Nie wierzę w dymisję premier Beaty Szydło

Od tygodni wzmagają się spekulacje na temat głębokich zmian w rządzie. Postanowiła je przeciąć sama Beata Szydło, która w wywiadzie dla TVN 24 zapowiedziała rychłą rekonstrukcję gabinetu. Nie wykluczyła możliwości podania się do dymisji, jednak ofensywa medialna pani premier, w ramach której udziela ona wywiadów również mediom niezależnym (w tym naszej gazecie), wskazuje na to, że zamierza ona dokończyć czteroletnią kadencję.

Szczerze mówiąc, każda inna decyzja byłaby dla wyborców PiS niezrozumiała. Na półmetku rządów prawica ma świetne notowania i w dużej mierze jest to zasługa duetu, któremu Polacy zaufali w kampanii wyborczej: prezydenta Andrzeja Dudy i właśnie Beaty Szydło. I nawet jeśli dziś ich osobiste relacje komplikuje napięcie na linii partia-prezydent, to wartością dodaną tego „sporu w rodzinie” jest zagospodarowywanie przez prawicę sporej części przestrzeni medialnej. Co spycha faktyczną opozycję do głębokiej defensywy.

Zgadzam się, że sytuacja w której szeregowy poseł jest głównym decydentem i ostateczną instancją odwoławczą obozu władzy, nie jest zdrowa. Być może rację mają ci politycy PiS, w tym ministrowie, którzy pielgrzymują na ul. Nowogrodzką i skarżą się na problemy z decyzyjnością szefowej rządu. Byłoby lepiej, gdyby premierem został Jarosław Kaczyński. Lepiej dla demokracji, ale nie dla notowań PiS.

Bo wyborcy takich dylematów nie roztrząsają. Bardziej ich martwią rosnące ceny masła i jajek, a w polityce cenią zaś spokój i umiar. Taki wizerunek udało się wykreować Beacie Szydło. Od robienia rewolucji są Macierewicz, Ziobro, Jaki, no i sam prezes Kaczyński. Pani premier to siła spokoju i kobiecej wrażliwości. Nawet jeśli jest to zręczne rozpisanie ról, to zespół PiS popełniłby polityczne samobójstwo, usuwając w cień wokalistkę, która wprawdzie śpiewa nie swoje piosenki, ale jest w tym wiarygodna i okupuje szczyt listy przebojów.

Zobacz też: Opolskie Info [27.10.2017]