Niebezpieczne topole

Fot. Beata Cichecka
Ostatnia wichura wyrwałą ogromną gałąź. Krystyna Kotlarz obawia się, że następnym razem na jej dom(po drugiej stronie drogi) runą topole.
Ostatnia wichura wyrwałą ogromną gałąź. Krystyna Kotlarz obawia się, że następnym razem na jej dom(po drugiej stronie drogi) runą topole. Fot. Beata Cichecka
Rodzina ze Starego Lasu bezskutecznie domaga się od gminy usunięcia sprzed jej domu dwóch drzew grożących zawaleniem.

Krystyna Kotlarz wraz z sześcioosobową rodziną mieszka w domu jednorodzinnym. Naprzeciwko budynku rosną dwie strzeliste topole, wysokie na blisko 20 metrów. Jedna z nich niebezpiecznie pochyliła się w stronę budynku.

- Obawiamy się, że podczas wichury te drzewa zwalą się na nasz dom - mówi Krystyna Kotlarz. - Przy mocniejszych wiatrach nie śpię po nocach ze strachu. W telewizji pokazują teraz tyle nieszczęść. Widziałam, jak w ciągu minuty drzewa łamały się jak zapałki, a ludzie tracili cały dobytek i ginęli pod zwalonymi konarami.
Krystyna Kotlarz zabiega o wycięcie dwóch topoli już od jesieni ubiegłego roku. Do dziś nie doczekała się decyzji władz gminnych.
- Pracownicy wydziału rolnictwa obiecali mi, że sprawa zostanie załatwiona pozytywnie, ale nic nie zrobili - mówi. - Wiosną ponownie zgłosiłam się do gminy z interwencją. Wtedy dowiedziałam się, że to problem zarządu dróg powiatowych. Tam natomiast poinformowano mnie, że działka należy do gminy i jej obowiązkiem jest wycięcie zagrażających bezpieczeństwu drzew. Kilkakrotnie dzwoniłam do urzędu miejskiego w tej sprawie, ale pracownicy wydziału rolnictwa mnie unikali. W miniony poniedziałek przyjechali wreszcie samochodem straży miejskiej i oznajmili, że zasięgnęli opinii u sołtysa i te drzewa nam nie zagrażają. Ponadto wyparli się, że wcześniej u nich interweniowałam. Jak można tak traktować człowieka? Mam już tego dosyć.
Leszek Janus, sołtys Starego Lasu, twierdzi, że żadnej opinii nie wydawał. - Nikt nie zwracał się do mnie w tej sprawie - zaprzecza. - Problem polega na tym, że topole rosną na działce prywatnej.

Jerzy Ratajczak, naczelnik wydziału rolnictwa i rozwoju wsi w Urzędzie Miejskim w Głuchołazach, zapewnia, że sprawa zostanie załatwiona pozytywnie: - Wystąpimy jeszcze po ekspertyzę do fachowców - wyjaśnia. - Jeśli potwierdzą oni, że drzewa należy wyciąć natychmiast, to zamówimy specjalistyczną firmę. Jeśli jednak nie będzie groźby zawalenia, to roboty przesuniemy dopiero na jesień. Powodem jest brak pieniędzy. W tym roku wydaliśmy już ponad dwa z pięciu tysięcy złotych przeznaczonych na tego typu interwencje. Koszt pozbycia się tych dwóch topoli może pochłonąć jedną trzecią naszych funduszy, ponieważ jest to skomplikowana sprawa. Obok drzew przebiegają linie telefoniczna i energetyczna. Ponadto kwestią sporną jest to, na czyim terenie rosną drzewa. Wycinkę powinien współfinansować również zarząd dróg powiatowych. Jej koszt szacujemy na tysiąc złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska