Pani Krystyna (imię zmieniliśmy) o założeniu Niebieskiej Karty, dowiedziała się telefonicznie. - Pani z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Brzegu powiedziała, że jestem podejrzana o stosowanie przemocy w rodzinie - mówi brzeżanka. - Okazało się, że według byłego konkubenta od pięciu lat miałam stosować przemoc wobec niego i naszej starszej córką. Miało dochodzić do szarpania, bicia i obrażania.
To o tyle zaskakujące, że mężczyzna wyprowadził się już w 2012 roku, a potem jeszcze tylko na krótko wrócił do swojej partnerki. - Przez trzy lata w sądzie toczyła się sprawa o prawo do wychowywania dziecka, w tym czasie wiele razy rozmawialiśmy z kuratorem, sprawę badały rodzinne ośrodki diagnostyczno-konsultacyjne i nigdzie nie było nawet wzmianki o tej rzekomej przemocy - mówi „sprawczyni”. - Nie było też żadnych interwencji policji czy opieki społecznej.
Teraz policjanci i pracownice MOPS-u są regularnymi gośćmi w domu pani Krystyny, bo raz w miesiącu przeprowadzają wywiad. - Tłumaczą, że taki mają obowiązek i ja to rozumiem, ale proszę sobie wyobrazić, jak ja się czuję? Co sobie myślą sąsiedzi czy znajomi starszego dziecka?
Pani Krystyna jednoznacznie wiąże zgłoszenie, którego dokonał jej były konkubent z zakończeniem sprawy w sądzie, który matce przyznał prawo do opieki nad córką, ojcu wyznaczając kontakty w niektóre dni. Niestety, reguły dotyczące Niebieskiej Karty, które mają chronić prawdziwe ofiary przemocy - a więc praktycznie utajnienie dokumentów przed sprawcą czy wyłączenie sprawy z Kodeksu postępowania administracyjnego, w niektórych przypadkach stają się przekleństwem niewinnie posądzonych osób. Bo zanim gminne zespoły i grupy robocze złożone ze specjalistów badające sprawę wydadzą opinię, może minąć wiele miesięcy.
- Jeżeli małżonkowie mieszkają osobno, a w rodzinie są dzieci, do zadania członków grupy roboczej należy m.in. rozstrzygnięcie czy chodzi o konflikt małżeński czy faktycznie o przemoc - mówi Bożena Łucyszyn, kierownik Punktu Pomocy Kryzysowej w Brzegu i zarazem przewodnicząca zespołu interdyscyplinarnego, który prowadzi całą procedurę - Niestety, nikt po jednej wizycie w domu i kontakcie z rodziną nie jest w stanie stwierdzić lub wykluczyć, czy mamy do czynienia z przemocą. A gdy w rodzinie jest jeszcze dziecko, to działania są bardziej rozległe i trwają dłużej.
Co gorsza, nawet jeśli zapadnie rozstrzygnięcie „uniewinniające” rzekomego sprawcę, osoba posądzająca może złożyć kolejne doniesienie i pozostaje bezkarna. - Nękanym w ten sposób osobom pozostaje praktycznie tylko proces cywilny - tłumaczą specjaliści z zespołów interdyscyplinarnych.
POLECAMY NA NTO.PL
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?