Nie samą siłą się wygrywa

fot. S. Mielnik.
Sebastian Świderski.
Sebastian Świderski. fot. S. Mielnik.
Rozmowa z Sebastianem Świderskim, czołowym siatkarzem polskiej reprezentacji, która dziś zaczęła walkę w mistrzostwach świata.

- Kiedy 10 lat zespół Ireneusza Mazura zdobywał mistrzostwo świata kadetów i juniorów, wróżono mu medale wśród dorosłych. Czy pokolenie złotych juniorów dorosło wreszcie do sukcesów w siatkówce seniorskiej?
- Mam taką nadzieję. Z tamtej drużyny w reprezentacji została garstka, powoli wypierają nas młodzi zawodnicy. Pokolenie złotych juniorów ma już prawie trzydziestkę na karku i coraz mniej okazji, by zrealizować marzenia. Najwyższy czas, by zapowiedzi, które kiedyś padały, wreszcie spełnić.

- Chciałoby się powiedzieć: jeśli nie teraz, to kiedy?
- W pierwszej fazie mistrzostw świata w Japonii nie powinniśmy przegrać meczu. Batalia o czołową czwórkę rozegra się w drugiej rundzie grupowej, w której najprawdopodobniej zmierzymy się z Rosją oraz Serbią i Czarnogórą. Goran Vujevic, mój kolega klubowy z Perugii, powiedział że dla Serbów najważniejszym meczem turnieju będzie ten z Polską. Dla nas to też może być spotkanie o być albo nie być. Jesteśmy w formie, mamy kondycję i siłę. Turniej będzie bardzo ciężki, bo w 17 dni trzeba rozegrać 11 spotkań. Uważam, że jesteśmy w lepszej sytuacji od Serbów, bo mieliśmy więcej czasu na spokojne przygotowanie i mamy młodszy zespół. Wiele przemawia za nami, tylko że to oni w najważniejszych meczach zawsze z nami wygrywali. Najwyższy czas, by to zmienić.

- Wiele osób ostrożnie wypowiada się o szansach Polaków, licząc na miejsca 5-8. Pan zdecydowanie mówi o medalu. Jego brak będzie porażką?
- Zdecydowanie tak. Liczę, że wejdziemy do czwórki i spotkamy się w grupie walczącej o medale z najlepszymi drużynami świata.

- Co dobrego wniósł Raul Lozano do naszej kadry?
- Największe plusy to świetne ułożenie taktyczne zespołu do meczu oraz techniczne przygotowanie poszczególnych zawodników. Kiedyś staraliśmy się grać siłowo, to była fizyczna siatkówka. Teraz nasza gra jest bardziej techniczna, spokojna, staramy się ustrzegać błędów. Już nie walimy na oślep piłki, tak w zagrywce, jak i ataku. Czasem słyszę zarzuty, że nie potrafimy pójść na zagrywkę i uderzyć piłki z prędkością 120 km na godzinę. Ale nie zawsze trzeba mocno zagrywać, by narobić problemów przeciwnikowi. Niekiedy lepiej oddać rywalowi łatwą zagrywkę, by przygotować sobie akcję w obronie i wyprowadzić kontrę. Powoli zaczynamy uprawiać siatkarskie szachy. Kto jest lepiej przygotowany taktycznie, ten dziś wygrywa. To wielki krok ku siatkówce na najwyższym światowym poziomie.

- Czym zaskoczył pana argentyński szkoleniowiec?
- Zaczął zaszczepiać w nas to, że nie samą siłą się wygrywa. Zwycięża się inteligencją i myśleniem na boisku. Od kiedy jest selekcjonerem, to dużą i mądrą pracę wykonaliśmy na siłowni. Nie "pakujemy" bezmyślnie, tylko mamy dobrane odpowiednie ćwiczenia i obciążenia dla poszczególnych partii mięśni. Efekt jest taki, że na razie kontuzje nas omijają, a wcześniej były poważnym problemem reprezentacji i polskich klubów. W lidze włoskiej to podstawa, tam zawodnicy grają na najwyższym poziomie nawet do czterdziestki. U nas ze świeczką szukać trzydziestolatka prezentującego dobry poziom.

- Podczas przygotowań jesteście ze sobą po kilka miesięcy w roku. Jak spędzacie wolny czas?
- Zabieramy ze sobą komputery. W wolnych chwilach praktycznie wszyscy przy nich przesiadują. Jedni oglądają filmy, inni serfują po internecie, kontaktują się z rodziną i znajomymi. I oczywiście gramy. Jeśli jest więcej czasu, to sieciujemy się i wtedy najczęściej wybieramy gry wymagające strategicznego myślenia albo strzelanki. Jest dużo zabawy, śmiechu, krzyków. Ale to zdrowy sposób na rozładowanie emocji. Gdy się spędza ze sobą pięć miesięcy, emocje i napięcia się nawarstwiają. Czasem trzeba je wyładować. To śmiesznie wygląda, kiedy dorośli ludzie, mający już rodziny, bawią się jak dzieci. Ale każdy wewnątrz jest trochę dzieckiem i dobrze, że potrafimy troszeczkę tego dzieciństwa z siebie wydobyć.
- Wrósł pan we włoską ziemię?
- Nie, chociaż na 12 miesięcy około 9 spędzam we Włoszech. Ale na pewno po skończeniu swojej przygody w tamtej lidze wrócę, by w Polsce zakończyć karierę sportową.

- W Gorzowie czy w Kędzierzynie?
- Odchodząc z Gorzowa, obiecałem, że tam wrócę. To jest moje miasto, w którym się wychowałem i nauczyłem grać, gdzie mam wielu znajomych.

- Ale po niedawnym towarzyskim meczu z Kubą w Kędzierzynie-Koźlu żaden z zawodników tak długo jak pan nie opuszczał hali. Fani doskonale pamiętają, co "Świder" zrobił dla Mostostalu.
- Po trzech latach wróciłem, mogłem zadebiutować w nowej hali i cieszę się, że kibice o mnie pamiętają. Mam w Kędzierzynie wielu znajomych, którzy po meczu przyszli się przywitać i pogratulować zwycięstwa. Część mego serca jest w Kędzierzynie i zawsze tak będzie, bo największe sukcesy świętowałem z Mostostalem. Dzięki temu klubowi udało mi się znaleźć nowego pracodawcę w lidze włoskiej. Moja wdzięczność dla klubu i miasta jest duża.

- Po trzech latach gry we Włoszech, w najsilniejszej lidze świata, jakim stał się pan zawodnikiem?
- Na pewno mogę już o sobie powiedzieć, że jestem pełnoprawnym graczem ligi włoskiej, siatkarzem bardziej doświadczonym. Ale człowiek uczy się całe życie, a Włochy to bardzo dobre miejsce, by pogłębiać wiedzę o siatkówce i uczyć się jej nawet do czterdziestki.

- A językiem włoskim posługuje się już pan biegle?
- To za dużo powiedziane. Nie mam problemów ze zrozumieniem tego, co do mnie mówią, staram się jak najbardziej składnie odpowiadać. Najważniejsze, że się dogaduję, tak na parkiecie, jak i poza nim.

- Ale przeklina pan po polsku?
- To zależy, jak bardzo jestem zdenerwowany. Staram się kontrolować emocje. Kiedy coś nie wyjdzie, to użyję włoskiego nieparlamentarnego określenia. Jednak są momenty, kiedy jestem tak zdenerwowany, że nie kontroluję emocji i ostro mówię wyłącznie po polsku.

- Niedawno został pan współwłaścicielem spółki wydającej magazyn "Świat Siatkówki". To pomysł na życie po zakończeniu kariery?
- Chciałbym po przygodzie z siatkówką mieć bagaż doświadczeń związany również z innymi dziedzinami niż kariera sportowca. Udział w wydawnictwie jest jednym z pomysłów. Jeśli mi się to spodoba i przyniesie jakieś korzyści, to po zakończeniu kariery będę działał w tej branży. Ale mam też inne pomysły na życie, mam nadzieję, że wypalą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska