I. Henryk Fortoński z Wałbrzycha - miasta dawnych niedawnych kopalni i byłych już górników - dokonał większego wyczynu niż nawet zwycięzcy sławnych wyścigów Tour de France, Giro d'Italia czy Vuelta Espana. Otóż pan Fortoński w charakterze kolarza okrążył nie tylko jeden, choćby i spory kraj, ale i całą Europę. Zużył na to przeszło dwa miesiące, a dokładnie 70 dni, zaś pedałując codziennie przez 120 i nawet 140 kilometrów, zaliczył ich w jedenastu państwach blisko 10 tysięcy. Przejechałby może i więcej tych kilometrów, gdyby nie wielkie upały we Włoszech oraz boleśnie dokuczający obtarty kikut nogi, bo trzeba wiedzieć, że Henryk Fortoński jest człowiekiem niepełnosprawnym. Na trasie pan Henryk sam naprawiał swój pojazd, po "złapaniu" dwudziestu defektów ogumienia kół roweru, z których jedno po kraksie musiał też samodzielnie "scentrować".
Wałbrzyski kolarz nie korzystał z jakichś specjalnych diet zwiększających wydolność organizmu wyczynowca. Rano, przed wyruszeniem na trasę, spożywał mleko z chrupkami, na metach obiadów jadał spóźnione obiadokolacje lub jakieś tzw. szybkie danie turystyczne albo - niczym nasz ukochany skoczek narciarski, Adam Małysz uwielbiający bułkę z bananem - bagietkę z serami, warzywami i owocami. Po takim wysiłku pan Henryk bez uszczerbku dla zdrowia schudł około 8 kilogramów, ale nie narzeka - przecież nie było musu osobistego zaliczania tego Tour d'Europe, bo sam go chciał.
II. Grzegorz Bronowicki mieszka w podlubelskiej Łęcznej, jest piłkarzem tamtejszego Górnika, gra teraz w I lidze i ma 23 lata. A jeszcze niedawno był czynnym futbolistą i czynnym górnikiem jednocześnie. Piłkarzem jako małolat został z dobrej woli, górnikiem także. Trzy lata temu nikt, a zwłaszcza żaden zeźlony porażką jego drużyny, nie posyłał go na kopalniany przodek choćby za karę, za to, że także źle grał. Po prostu do Łęcznej przyszedł nowy trener, który ściągnął do klubu nowy zaciąg futbolistów i nie tylko dla Grzegorza Bronowickiego zabrakło wtedy miejsca w drugoligowym Górniku.
- Przeszedłem do trzecioligowego Lewartu Lubartów - wspomina obecny I-ligowiec - gdzie miałem szansę grać, ale trudno było z tego wyżyć. Urodził mi się też syn, rodzina się powiększyła, musiałem więc poszukać sobie roboty. A wiadomo, że w Łęcznej praca jest tylko na kopalni. Codziennie rano meldowałem się przed gabinetem prezesa i codziennie słyszałem, że przyjęć nie ma. Aż wreszcie któregoś wieczora zawiadomiono mnie, że rano mam się stawić do roboty. Dostałem kilof do ręki i pojechałem na dół, pracować na przodku.
- Trzeba było wstawać skoro świt, pracowało się do drugiej, potem do domu, obiad i pędem na autobus do Lubartowa, na trening. Powrót o ósmej wieczorem i do łóżka, bo człowiek dosłownie padał ze zmęczenia. I tak w kółko, dzień po dniu - wspomina Grzegorz Bronowicki.
Sam jednak tego chciał. A chciał i grać, i zarabiać na utrzymanie rodziny. Teraz jest tylko piłkarzem, ale - też bez musu, na własne życzenie - urlopowanym z kopalni do grania w piłkę, oczywiście, za pieniądze, na chwałę Górnika i Łęcznej.
III. Prawdziwy poseł czy radny - taki z urodzenia, powołania i wyboru - odczuwa nieustającą wewnętrzną potrzebę pozostawania w służbie społeczeństwa i poszczególnych jego członków. Opolski rajca zapłakał nad gehenną młodych sportowców z Opola, którzy w procesie starań o pływackie mistrzostwo miasta, kraju czy nawet świata zrywać się muszą ze snu przed świtem, aby zdążyć na trening, a potem pójść jeszcze do szkoły.
- To skandal! - zakrzyknął radny, niezrażony, a może i nieświadomy tego, że na całym świecie, a zwłaszcza w krajach wysoko pływacko cywilizowanych - jak choćby w sojuszniczych Stanach Zjednoczonych - pływające dzieci dokładnie też tak wczesnym rankiem przestają śnić i wyruszają na basen, aby przed szkołą zaliczyć w wodzie treningowe setki metrów. Po nauce wracają do pływania, kończąc je niemal tuż przed snem. Tamże - do USA - posyłane są zresztą i polskie pływackie talenty. Bez musu, a nawet po niełatwych staraniach rodziców o zsyłkę swoich pociech na tę katorgę.
Aby zostać mistrzem, potrzeba dużo pracy i choć kilku wyrzeczeń, z przyjemnością dłuższego snu włącznie. Trzeba być twardym, mocnym. A ciepłe mleko nie zdobędzie złotego medalu...
Nie ma musu!
Juliusz Stecki
[email protected]
Oto dowcip z "NTO" o zarozumiałym lwie, który pytał inne zwierzęta, czy wiedzą, kto jest ich królem. Zając i żyrafa złożyły mu swoje hołdy. Słoń pytanie lwa zbył milczeniem. Mało tego, chwycił go swoją trąbą i grzmotnął o ziemię. Potłuczony lew nie stracił rezonu i skarcił słonia: - Jeśli czegoś nie wiesz, nie musisz się zaraz złościć!