Pies został potrącony w niedzielę, 28 lipca. Sprawca odjechał, nie udzielając pomocy.
- Z drogi zabrał go jeden z mieszkańców Chrzowic i przeniósł pod ogrodzenie pobliskiej posesji. Myślał, że pies nie żyje. Na drugi dzień, gdy usłyszał, że zwierzę piszczy, tylko polał je wodą. I tyle... A zwierzę cierpiało - relacjonuje Irena Otremba, wiceprezes TOZ w Opolu.
Jak podkreśla Otremba, konającego psa musiało widzieć wiele osób. Nikt jednak nie zgłosił sprawy odpowiednim służbom.
Dopiero w poniedziałkowe popołudnie Fightera, bo tak pies został nazwany przez działaczy TOZ, zobaczył mąż jednej z wolontariuszek organizacji i zawiózł do weterynarza. Zwierzę było w bardzo ciężkim stanie, miało obrzęk mózgu i niewładne wszystkie kończyny, nie był w stanie jeść.
Mimo wysiłków lekarzy czworonoga nie udało się uratować.
- Walczył dzielnie pięć dni, ale przegrał z ludzką głupotą i znieczulicą. Brak nam słów, by opisać, co czujemy - mówią załamani wolontariusze TOZ.
Ci apelują także o to, by podobne przypadki zgłaszać policji lub organizacjom zajmującym się pomocą zwierzętom.
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?