Nieboczowy. Tu, gdzie teraz jest wieś, za kilka lat będzie dno wielkiego zbiornika

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Alina Mandera jest jednym z kilku mieszkańców, którym udało się wprowadzić do nowych Nieboczów jeszcze przed świętami. Chociaż wszystko dookoła to jeszcze plac budowy.
Alina Mandera jest jednym z kilku mieszkańców, którym udało się wprowadzić do nowych Nieboczów jeszcze przed świętami. Chociaż wszystko dookoła to jeszcze plac budowy. Fot. Tomasz Kapica
Po wielu latach ruszyła przeprowadzka mieszkańców podraciborskiej wsi Nieboczowy, która znajdzie się na dnie zbiornika chroniącego przed powodzią Opolszczyznę.

Trzy trumny już dziś pojechały - mówi pani Anna, mieszkanka Nieboczów. - Mówili, że szybko mają się z tym uporać, nawet po piętnaście trumien dziennie będą przenosić do nowej wsi. Raz-dwa i będzie po wszystkim.

U sąsiada pani Anny już od wielu miesięcy jest po wszystkim, to znaczy z okazałej kiedyś posesji został tylko płot. Dom i reszta zabudowań gospodarczych już rozebrane. Działka wygląda tak, jakby od wielu lat był tam tylko trawnik. Bo robotnicy przyłożyli się do roboty i zabrali niemal każdy kamień.

- Kościół też rozbiorą. Nowy się już buduje w nowych Nieboczowach - mówi pani Anna. - Musieliśmy o niego powalczyć, to nie tak, że od razu zapadła decyzja, że nam świątynię zbudują.

Sołtys Nieboczów Krzysztof Szczotok potwierdza, że w sprawie kościoła trzeba było uderzyć do samego arcybiskupa Wiktora Skworca, metropolity katowickiego. Pojechali dużą delegacją.

- Arcybiskup od początku nas wspierał w tej całej przeprowadzce - mówi sołtys wsi. - To dodawało otuchy wszystkim mieszkańcom.

Arcybiskup Skworc przyjechał nawet do wsi na bierzmowanie dla zaledwie 14 młodych chłopców i dziewcząt. To nie lada wyróżnienie, bo metropolita nie jeździ do byle wsi, by udzielać sakramentów. No, ale nieboczowianie, walcząc o ten kościół, zrobili wrażenie na jego ekscelencji.

O pieniądzach zawsze rozmawia się najtrudniej

Ludzie walczyli zresztą o wszystko. O to, żeby droga dojazdowa do nowych Nieboczów miała oświetlenie (i ma) i żeby nowa wieś wyglądała ładnie (dozwolone są tylko trzy kolory dachów, aby nie było zbyt pstrokato). I żeby dostać odpowiednią rekompensatę za utracony majątek. Z tym było trochę problemów, chociaż mieszkańcy oficjalnie mówić o tym nie lubią.

- Bo nam niektórzy zaczęli zarzucać, że my tak pazernie do tego podchodziliśmy, że chcieliśmy nie wiadomo ile pieniędzy i nie wiadomo jakie wille budować - mówi jedna z mieszkanek. - Ale skoro cały nasz dobytek miał zostać zrównany z ziemią, to człowiek oczekuje, żeby się z nim uczciwie rozliczyć.

Właśnie ruszyły pierwsze przeprowadzki. Nowe Nieboczowy znajdują się 9 kilometrów obok starych. Kilka domów jest już w praktyce gotowych, reszta to wciąż place budowy. Robotnicy układają kostkę brukową, podłączają media. Na gaz jeszcze trzeba będzie trochę poczekać. Do wtorku wprowadziły się trzy rodziny, może kilka zdąży jeszcze przed świętami. Jako pierwsi zameldowali się tu pani Gizela i pan Władysław.

- Na razie to jest tu tak trochę smutno, bo sąsiadów nie ma - tłumaczą. - Ale z czasem będzie tu coraz lepiej.

Na niektórych znakach w nowych Nieboczowach wciąż wisi jeszcze folia. Ludzie dopiero się tu sprowadzają.
Na niektórych znakach w nowych Nieboczowach wciąż wisi jeszcze folia. Ludzie dopiero się tu sprowadzają. Fot. Tomasz Kapica

Mieszkańcy prosili, aby zachowano dawną nazwę: Nieboczowy. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji zgodziło się na to. Nowe znaki już stanęły przed wjazdem do wsi. Z niektórych nie zdążono nawet zdjąć folii.

Józef Kołek ma 83 lata, w Nieboczowach mieszka od urodzenia. Od 30 lat jest na emeryturze, wcześniej pracował w kopalni „Anna” w Rydułtowach. „Robił na przodku”, jak to mawiają górnicy.

- Ja nie szedłem do roboty leżeć, tylko ciężko pracować - opowiada pan Józef. Za owe ciężko zarobione pieniądze zbudował dom. Wiele rzeczy robił sam, bo tu, na Śląsku, ludzie znają się na budowlance. Miał nadzieję, że będzie mógł w nim odpoczywać na stare lata. Bo też Nieboczowy były od zawsze bardzo urokliwą wsią. Dookoła sporo wody, piękne zakątki. W 2005 roku została uznana za Najurodziwszą Wieś na Śląsku.
Już „za Niemca” mówiło się o zalaniu wsi

- Gdyby nie ta powódź w 1997 roku, to być może całej tej przeprowadzki by nie było - mówi emerytowany górnik. - Wtedy zalało Koźle, Opole i Wrocław. I od tego czasu trwały przygotowania do budowy zbiornika pod Raciborzem, który miał Opolszczyznę oraz część Dolnego Śląska chronić przed takimi kataklizmami.

Po 1997 r. zaczęto mówić o inwestycji głośno i często, ale plany takie pojawiły się już kilkadziesiąt lat temu. Niektórzy mieszkańcy twierdzą nawet, że pomysł zrodził się jeszcze „za Niemca”.

- Ludzie mieli jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie. Bo kto by się chciał wyprowadzać z takiego pięknego miejsca? Ja mam 83 lata, jak jadę na rowerze, to zadyszki dostaję. Tymczasem przyszło mi na starość dom przenosić!

We wsi niewiele się już dzieje. Kilka firm, które tam działały, zostało zamkniętych. Prawie połowa z pół tysiąca mieszkańców wyprowadziła się wcześniej, nie czekając, aż państwo zbuduje nowe Nieboczowy. W tych starych działają za to - i to bardzo prężnie - małe kopalnie żwiru.

Artur Szołtys zostawia stare gospodarstwo i przenosi się do nowego domu. Ale dopiero na przyszły rok. - Na razie jeszcze trzeba tu żyć - mówi.
Artur Szołtys zostawia stare gospodarstwo i przenosi się do nowego domu. Ale dopiero na przyszły rok. - Na razie jeszcze trzeba tu żyć - mówi.
Fot. Tomasz Kapica

- Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej płacił 8 złotych za metr ziemi, a prywaciarze po 15 złotych. Więc niektórzy woleli sprzedać ziemię tym drugim, co teraz tu kopią i wydobywają żwir - opowiada Artur Szołtys, kolejny z mieszkańców. On także ma już zbudowany dom, akurat w nowych Nieboczowach. - Ale tak w ogóle to wielu ludzi długo nie chciało się na to zgodzić, bo nie wiedzieli, jak ta cała przeprowadzka będzie wyglądać. Zresztą, na początku płacono po 2 złote za metr ziemi. Byli tacy, co sprzedali za taką kwotę. Wątpię, żeby było ich stać na budowę nowego domu.

Małe żwirownie będą działać prawdopodobnie jeszcze długo, bo zbiornik będzie suchy. To oznacza, że zostanie napełniony wodą dopiero wtedy, gdy poziom wody w Odrze niebezpiecznie się podniesie. Do tego czasu będą mogli eksploatować kopaliny. Według szacunków na terenie przyszłego zbiornika są udokumentowane złoża zawierające 125 mln metrów sześciennych żwiru.

- Jak to z pieniędzmi bywa, jedni fajnie zarobili, inni do dziś uważają, że zostali wykiwani - mówi jeden z mieszkańców. Przyznaje, że należy do tej pierwszej grupy. Za dwa hektary pola dostał 300 tysięcy złotych. Wcześniej oferowano mu 150 tysięcy. Nie napalał się, poczekał, dziś jest zadowolony.
Na remont za późno, na budowę za wcześnie

- Ale jak ktoś myśli, że to wszystko takie proste, to się myli - zaznacza. - Od lat nie można tu było rozbudowywać domów. Im bliżej było do rozpoczęcia budowy zbiornika, tym rzadziej człowiek decydował się na jakieś remonty. No bo po co malować ściany, skoro za niedługo zostaną one zburzone? Z drugiej strony nie było wiadomo do końca, kiedy to się stanie. Człowiek nie wiedział, co robić.

Kilka dni temu zaczęła się operacja przenosin cmentarza ze starych Nieboczów do nowych. To pionierskie na skalę kraju przedsięwzięcie, bo w sumie ekshumowanych będzie aż 300 mogił.

- Jak poszliśmy na pierwsze spotkanie z mieszkańcami w tej sprawie, to zaczęliśmy rozmawiać o 18.00 a skończyliśmy o 2.00 w nocy - opowiada jeden z pracowników firmy Bruki Trawiński, która pracuje przy przenosinach nekropolii. - Ludzie chcieli mieć pewność, że wszystko zostanie zorganizowane z zachowaniem pełnego szacunku dla zmarłych.

Ustalono, że w każdą niedzielę zostaną odczytane nazwiska tych, których groby będą przenoszone w danym tygodniu. We wtorek o 7.00 bramy cmentarza zostają otwarte, a ludzie odmawiają modlitwę za zmarłych. Później, o 7.30, jest sprawowana msza święta w intencji tych, którzy będą cały tydzień przenoszeni.

-Chodzi o to, by moment przenosin nie był tylko suchym faktem, ale by wszystko odbywało się z wielkim szacunkiem, duchem modlitwy, pobożności i wiary - podkreśla ks. Mariusz Pacwa, proboszcz parafii w Nieboczowach.

Na starym cmentarzu znajdowało się prawie 300 mogił. Wszystkie zostaną przeniesione w inne miejsce. Operacja już się rozpoczęła.
Na starym cmentarzu znajdowało się prawie 300 mogił. Wszystkie zostaną przeniesione w inne miejsce. Operacja już się rozpoczęła. Fot. Tomasz Kapica

Zmarłych oglądać można, ale nie jest to wskazane

Ludziom pozwolono wziąć udział w ekshumacjach. Maksymalnie po dwie osoby z jednej rodziny, żeby nie robić tłoku na cmentarzu, na który oficjalnie już od dłuższego czasu jest zakaz wstępu. Mieszkańcom szczerze jednak odradzano.

- Lepiej zapamiętać naszych bliskich takimi, jakimi widzieliśmy ich po raz ostatni, zamiast oglądać kości - usłyszeli nieboczowianie od antropologa z Uniwersytetu Wrocławskiego, którego specjalnie ściągnięto, aby w szczegółach opowiedział o tym, jak wyglądają takie przenosiny.

Rozpoczynają się od zdjęcia starych nagrobków.

- Potem palikami zaznaczamy obrys grobu, a następnie stawiamy tam krzyż z tablicą, aby nie pomylić tożsamości zmarłych - tłumaczą pracownicy firmy przenoszącej cmentarz.

Potem łopatami kopie się ziemię, aż do głębokości, na której została złożona trumna. Wtedy wyjmuje się kości i przekłada do mniejszej trumny, którą zawozi się na cmentarz w nowych Nieboczowach albo którąś z 21 innych nekropolii, jakie wskazali mieszkańcy. Wszystko jest dokładnie fotografowane, po to, by sporządzić pełną dokumentację przenosin. Spisuje się także wszystkie ewentualne kosztowności z którymi bywali niekiedy chowani zmarli.

Niektóre nagrobki zostaną przewiezione i złożone ponownie w miejscu docelowego pochówku. Kiedy nie będzie to możliwe, na koszt państwa zbudowane zostaną nowe pomniki. Ale nie wcześniej niż na wiosnę, bo ziemia musi jeszcze osiąść.
Znów przenoszą termin zakończenia budowy

O ile przenosiny cmentarza i gospodarstw idą w miarę sprawnie, o tyle z samą budową zbiornika są kolejne problemy. Ministerstwo Środowiska w ostatnią środę poinformowało, że trzeba przeprowadzić specjalne badania geotechniczne, na które trzeba znaleźć dodatkowe 50 milionów złotych. Jednocześnie termin oddania tej inwestycji został przesunięty z początku 2017 roku na listopad 2018 roku. Na dodatek ministerstwo zasugerowało, że zostanie przeanalizowana możliwość wprowadzenia „funkcji żeglugowej” zbiornika, co oznacza, że miałby on jednak być na stałe napełniony wodą, a jej poziom zależałby od sytuacji hydrologicznej. Gdyby faktycznie doszło do zmiany planów, wówczas trzeba będzie zapewne wzmocnić wały, których budowa dopiero ruszyła. A to jeszcze bardziej opóźniłoby realizację zbiornika.

To już zresztą kolejne zamieszanie z nią związane. Niecałe dwa lata temu, już po rozpoczęciu robót, śląscy przedsiębiorcy z branży budowlanej napisali list w sprawie nieprawidłowości, do jakich może tu dochodzić. Zwracali uwagę, że hiszpańska firma Dragados wygrała przetarg na budowę, mimo że zaoferowała podejrzanie niską cenę. Hiszpanie zgodzili się to zrobić za 748 mln złotych, podczas gdy kosztorys opiewał na 1,33 miliarda zł. W sierpniu 2014 obawy te zaczęły się potwierdzać. Wykonawca poprosił inżyniera kontraktu o możliwość zawieszenia prac na kilka miesięcy. Ostatecznie do tego jednak nie doszło.

Cały czas pojawiają się nowe problemy. Jednym z nich był kształt tak zwanej przesłony przeciwfiltracyjnej, która ma uniemożliwić przesiąkanie wody pod wałem w czasie wypełniania zbiornika. Skutki takiego przesiąknięcia byłyby opłakane - w czasie pełnego piętrzenia wody zapora mogłaby zostać przerwana. Wówczas Racibórz w ciągu 2-3 minut zostałby dosłownie zmieciony z powierzchni ziemi. Międzynarodowy zespół ekspertów zalecił, aby przesłona przeciwfiltracyjna została wykonana nieco inaczej, niż pierwotnie planowano. To także podwyższy koszty całej inwestycji i wydłuży czas jej trwania.

To martwi także mieszkańców Opolszczyzny, wśród których jest m.in. Józef Kant z Kędzierzyna-Koźla.

- W 97 roku zalało mi całe mieszkanie, a w 2010 piwnicę i działkę - opowiada. - Wszyscy w Koźlu od lat wiedzą, że bez tego zbiornika istniejące wały przeciwpowodziowe nie dadzą rady. Co chwilę słyszymy jednak, że termin oddania inwestycji do użytku jest przesuwany. To wszystko od dawna wygląda na wielką fuszerkę. Ktoś pewnie na tym bałaganie nieźle zarabia. No, ale u nas tak się budowało wcześniej autostrady i wiele innych inwestycji.
Teraz czeka nas wykończeniówka

Mieszkańców Nieboczów problemy z samą budową zbiornika już średnio interesują. Do swojego nowego domu przeprowadziła się już pani Alina Mandera i ma zupełnie inne zmartwienia.

- Budowa trwała dwa lata, sporo nerwów kosztowała - opowiada pani Alina. - Te najtrudniejsze prace wykonywała firma, ale wykończenia robimy sami, żeby było taniej, bo z odszkodowania nie starczyłoby pieniędzy. Dużo jest jeszcze do zrobienia w samym domu, a także wokół niego. Trzeba będzie trawę zasiać, drzewka posadzić.

Na razie największym problemem jest brak gazu we wsi.

- Będzie, ale trochę później - mówi sołtys Krzysztof Szczotok. - To jest problem dla tych, którzy zdecydowali się na ogrzewanie gazowe. Bo w kuchni większość ma kuchenki indukcyjne.

W nowych Nieboczowach powstanie także kilkanaście mieszkań komunalnych.

- Zamieszkają tam ci, którzy mieli bardzo małe domy i nie mieli ziemi, w związku z czym nie dostali na tyle dużo pieniędzy, aby wybudować nowe domy - tłumaczy sołtys.

Ludzie, godząc się na przenosiny, zapewnili sobie, że w nowym miejscu zamieszkania powstanie nie tylko kościół, ale również boisko i remiza strażacka. A także porządne drogi dojazdowe.

- W ogóle mieszkańcy nie chcieli się wyprowadzać, dopóki nie zobaczyli, jak te nowe Nieboczowy będą wyglądać. A wyglądają przepięknie - mówi pan Adam, jeden z mieszkańców, który będzie się przenosił, ale dopiero po świętach. - Najpierw nas straszono, że tam są jakieś bagna i że woda będzie podchodzić wysoko. Ale jak ludzie na własne oczy zobaczyli, że to nie bagna, tylko pola, i że są tu malownicze wzniesienia, a także lasek, to im się to miejsce bardzo spodobało.

Sołtys wsi dodaje, że faktycznie długo musiał walczyć z fałszywą plotką, że chcą ich „eksmitować na bagna”.

- Czasem pojawia się tu grząski grunt, ale są to tak zwane wody podskórne. Mamy porządne działki budowlane i nie ma żadnego niebezpieczeństwa, że komuś będzie woda podchodzić.
Nie będzie smutnych piosenek

Życie w starych Nieboczowach z każdym dniem umiera coraz bardziej. Czynny jest jeszcze jeden sklep i bar, jedną z knajp zamknięto już dawno.

- W zasadzie niewiele tu jest do roboty - mówi jeden z mieszkańców. - Wielu znajomych wyprowadziło się stąd już wcześniej, do innych miejscowości, między innymi Syryni czy Lubomi. My od lat skazani byliśmy na zagładę, tylko nie wiadomo było, kiedy to się stanie. Teraz już wiadomo, bo wieś ma zostać całkowicie opuszczona do końca grudnia 2016 roku.

Uwagę miejscowych na tablicy ogłoszeń przy sklepie spożywczym przykuwa ogłoszenie pod tytułem „Ostatnia taka noc w Nieboczowach”. To zaproszenie na imprezę sylwestrową, która odbędzie się w miejscowym domu strażaka. - Ale nie będzie żadnych smutnych piosenek - uśmiecha się Andrzej Szulc, prezes Ludowego Klubu Sportowego Odra Nieboczowy. - Idziemy przecież na nowe, lepsze. Za rok będziemy spędzać sylwestra już w nowym domu.

Będzie chronił 2 miliony ludzi. Zbiornik Racibórz ma zapewnić bezpieczeństwo przeciwpowodziowe mieszkańcom Opolszczyzny, a także woj. dolnośląskiego. Podczas wezbrań rzeki Odry powinien przyjąć 185 mln metrów sześciennych wody i spłaszczyć w ten sposób falę powodziową.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska