Nie żyje Andrzej Szopiński-Wisła. Znanego dziennikarza wspomina Bolesław Bezeg, redaktor naczelny Nowej Trybuny Opolskiej

Bolesław Bezeg
W szpitalu w Kędzierzynie-Koźlu po długiej chorobie zmarł Andrzej Szopiński-Wisła – dziennikarz, wybitny filmowiec, wodniak, dusza towarzystwa, niegdyś wpływowy sympatyk PRL-u, potem jeden z pierwszych testerów wolnego rynku, kochający ojciec.

Szczerze mówiąc myślałem, że Andrzej Szopiński przeżyje nas wszystkich, a może nawet jest nieśmiertelny. Przeżył tyle niebezpiecznych sytuacji, że starczyłoby na uśmiercenie małego legionu. Wychował się nad kaszubskimi jeziorami i pływał jak ryba, a sporty wodne nie miały dla niego tajemnic, wiosłowanie go relaksowało.

Zanim przyszła moda na morsowanie, nawet późną jesienią, w środku przepełnionego pracą dnia znajdował chwilę by podjechać na Dębową i przez kilka minut machnąć parę kilometrów wpław. Pewnego razu stracił przytomność i dopiero po kilku minutach przyjaciele z WOPR wydobyli go nieprzytomnego na brzeg. Śpiączka, szpital, brak reakcji na leczenie, sądziliśmy, że to już koniec. A on po tygodniu otworzył oczy i zdrowy jak ryba kazał się wypisać ze szpitala. Powiedział mi potem: „Ciągle w zadziwiający sposób wymykam się śmierci, może Bóg chce mnie napomnieć, żebym się nawrócił za życia? Nic z tego, bo to znaczy, że dopóki się nie nawrócę będę żył!”

Bo Andrzej kochał życie w każdym z jego przejawów, ale też podchodził do niego z wielkim dystansem. Po przybyciu do Kędzierzyna-Koźla, przez długie lata pracował w zakładowej gazecie „Życie Blachowni”. Równocześnie stał się najpopularniejszą osobą w mieście: nie było bez niego żadnej ważniejszej popijawy, ale i żadnego pochodu czy partyjnej masówki, której by nie prowadził. W nowej rzeczywistości uparcie twierdził, że Kędzierzyn-Koźle zasługuje na własną gazetę. Założył najpierw „JNG”, a potem doprowadził do powołania „Gazety Lokalnej”. Lubił podkreślać, że ma wykształcenie uniwersyteckie bo skończył Wieczorowy Uniwersytet Marksizmu i Leninizmu, ten mieszczący się za komuny w pałacu w Większycach.

Zawsze był boleśnie szczery, ale i gotowy do pomocy. Kiedy w redakcyjnej kłótni wywaliłem mu „beneficjent poprzedniego ustroju”, zawiesił sobie nad biurkiem tabliczkę o takiej właśnie treści. Gdy w czasie lustracji ujawniono, że był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „skorpion”, kazał sobie wytatuować wizerunek skorpiona na ramieniu i śmiał się gdy go tak nazywaliśmy. Trudno było z nim wytrzymać, ale bez niego to już nie jest to.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska