłopak miał ślady pobicia przy użyciu tępego narzędzia.
- Ja nie chcę mieć nic wspólnego z patologią - usłyszeli. Od tego jest lekarz sądowy. Na zaświadczeniu znalazły się dwa słowa - "ślady pobicia" i nic więcej.
Innemu dziecku trzeba było szyć rozcięty zbyt ciężką ręką taty łuk brwiowy. Lekarz żąda zgody rodziców bądź prawnych opiekunów. Takie są przepisy. Ale jak ich wyciągnąć pijanych z meliny? Musiał wystarczyć starszy brat.
- Podstawą jest diagnoza problemu, informowanie i współdziałanie wielu instytucji - mówi Rafał Fiedorowicz. To osiągniemy dzięki debacie. Ale to nie ma być jednorazowa, bezprzedmiotowa gadanina. Efekt debaty to muszą być konkretne decyzje i rozdzielenie zadań. Ważny jest udział mediów, które powinny zainteresować opinię publiczną i informować o zjawisku krzywdzenia dzieci.
Wkrótce w szkole zostanie przeprowadzona ankieta wśród dzieci i młodzieży, która pomoże określić skalę problemu w Kluczborku.
Krzyś 9 lat. Ma dwóch młodszych braci. Mama często piła alkohol i potem biła Krzysia. Mocno. Kiedyś dobrzy ludzie powiedzieli, że jak nie przestanie bić, to poskarżą na nią sądowi, a ten każe mamie przestać być mamą i Krzyś trafi do z braćmi do domu dziecka. Mama nie posłuchała. A Krzyś nie chciał, żeby dobrzy ludzie poskarżyli na mamę sądowi. Chciał, żeby mama dalej była mamą. Dlatego sam się okaleczył, żeby pod świeżymi ranami zniknęły ślady ciężkiej maminej ręki. Potem powiedział, że to w zabawie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska