Niemcy atakowali Polskę z lotnisk pod Strzelcami Opolskimi

Redakcja
Niemieckie bombowce zostały użyte przez nazistów m.in. podczas kampanii wrześniowej. To zdjęcie pochodzi z pocztówki, którą piloci z lotniska w Otmicach wysyłali w czasie wojny do rodzin.
Niemieckie bombowce zostały użyte przez nazistów m.in. podczas kampanii wrześniowej. To zdjęcie pochodzi z pocztówki, którą piloci z lotniska w Otmicach wysyłali w czasie wojny do rodzin.
Dwie niepozorne wsie pod Strzelcami były dla nazistów idealnymi miejscami, żeby wybudować lotniska i prowadzić stąd naloty. Wojskowe bazy z pełną infrastrukturą stanęły w Otmicach i Ligocie Dolnej w zaledwie dwa lata.

Dla armii Adolfa Hitlera te tereny były cenne strategicznie przede wszystkim ze względu na bliskość ówczesnej granicy z Polską. Idealnie nadawały się do tego, żeby przeprowadzić stąd nalot bombowy. W 1937 r. zapadła decyzja o budowie obiektów Luftwaffe. Lotnisko w Otmicach, mimo bliskiego położenia koło wsi, oficjalnie się nazywało "Flieger-horst Stubendorf" (Lotnisko Izbicko).

Inwestycja zaczęła się od przyjazdu wojskowych, którzy urządzili w szczerym polu prymitywny pas startowy. Niedługo po tym zaczęły tu lądować pierwsze samoloty transportowe, którymi przylecieli ludzie i niezbędny sprzęt. Materiały budowlane i cysterny z paliwem armia dowoziła natomiast koleją.

Na lotnisku powstały łącznie trzy hangary - dwa, w których trzymane były samoloty i jeden hangar remontowy. Nieopodal znajdowały się pomieszczenia dla obsługi lotniska i służbowe mieszkania. O tym, że naziści przygotowywali się wtedy solidnie do wojny, świadczyły m.in. baraki dla jeńców, które stanęły nieopodal. Co ciekawe, powstało także kasyno, w którym wyżsi rangą żołnierze mogli się rozerwać w wolnym czasie.

Wrześniowy ryk silników

Krzysztof Ralla, mieszkaniec Otmic, który miał wtedy 9 lat, wspomina wydarzenia 1 września 1939 r: - Wojna rozpoczęła się ogromnym rykiem silników samolotowych. Po wschodzie słońca startowały ciężko obładowane JU 87. Wracały po około godzinie. Nie poszliśmy do szkoły. Kobiety szykowały się do wykopków kartofli, były przygnębione, niektóre płakały. My nie mieliśmy jeszcze pojęcia, co ta wojna przyniesie.

Tego dnia samoloty startowały równolegle także z sąsiedniego lotniska w Ligocie Dolnej. Były to bombowce JU 84. Piloci Luftwaffe, którzy 1 września przekroczyli niemiecką granicę, żeby zbombardować Polskę, tak opisywali ten dzień.
"Wieluń - nasz cel! W mieście kilka domów stoi w wielkim ogniu. (...) Mój pierwszy atak na żywy cel! Przez ułamek sekundy błysk świadomości: Tam w dole jest żywe miasto, miasto pełne ludzi. (...) Ulice w dole wyglądają jak obrazek z pocztówki, a ciemne punkty, które się na nich poruszają, są celem. Niczym, tylko celem."

"Przerażająco piękny widok! W trzech różnych punktach palą się rogatki miasta, tam, gdzie ulokowane były polskie wojska. Na dole widzę dziki chaos, wygląda na to, że ludzie kompletnie potracili głowy" - relacjonował z zimną krwią pilot Luftwaffe, który przeleciał nad Wieluniem po raz drugi, żeby ocenić skutki bombardowania.

Gestapo na podwórku

Krzysztof Ralla wspomina, że piloci i obsługa lotniska byli wtedy bardzo wymagający w stosunku do okolicznych mieszkańców. Jego rodzina prowadziła w tym czasie młyn w Otmicach i została zobowiązana do współpracy z armią - miała regularnie dostarczać żołnierzom świeże pieczywo. Pewnego dnia hur- townia z Opola nie przywiozła jednak piekarzowi mąki, potrzebnej do zrobienia bułek, więc wojskowi dostali na śniadanie sam chleb. Kilka dni po tym na podwórku rodziny Rallów pojawiło się gestapo. Tajni policjanci ze szczegółami wypytywali, dlaczego nie było bułek.

- Po stwierdzeniu, iż wina nie leży po naszej stronie, podziękowali, dodając, że znajdą winnego - mówi Ralla, podkreślając, że za wszelkie przewinienia czekały wtedy surowe kary, z obozem koncentracyjnym włącznie.
Miejscowe lotniska przez cały czas były rozbudowywane. Gdy skończyła się kampania wrześniowa, ruch na nich nieco ucichł. Ale na parę lat sąsiedztwo lotnisk zamieni życie mieszkańców wsi w piekło.

Hitler tej wojny nie wygra

Kiedy latem 1944 r. Amerykanie zaczęli bombardować okoliczne obiekty, m.in. zakłady przemysłowe w Zdzieszowicach, Blachowni i Kędzierzynie-Koźlu, na celowniku znalazły się także Otmice i Ligota Dolna. Na miejscowe domy spadły pociski. Naloty prowadzone były od lipca do grudnia. 14-letni wtedy Krzysztof Ralla wspomina, że syreny we wsi zaczynały wyć zazwyczaj około południa. Oznaczało to koniec lekcji. Wówczas padało poelcenie nauczyciela - "Jak najkrótszą i najszybszą drogą do domu!" Personel lotniska chował się w lesie.

Po pierwszym bombardowaniu mieszkańcy pobliskich wsi z przerażeniem oglądali leje, które miały 3-4 metry głębokości.
W styczniu 1945 roku naziści rozpoczęli ewakuację. Wojskowi naprędce wywozili najbardziej wartościowe urządzenia. Pośpiech doprowadził do katastrofy. W niedzielę 21 stycznia ostatni z samolotów, wzbił się na chwilę w powietrze i runął w miejscowym lesie. Leciało nim dwunastu pracowników obsługi lotniska. Ciała po katastrofie były poszarpane i zwęglone, bo samolot w momencie kontaktu z ziemią się zapalił. Mimo wypadku, naziści kontynuowali rozbiórkę lotniska. Mieszkańcom kazali schować się w piwnicach, a w tym czasie wysadzili hangary i spalili baraki. Ludzie wspominają, że gdy wyszli na dwór - zastali przerażający widok: ogień rozjaśniał okolicę, a nad nim unosiły się czarne kłęby dymu. Gdy pożar ustał, miejscowi zdecydowali się przeczesać pozostałości po budynkach. Kobiety i starsi mężczyźni szukali żywności i odzieży, natomiast chłopcy zainteresowali się latarkami, kartami do gry i scyzorykami. Niektórzy, widząc w salach wiszące portrety Hitlera i Göringa, wyżywali się na nich za całe zło wojny.

Radziecka maszyna wkroczyła

Zanim nadszedł front ze wschodu, część osób zdecydowała się opuścić swoje domostwa i uciec w głąb Niemiec. Ludzie wyjeżdżali na furmankach i bryczkach, zostawiając gospodarstwa i zwierzęta.

Radziecka armia wkroczyła do Otmic i Ligoty Dolnej 23 stycznia 1945 r. Żołnierze, obserwujący z czołgów okolicę, byli skuleni z zimna, a w rękach trzymali pepesze gotowe do strzału. Zmęczeni czerwonoarmiści postanowili urządzić sobie postój w domach mieszkańców. Ci dostali nakaz opuszczenia własnych pokoi, żeby zrobić miejsce dla wojskowych. Rosjanie byli wrogo nastawieni do cywili - palili szkoły, dworce i prywatne mieszkania.

- W tym czasie na terenie przyległym do lotniska przebywał kolega z niepełnosprawnym od urodzenia ojcem. Ojcem dziewięciorga dzieci. Z kolumny czołgów jeden się zatrzymał. Żołnierze podeszli do nich i o coś zapytali, ci ich nie zrozumieli. Wtedy jeden z nich przyłożył do skroni kolegi ojca pistolet i pociągnął za spust. Kolega przybiegł do matki i opowiedział, co się stało. Rodzina przywiozła na sankach ciało i złożyła w stodole - wspomina Ralla.

Reaktywacja lotniska

Żeby walczyć z armią Hitlera, która przeniosła się w głąb Niemiec, Rosjanie potrzebowali miejscowej infrastruktury. Jednym ze strategicznych obiektów znów okazało się otmickie lotnisko. Żołnierze nakazali mieszkańcom uporządkować pas startowy i pozostałości po budynkach, tak, żeby znów mogły stąd startować bombowce - tym razem radzieckie. Wszystko było robione w pośpiechu. Jedna z kobiet opowiadała, jak przypadło jej sprzątanie ciał nazistowskich żołnierzy, którzy rozbili się w katastrofie pod lasem podczas ewakuacji. Ziemia była jeszcze zmarznięta, więc ciała trudno było wydobyć. Mieszkanka układała je na plandece i w ten sposób przenosiła do pobliskiego okopu. Zostały zakopane pod śniegiem, bo mróz uniemożliwiał normalny pochówek.

Lotnisko w Ligocie Dolnej przetrwało wojnę w stosunkowo w dobrym stanie. Hangary pozostały niezniszczone, w nich przetrwały nawet częściowo rozebrane szybowce. Polskie władze zdecydowały, że powstanie tutaj ośrodek szkolenia pilotów.

W Otmicach lotnisko przejęła natomiast najpierw jednostka wojskowa z Radomia, a później zostało przekazane opolskiemu aeroklubowi. Część zabudowań przeszła na własność państwa, a część została sprzedana. W miejscowych lasach do dziś można natknąć się na betonowe pozostałości po obiektach.

Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą, autorem książek na temat historii lokalnej ziemi strzeleckiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska