Nie są nam potrzebne konkretne porady, tylko czas i życzliwa uwaga

Lina Szejner
Lina Szejner
Lina Szejner archiwum
Zadzwoniła do mnie Czytelniczka, która przeczytała, że gdzieś w kraju znajduje się kawiarnia, w której przy jednym ze stolików czeka ktoś, kto jest skłonny wysłuchać zwierzeń nieznajomej osoby. Podobno taka nietypowa „usługa”, którą świadczą empatyczni ludzie w różnym wieku, okazała się strzałem „w punkt”. Moja rozmówczyni prosi, by o niej napisać, bo, jak mówi, coraz więcej jest osób samotnych, które „nie mają do kogo otworzyć gęby”. Nie chodzi o żadne rady, tylko o czas poświęcony drugiemu człowiekowi.

Nie wiem, czy jakieś stowarzyszenie uruchomi w Opolu tego typu punkt kontaktowy, ale propozycja Czytelniczki ma swoje uzasadnienie. Od dziecka jesteśmy uczeni tego, w jaki sposób przekonać kogoś do swego zdania, wpłynąć na jego decyzję, wygrać w słownej potyczce. Codziennie zresztą, z różnym skutkiem, taką żonglerkę uprawiają politycy.

A w domach? Czy jesteśmy w stanie wysłuchać ze zrozumieniem wynurzeń małżonka o problemach w pracy, poświęcić swój czas dziecku? Czy, kiedy trzeba podjąć jakąś decyzję, jesteśmy w stanie spokojnie wysłuchać argumentów drugiej strony, bez przerywania i forsowania swojego zdania, bez upokarzania, manipulowania i tworzenia atmosfery werbalnej wojny, którą psycholodzy słusznie kwalifikują jako jedną z form przemocy? Bardzo często nie oczekujemy od rozmówcy konkretnej rady, ale ulgę sprawiłoby nam empatyczne wysłuchanie naszych problemów. Głośne ich wyliczenie porządkuje w naszej głowie kłębiące się myśli. Wyrzucenie z siebie złych emocji działa jak terapia. Musimy tylko mieć gwarancję, że osoba, której zdecydowaliśmy się powierzyć nasze kłopoty, zachowa wyłącznie dla siebie treść usłyszanych wynurzeń.

Jeden z moich znajomych recenzował częste rozmowy swojej żony z koleżanką.

- Przysłuchiwałem się im - opowiada kpiąco. Dotyczyły relacji związanych z pracą każdej z kobiet, a uprawiały zupełnie inne zawody. Najpierw długo i podniesionym głosem mówiła jedna. Po kilku minutach zaczynała druga, ani słowem nie odnosząc się do tego, co usłyszała od poprzedniczki. To właściwie nie była rozmowa tylko dwa monologi. Najpierw mnie to śmieszyło, potem jednak stwierdziłem, że nie muszą chodzić do psychologa. Same są dla siebie terapeutkami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska