Nie zapłacili za księcia

Fot. Tadeusz Kwaśniewski
Prudnik. Stare miasto.
Prudnik. Stare miasto. Fot. Tadeusz Kwaśniewski
W średniowieczu na Prudnik nałożono kościelną klątwę ekskomuniki. Nie ma dokumentów, że została ona zdjęta. Klątwę miał zatwierdzić sam papież, a ogłoszono ją w dość wstrząsających okolicznościach.

Przed wojną Prudnik, znajdujący się wówczas w granicach Niemiec, nosił nazwę Neustadt. Według starych podań nazwa ta zrodziła się w dość dramatycznych okolicznościach: istniejący w tym miejscu gród, zwany przez lud Prudnikiem albo z łacińska Nova Civitas (Nową Wsią), nawiedziła w 1373 roku epidemia dżumy. Miał ją przywlec w berecie jakiś wędrowny czeladnik. Wszyscy mieszkańcy, którzy zostali wówczas w grodzie, zmarli. Uratowali się tylko ci, którzy uciekli w góry. Kiedy wrócili, spalili wszystkie domy i ponownie zbudowali osadę, nazywając ją Neustadt, czyli Nowe Miasto.
Niecałe 100 lat później, w 1464 roku, na mieszkańców grodu spadło kolejne nieszczęście - na skutek nałożonej przez biskupa wrocławskiego klątwy zatrzasnęły się dla nich bramy kościołów. Powodem były pieniądze.
Rajcy nie chcą płacić
W 1397 roku Prudnik stał się własnością księcia Konrada Oleśnickiego, po którym władzę przejął jego syn - Konrad IV panujący do roku 1420. Przyjął on święcenia kapłańskie i zrobił w Kościele sporą karierę, awansując do godności biskupa wrocławskiego.
Lata, w których rządził, nie należały jednak do najspokojniejszych. Europa pogrążona była w wojnach religijnych. Konrad, zagrożony z południa husyckim atakiem, musiał się zbroić i nająć zaciężne wojska. A ponieważ wyścig zbrojeń zawsze był bardzo kosztowny, Konrad zmuszony był zapożyczyć się na pokaźne kwoty oraz sprzedać niektóre swoje dobra. Pod młotek poszedł również Prudnik, który 30 kwietnia 1420 roku kupili za 6000 marek książęta opolscy Jan i Bernard.
Jednym z warunków sprzedaży było poręczenie przez Prudnik długu biskupa wobec kolegiaty otmuchowskiej. Po śmierci Konrada prudniccy rajcy nie chcieli jednak spłacać jego pożyczek. Znaleźli świadków, którzy stanowczo twierdzili, że Konrad nie zdążył przed śmiercią pobrać pieniędzy, więc Otmuchów niesłusznie domaga się ich zwrotu.
Spór trwał ponad 40 lat. Rozpatrywały go ówczesne sądy, a całą sprawą interesował się podobno sam papież. Otmuchów, jako siedziba i własność biskupów wrocławskich, był na pozycji z góry wygranej, jednak Prudnik bronił się. Aby mieszkańców przymusić do płacenia, w 1464 roku miasto obłożono klątwą ekskomuniki.
Klątwa - potężna broń
Kościoła
Klątwę miał zatwierdzić sam papież, a ogłoszono ją w dość wstrząsających okolicznościach: Wiadomość o ekskomunice Prudnika przywiózł posłaniec biskupów wrocławskich, a mieszczanom ogłoszono ją w kościołach przy zgaszonych świecach.
W średniowiecznej Europie klątwa była potężną bronią Kościoła: taka kara pozbawiała praw uczestniczenia w życiu religijnym, czyli w mszach, spowiedziach itp., a obłożenie ekskomuniką władcy pozbawiało posług religijnych (w tym chrztów, ślubów i pogrzebów) także jego poddanych.
Prudniccy historycy (oficjalnie nie chcieli wypowiadać się na temat klątwy, uzasadniając, że nie jest to rzecz, którą należałoby nagłaśniać) twierdzą, że o ile istnieją zapisy o nałożeniu na Prudnik klątwy, o tyle nigdzie nie ma wzmianki, że kiedykolwiek została ona zdjęta.
- Jednak ktoś musiał ją cofnąć, bo później życie religijne w mieście rozwijało się - opowiada jeden z nich. - Budowano kościoły i klasztory, na przykład kapucynów, franciszkanów, bonifratrów. Ojciec Antoni Dudek, który interesował się tą sprawą, twierdzi, że w XVI wieku tę klątwę odwołano, nie ma jednak na to żadnego dokumentu czy innego dowodu. Może istnieją gdzieś takie w archiwach kościelnych, ale to trzeba by sprawdzić.
Prudnik ma również inne tajemnice:
- Jednym z najstarszych zabytków w mieście jest tak zwana wieża pogańska - opowiada Jan Poniatyszyn, dziennikarz prudnickiego studia Radia Opole. - W dzieciństwie bałem się tamtędy przechodzić, bowiem nasłuchałem się sporo opowieści, że to miejsce nawiedzane przez duchy.
Na dziwne odgłosy dochodzące z wieży skarżyli się też pacjenci pobliskiego szpitala. Ich źródło jednak nie miało nic wspólnego z metafizyką: okazało się, że w budowli zadomowiły się sowy. Wieża, jako najstarsza tego typu budowla obronna w Polsce, ma być wkrótce udostępniona do zwiedzania.
Fatum nad miastem
Historia Prudnika obfituje w klęski i kataklizmy:
- A to dziecko kupca Schneidera zaprószyło ogień, a to spalili miasto Austriacy próbujący odzyskać je z rąk Prusaków - wylicza wspomniany już historyk. - Było też wiele epidemii. Na pograniczu śląsko-morawskim toczyło się wiele wojen, a na dodatek Prudnika nie oszczędziły też powodzie. Największe były pod koniec XIX wieku, w 1903 roku oraz ostatnia w 1997 roku.
W czasach nam współczesnych Prudnik zasłynął na Opolszczyźnie z największej liczby narkomanów.
W kronikach Prudnika w 1572 roku znaleźć można sugestywny opis zakopania żywcem Urszuli Hemmel, którą następnie kat przebił drewnianym palem, wbijając go w świeżą jeszcze ziemię. W ten okrutny sposób kobietę ukarano za pchnięcie nożem swojego dziecka.
Prudniccy rajcy, których poprzednicy byli przyczyną nałożenia na miasto klątwy, również dziś w wielu sprawach nie mogą dojść do porozumienia, przez co wiele zamierzeń samorządu spaliło na panewce. Chociaż trzeba przyznać, że w ostatnich latach Prudnik zaczął się rozwijać, a miasto jest remontowane i odnawiane.
- Klęski dotykające nas w przeszłości nie są chyba winą klątwy, lecz usytuowania geograficznego - zastanawia się Henryk Sobczak, przewodniczący Rady Miejskiej w Prudniku. - Miasto leży na pograniczu morawsko-śląskim, u podnóża Gór Opawskich, stąd wojny i powodzie.
Ale trzeba przyznać, że prudniczanie, nawet nękani przez przeróżne kataklizmy, nie odwrócili się od Boga.
Przykładem może być prywatna fundacja radcy Ortmana, który w testamencie ufundował kolumnę maryjną na prudnickim rynku. Prudniczanie co roku odbywają stamtąd pielgrzymkę do kościoła Franciszkanów w Głogówku. Natomiast pod kolumnę przychodzą procesje z kościoła parafialnego w Prudniku, na pamiątkę pożaru z 1627 roku.
Uśmiech arcybiskupa
Po nałożeniu na miasto ekskomuniki przez władze Kościoła katolickiego, mieszkańcy zwrócili się w kierunku protestantyzmu. Był to okres największej prosperity. Prudnik rozkwitał, a mieszczanie żyli w bogactwie i dostatku. Z drugiej strony spadły też na nie wspomniane wyżej klęski. Czy zatem średniowieczna klątwa ciągle wpływa na życie mieszkańców miasta?
Ksiądz Stanisław Bogaczewicz, proboszcz parafii św. Michała, pracował już w wielu miejscowościach i nie zauważył, żeby Prudnik był miastem przeklętym, gorszym od innych.
- Kłopoty i problemy są wszędzie, ale wynikają one głównie z ciężkich czasów i ogólnej sytuacji ekonomicznej - twierdzi. - Rok 2001 był obchodzony w Prudniku jako jubileuszowy rok prymasowski. Uroczystości odbywały się między innymi w klasztorze ojców franciszkanów, gdzie więziono prymasa Wyszyńskiego. Obok, na Koziej Górze, postawiony został wówczas piękny krzyż, który poświęcił arcybiskup Alfons Nossol. Wówczas ojciec Antoni Dudek spytał biskupa, czy klątwa rzucona na Prudnik jest ciągle aktualna. Spod krzyża roztaczał się piękny widok na Prudnik. Arcybiskup spojrzał na miasto, uśmiechnął się i powiedział: - Możecie być spokojni, tej klątwy już nie ma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska