Nie jesteśmy mądrzy po szkodzie

Redakcja
Z prof. Wiesławem Łukaszewskim, psychologiem, dyrektorem Instytutu Psychologii Uniwersytetu Opolskiego, rozmawia Iwona Kłopocka

- Mówi się, że czas leczy rany. Czy w ciągu pięciu lat zdążył już zaleczyć rany po powodzi?
- Czas nie tylko leczy, ale też odnawia rany. Doraźne konsekwencje: straty, niewygody zostają zrekompensowane, natomiast pozostają dwie inne rzeczy. Pierwsza to doświadczenia emocjonalne. Wprawdzie na co dzień się o tym nie myśli, ale doświadczenie traumy, przerażającego zagrożenia, pozostaje w ludziach i się odnawia. Czasem odnawia się w zupełnie nieoczekiwanych sytuacjach. Jest zrozumiałe, że ludzie zaczynają się bać, kiedy długo pada deszcz. Ale przerażenie to jest także pewien stan organizmu. Można je wywołać w sobie np. kiedy się wchodzi po schodach, człowiek się zmęczy i serce zaczyna bić szybciej niż normalnie. Skojarzony z tym szybkim biciem serca lęk zaczyna się odnawiać. Druga sprawa, którą nie tak łatwo się leczy, to fakt - który psychologowie szczególnie mocno podkreślają - że kataklizm, taki jak powódź, huragan, trzęsienie ziemi, to jest nie tylko katastrofa materialna, ale też katastrofa społeczna. Człowiek jest istotą społeczną, więc pozostaje w sieci bardzo intensywnych i rozległych związków międzyludzkich. Katastrofy zawsze burzą te więzi. Jest pewien ukryty fenomen społecznej katastrofy. To jest kwestia pomocy.
- Wydawałoby się, że pomoc powinna więzi społeczne odbudowywać.
- Problem w tym, że ta pomoc zwykle jest niesprawiedliwa. Prawie wszyscy, którzy ją otrzymują, mimo to mają poczucie krzywdy. Bo pomocy udziela się w miarę możliwości, a nie w miarę potrzeb. Ale ocenia się ją w miarę potrzeb. Zawsze więc jest ona niewspółmiernie mała w stosunku do tego, czego ludzie potrzebują. Pojawiające się wtedy poczucie krzywdy jest wrogiem związków międzyludzkich. Ludzie pokrzywdzeni zaczynają patrzeć na innych, jak na rywali, mają pretensje, zaczynają się porównywać. Przywracanie więzi społecznych to nieprawdopodobnie trudny proces. Jest tu też inna kwestia. W Polsce co prawda już powstały instytucje, które zajmują się dystrybucją darów, ale jest bardzo mało ludzi dobrze przygotowanych do ich fizycznego podziału. Ludzie, którzy robią to bezpośrednio, nabierają przekonania, że są mocniejsi i lepsi od innych; zaczynają innymi rządzić, traktować ich jak rzeczy. To powoduje poczucie upokorzenia i ono pozostaje głęboko zakorzenione. Często wspomnienie traumy wiąże się też z aktualizacją upokorzenia.
- Powszechnie uważa się, że nieszczęścia hartują. Czy powódź zahartowała jej ofiary?
- Nie, bo duże nieszczęścia nie hartują. Tylko codzienna niedola trenuje ludzi i nawet przygotowuje do dużych nieszczęść, ale jeśli spada znienacka duże nieszczęście, to jego działanie jest destruktywne.
- Czy takie totalne nieszczęście nie zwraca ludzkiej uwagi ku wartościom najwyższym, takim jak życie, rodzina, miłość, solidarność?
- To jest stan przejściowy. Ludzie, którzy doświadczają przerażających rzeczy dokonują przewartościowania. "Pal sześć samochód, najważniejsze, że żyjemy". Ale na trwałe ten rodzaj myślenia może dotyczyć tylko ludzi zamożnych. Jeśli komuś się utopi maszyna do szycia, dzięki której zarabiał na życie i na nową nie ma pieniędzy, to sprawa już nie jest taka prosta. Chwilowa "wyrazistość śmierci" - jak mówią psycholodzy - jest czynnikiem, który zwiększa koncentrację na najistotniejszych wartościach, ale muszę panią zmartwić. Najczęściej nie są to wartości prospołeczne, lecz egoistyczne. Wyraziste doświadczenie śmierci zwiększa nietolerancję i wrogość wobec innych. Dlatego nie przeceniałbym faktu, że ludzie się zmienili. Większość naszego życia to jest życie automatyczne - robienie tego, co się zawsze robi. Kiedy mija przerażenie, wracamy do rutyny.
- Nieszczęścia dzielą się na te od natury i te od ludzi. Które znosimy łatwiej?
- Nieszczęścia natury znosimy łatwiej, ale jak wynika z naszych badań, ludzie, którzy doznali szkód, wcale nie chcą myśleć, że powódź jest dziełem natury. Przypisywali ją rządowi, służbom meteorologicznym, władzom lokalnym. Krótko mówiąc, w ich przekonaniu powódź była dziełem ludzi.
- Dlaczego?
- Dlatego, że z naturą nie można się procesować. To tylko Neron wychłostał morze i mu ulżyło. A u nas co? Pójdą ludzie i naplują do Odry? Nic im z tego nie przyjdzie. Ale jeśli ktoś zostanie pociągnięty do odpowiedzialności, to można w ten sposób przywrócić sprawiedliwość. Ludzie, nawet wiedząc, że powódź jest dziełem natury, i tak będą szukać winnych na zewnątrz.
- Skoro duże nieszczęścia nie hartują, czy to znaczy, że gdyby znowu doszło do powodzi, ludzie znieśliby ją gorzej?
- Myślę, że ludzie, którzy ponownie by tego doświadczyli, byliby w znacznie gorszej sytuacji psychologicznej, niż ci, którzy tego nie zaznali. Niedawno podsumowaliśmy pięcioletnie badania, które robił zespół opolski i dwa zespoły warszawskie. Pojawił się tam bardzo ważny wątek - profesjonalnego przygotowywania ludzi do takich sytuacji. Oczywiście mamy jakieś sztaby, ale są do tego, żeby była łączność czy transport. My zwracamy uwagę na potrzebę profesjonalnego przygotowania ludzi do pomocy psychologicznej. W Polsce jest bardzo wysoki poziom depresji. Porównując się z Ameryką, widać, że to są dwa różne światy.
- Dlatego, że Ameryka jest bogata, a ludzie żyją w stabilizacji?
- Nie. Dlatego, że Amerykanie dysponują pewnymi umiejętnościami zaradczymi, których nam brakuje. Chodzi o umiejętności przeciwdziałania rozpadowi więzi społecznych. 97 rok pokazał, że u nas jest bardzo dużo dobrej woli, ale bardzo mało kompetencji. Ludzie wołali o środki higieniczne, więc przywożono im ciężarówki z podpaskami, a tymczasem brakowało mydła. Tam, gdzie była woda - jechała woda, a gdzie nie było wody - jechały proszki do prania.
- Lepsza organizacja i tak by nie zmniejszyła rozmiarów katastrofy.
- Ale ułatwiłaby ludziom życie, a to jest niesłychanie ważne. Tak jak mięśnie wyczerpują się w miarę wysiłku, tak nasze zasoby emocjonalne wyczerpują się w sytuacji traumy. Im jest trudniej, tym bardziej kurczą się możliwości radzenia sobie. Prosta pomoc jest często dobrodziejstwem, bo uwalnia ludzi od myślenia o tym, o czym może pomyśleć ktoś, kto jest w komfortowej sytuacji.
- Kiedy przychodzi kataklizm, lepiej sobie radzą optymiści czy pesymiści?
- Z jednej strony nawet nierealistyczny optymizm jest dobry, bo gdyby człowiek tkwił ciągle w przeświadczeniu, że w każdej chwili na głowę zwali mu się nieszczęście, to źle by mu się żyło. Jednak w momencie, kiedy realne jest zagrożenie, lepiej być pesymistą, ponieważ wtedy bierze się pod uwagę większą liczbę możliwych konsekwencji. Jak pokazują badania, ludzie pesymistyczni znacznie lepiej i sprawniej myślą niż optymiści.
- Co zrobić, by dobrze radzili sobie i jedni, i drudzy?
- W Ameryce na terenach dotkniętych huraganami albo powodziami każde dziecko jest przetrenowane w szkole. Dzieci, o dziwo, rzadziej tracą głowę niż ich rodzice. W szkole ćwiczą więc pakowanie rzeczy, co trzeba zabrać, gdzie składać. Jak przychodzi huragan, to ludzie wiedzą, że jedni mają uciekać drogą nr 17, a ich sąsiedzi drogą nr 15. Podobnie powinno być u nas. Na terenach zagrożonych powodzią, w Kędzierzynie, Opolu, Raciborzu, każde dziecko powinno być przećwiczone w działaniach. Żeby nie było takiej sytuacji, że matka z ciężko chorym neurologicznie dzieckiem nie tylko nie wzięła leków, które ono codzienne zażywało, ale nawet nie wiedziała, jakie to były leki. Pamiętała tylko, że to były żółtawe tabletki. Odtworzenie tego zajęło kilkudziesięciu ludziom półtora dnia, a mogli w tym czasie robić co innego.
- Czy więc po pięciu latach jesteśmy mądrzy po szkodzie?
- Jestem pewny, że nie. Żeby być mądrzejszym po szkodzie, nie tylko trzeba myśleć o szkodzie, która była, ale też o tej, która może być. Uspokajanie się, że jak już była taka wielka powódź, to drugiej nie będzie, jest iluzją. Przekonali się o tym Niemcy. Dwie największe powodzie w Europie w XX wieku wydarzyły się na Renie w odstępie 13 miesięcy. Nie można patrzeć na Odrę i cieszyć się, że teraz jest spokój. Ja ciągle przypominam: wystarczyły cztery doby deszczu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska