Nielegalne wyścigi na ulicach Opola. Co o "mistrzach prostej" mówi były rajdowiec?

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Archiwum policji
Młodzi Opolanie umawiają się na nielegalne ściganie przez internet. W ich przypadku, bardziej niż umiejętności, liczy się jednak moc silnika.

- Ta moda przyszła do nas z Ameryki - mówi Stanisław Kozłowski z Automobilklubu Opolskiego. - 1/4 mili, to tylko 420 metrów. Oprócz czasu reakcji startowej, który się mierzy, o wszystkim właściwie decyduje moc silnika. W nowych autach te moce oscylują od 350 do 700 koni. I to kusi młodych ludzi.

To oznacza, że kierowcy prześcigają się nie tyle w doskonaleniu umiejętności, ile w możliwościach aut, którymi jeżdżą.

- W Opolu nie ma takiego miejsca, gdzie można by było zorganizować legalnie ściganie - mówi były rajdowiec. - Żeby auta mogły ścigać się bezpiecznie, przestrzeń między nimi musi wynosić ponad dwadzieścia metrów. Te auta osiągają prędkość 180-200 kilometrów na godzinę, więc potrzebny jest dystans na wyhamowanie. Ta rywalizacja nie może odbywać się pomiędzy normalnymi uczestnikami ruchu. W przypadku nielegalnych miejscówek nie wiemy też, na jakim sprzęcie ścigają się uczestnicy, ani czy opony mają homologację. To bardzo niebezpieczne.

Nielegalne wyścigi przyciągają tzw. mistrzów prostej asfaltowej. Prawdziwe talenty zwykle jednak rodzą się na drogach szturowych.

- W przypadku szutru nie wystarczy moc. Tu trzeba mieć pojęcie o technice jazdy, trzeba wiedzieć na przykład, jak zareagować gdy samochód ucieka nam w prawo - mówi były rajdowiec.

Gdzie na Opolszczyźnie kierowcy mogą sprawdzić swoje umiejętności? Więcej w programie Gość nto.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska